[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A cóż to znowu znaczy? - zdziwił się.
- Mam pieniądze, jestem niezależna, więc posiadanie dziecka na
tym etapie życia naprawdę nie stanowi dla mnie problemu! - odparła
ze wzruszeniem ramion.
Tak, on także doszedł do tego wniosku podczas spaceru w
bezsennÄ… noc.
Ponadto jej kochająca rodzina z pewnością stanie za nią murem.
- Posłuchaj, Kenzie... - Nerwowo przeczesał sobie włosy
palcami. - Nie przyszedłem tu, żeby się z tobą kłócić...
- Nie? Więc po co? Mimo że bardzo się staram, naprawdę nie
widzę, co to wszystko ma z tobą wspólnego! - Patrzyła na niego
zarumieniona z emocji.
128
RS
Była tak piękna, że omal przed nią nie ukląkł.
Była niesamowicie szczupła, a brak makijażu i związane włosy
nadawały jej wygląd niewinnego podlotka.
Nie mógł znieść myśli, że miałaby samotnie wychowywać
dziecko. Nawet jeśli nie było ono jego.
- Przyszedłem... bo nie jestem w stanie się ciebie wyrzec! -
wyjąkał.
Zdumiona mina Kenzie przypominała jego własną, gdy o trzeciej
nad ranem uświadomił sobie ten prosty, a zarazem bolesny fakt.
Był głupcem, gdy ponad pięć miesięcy temu pozwolił jej odejść.
Nie obchodziło go, czy nosiła w sobie dziecko Carltona - jeśli znów
pozwoli, by odeszła, popełni straszny, niewybaczalny błąd!
- Nie rozumiem cię - szepnęła Kenzie.
- Wiem - przyznał ze smutkiem. - Ja sam niezbyt dobrze siebie
rozumiem. - Ale... - wciągnął ze świstem powietrze - jeśli nie
porozumiesz się z Carltonem, chciałbym, żebyś wiedziała... - Urwał
na dzwięk dzwonka u drzwi.
- To Jerome - oznajmiła Kenzie. Mąż wydał jej się naprawdę
odmieniony. - Dominiku...
- Nie wyjdę - rzekł stanowczo. - Jeśli chcesz z nim porozmawiać
na osobności, mogę pójść do kuchni, ale jeszcze nie skończyliśmy.
Dominik się zmienił. Człowiek z lodu sprzed ponad pięciu
miesięcy gdzieś zniknął.
129
RS
Chłód i zimna stanowczość nagle się ulotniły. Nie była pewna,
co to oznacza. Co miał na myśli, mówiąc, że jeśli nie porozumie się z
Jerome'em, chciałby, żeby wiedziała... ?
- Jerome nie będzie zachwycony twoją obecnością. -
Westchnęła, przypomniawszy sobie, że czynił jej gorzkie wyrzuty, że
zniknęła z Dominikiem - jakby miała wybór! - a teraz będzie
kontynuował sprzeczkę.
- Mam gdzieś... - Urwał i dokończył spokojniej: - Nie interesuje
mnie, czym się zachwyca Jerome Carlton. - Nagle spojrzał jej prosto
w oczy i dodał: - Tylko ty się dla mnie liczysz, Kenzie. Ty i twoje
pragnienia.
Doszedł w nocy do wniosku, że gdyby Kenzie kochała innego,
nie mogłaby oddać mu się z taką żarliwością w Bedforth Manor. Czy
to jednak znaczy, że kocha jego?
Nie spuszczała z niego spojrzenia. Westchnęła z irytacją, gdy
dzwonek zadzwięczał ponownie.
- Dobrze, zostań - rzekła, podchodząc do drzwi. - Och,
nieważne! - Miała zamiar poprosić, żeby się nie kłócili.
Dominik i Jerome sprzeczali się przy każdym spotkaniu. Dziś
pewnie nie będzie inaczej.
- Kenzie?
- Tak? - Odwróciła się do niego, a oczy rozszerzyły jej się ze
zdumienia, gdy ujął jej twarz w dłonie i wpił w nią badawcze
spojrzenie.
- Czy chcesz wyjść za Carltona? - spytał cicho.
130
RS
Kenzie przymknęła oczy; nie chciała, by poznał, że wczoraj
wieczorem go oszukała, mówiąc, że dziecko nie jest jego.
- Błagam cię, powiedz! Bez względu na dziecko, czy chcesz
wyjść za niego za mąż?
- Jak to... ?
Bez względu na dziecko? Co miał na myśli? Spojrzała mu
głęboko w oczy. Co właściwie zobaczyła?
Coś, czego nie rozpoznała. Czego nie spodziewała się ujrzeć w
jego oczach. Omal nie zabrakło jej tchu.
- Nie - szepnęła. - Nie chcę wychodzić za niego za mąż.
Dominik patrzył na nią; dotyk jej skóry sprawiał, że dłonie mu
drżały.
- To dobrze - mruknął. - Bo jest inne wyjście niż ślub z
Carltonem lub samotne wychowywanie dziecka.
- Jak to? - Nie rozumiała, patrząc na niego bezradnie.
Dominik posłał jej smutny uśmiech.
- Być może nie jest to wyjście wymarzone, ale chcę, żebyś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]