[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Myślałem o tobie, dziadziu, kiedy Najdroższa mi to mówiła - powiedział na koniec. -1
powiedziałem jej, że świat może być lepszy, ponieważ ty jesteś, i że będę się starał cię
naśladować.
- A co ona na to odpowiedziała? - zapytał hrabia z niepokojem w głosie.
- Powiedziała, że to prawda, i że zawsze powinniśmy szukać w innych tego, co w nich
dobre i próbować brać z nich przykład.
Być może właśnie o tym myślał teraz starzec, patrząc przez szparę w czerwonej firance,
która osłaniała jego ławkę. Wiele razy spoglądał nad głowami ludzi w tę stronę, gdzie
59
siedziała samotnie żona jego syna. Widział piękną twarz, tak ukochaną przez zmarłego,
któremu nigdy nie przebaczył, i oczy tak podobne do oczu dziecka stojącego przy nim.
Niełatwo jednak byłoby odgadnąć, czy nachodzące go myśli były nadal zacięte i gorzkie,
czy może choć trochę pogodniejsze...
Zanim opuścili kościół, wielu ludzi, którzy przybyli na nabożeństwo, zatrzymywało się, by
lepiej im się przyjrzeć. Kiedy zbliżyli się do bramy, jakiś mężczyzna stojący z kapeluszem
w ręku postąpił ku nim krok i zatrzymał się niepewnie. Był to farmer w średnim wieku, o
zmęczonej, spalonej słońcem twarzy.
- I cóż, Higgins? - powiedział hrabia.
Lord Fauntleroy odwrócił się szybko, by na niego spojrzeć.
- To naprawdÄ™ pan Higgins? - wykrzyknÄ…Å‚.
-77-
- Tak - odpowiedział oschle hrabia. - Jak przypuszczam, przyszedł tu, by zobaczyć
swojego nowego pana.
- Tak, milordzie - rzekł mężczyzna i zaczerwienił się mocno. - Pan Ne-wick powiedział
mi, że jego lordowska mość był tak dobry i wstawił się za mną, i... chciałbym mu za to
bardzo podziękować, jeśli będzie mi wolno...
Wydawał się zdziwiony, że chłopiec, któremu tyle zawdzięczał, był tak mały. Jego
dobroczyńca stał z podniesionymi w górę oczyma i patrzył zupełnie tak samo, jak
patrzyłyby własne dzieci Higginsa, którym los przecież nigdy nie sprzyjał... Ten chłopczyk
najwyrazniej wcale nie zdawał sobie sprawy z ważności własnej osoby.
- Wasza lordowska mość zrobił dla mnie tak wiele dobrego - powiedział wreszcie
Higgins. - Ja...
- Och - przerwał mu Fauntleroy. - Przecież ja tylko napisałem list, a to mój dziadziu panu
pomógł, ale sam pan wie, jaki on zawsze dobry jest dla wszystkich. Czy pani Higgins
czuje siÄ™ lepiej?
Farmer niemal osłupiał z wrażenia. Odebrało mu mowę, kiedy usłyszał, że jaśnie
wielmożny pan hrabia to człowiek pełen współczucia, dobry i szczodry.
- Ja... No więc... Tak, wasza lordowska mość -jąkał się. - Małżonka moja miewa się
lepiej, od kiedy zmartwienie spadło jej z głowy. Bo, po prawdzie, ona zachorowała z trosk
i kłopotów.
- Bardzo się cieszę, że pana żona jest już zdrowsza - powiedział chłopiec. - Mój dziadek
tak się martwił, że pana dzieci przechodziły szkarlatynę. Ja również się martwiłem. On
przecież także miał dzieci, a ja, jak może pan wie, jestem synem jego syna.
Higgins wpadł w panikę. Czuł, że bezpieczniej i bardziej rozsądnie będzie nie patrzeć na
hrabiego - znał dobrze ojcowskie uczucia tego człowieka, który widywał się z synami dwa
razy do roku i który, jeśli chorowali, czym prędzej uciekał do Londynu, bo nie miał
zamiaru nudzić się towarzystwem lekarzy i pielęgniarek, ale rozmowa ta była też trudna
dla nerwów jego hrabiowskiej mości. Pod krzaczastymi brwiami aż zabłysły mu oczy,
kiedy usłyszał, jak to martwi się dziećmi Higginsa chorymi na szkarlatynę.
- Widzisz, Higgins - wtrącił z kwaśnym uśmiechem. - Wy wszyscy mylnie mnie
oceniacie, a tylko lord Fauntleroy dobrze mnie rozumie. Jeśli będziecie potrzebować
wiarygodnych informacji na temat mojego charakteru, zgłoście się do niego. Siadaj do
60
powozu, Fauntleroy!
Mały lord wskoczył do środka i powóz potoczył się wzdłuż zielonej alejki. Nawet kiedy już
skręcili w bok, na główną drogę, hrabia ciągle uśmiechał się ponuro.
-78 -
Rozdział VIII Nauka konnej jazdy
Mijały dni, a hrabia Dorincourt nieraz jeszcze uśmiechał się z przekąsem, bo miał do
tego rozmaite powody. Ale też - kiedy bardziej zżył się z wnuczkiem - zaczął uśmiechać
się tak często, że zdarzały się chwile, kiedy owa ironia znikała prawie zupełnie. A
przecież powinniśmy pamiętać, że zanim lord Fauntleroy zjawił się na zamku, starzec z
każdym dniem był coraz bardziej i bardziej zmęczony samotnością, podagrą i swoimi
siedemdziesięcioma latami. Po tak długim życiu, obfitującym w przyjemności i zabawy,
niezbyt przyjemnie było spoczywać samotnie - choćby w najwspanialszym pokoju - z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]