[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko.
- Nie. Nic takiego do mnie nie doszło, a przecież o panu Fitzalanie w towarzystwie często się
mówi. Powiada się, że w przeszłości romansował z kilkoma damami, ale ponieważ nie bywa na
salonach Atwood i Netherley, nie ma co do tego pewności. Eve... musisz mi powiedzieć. Która
to dama? Jak siÄ™ nazywa?
- Dobrze, powiem ci. Mam na myśli Angelę Lambert... no, po Lesliem Stephenson.
- Angela i pan Fitzalan?! Ależ nie, to absurdalne. Ja w to nie wierzę. I ty też w to nie wierz.
Wiem, że po śmierci Lesliego Angela w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała zbolałej
wdowy. Spędziła sporo czasu w Londynie, gdzie, jak mówił mi Matthew, dobrze poznała
Geralda i jego przyjaciół, ale nie słyszałam, by coś ją łączyło z panem Fitzalanem. A z jakiego
powodu tobie to przyszło do głowy?
- Och, wiesz, właściwie bez powodu. - Eve uśmiechnęła się z przymusem. - Proszę cię, Emmo,
zapomnij, że cokolwiek mówiłam. To było głupie z mojej strony.
Emma zmarszczyła brwi. Dobrze wiedziała, że Eve nie ma zwyczaju oskarżać nikogo bez
powodu. Wiedziała też, że Angela niegdyś bardzo ją zraniła.
- Oczywiście, że to głupie. Jednak chciałabym wiedzieć, dlaczego zadałaś to pytanie.
- Tylko dlatego, że spotkałam Angelę w Brooklands. Przypadkiem zobaczyłam ją w ogrodzie
razem z Marcusem. Zachowywali się dość poufale, zaczęłam więc podejrzewać, że łączy ich nie
tylko zwykła znajomość. Poczułam się... jak intruz.
- Zachowywała się tak zapewne dlatego, że jest zazdrosna. Obie wiemy, jak potrafi być złośliwa
i przebiegła. Boże drogi, Eve, przecież to nie ją, ale ciebie zamierza poślubić pan Fitzalan. Na
twoim miejscu nie zaprzątałabym sobie tym głowy, skoro jednak tak bardzo się tym przejmujesz,
to może nie jesteś do pana Fitzalana nastawiona aż tak wrogo?
Eve spuściła oczy i głęboko westchnęła.
- Rzeczywiście - przyznała miękko. - Wprawia mnie w takie pomieszanie, że sama nie wiem, co
robię i co mówię.
- Wygląda mi na to, że jesteś na najlepszej drodze do tego, żeby się w nim zakochać.
- Tak... Naprawdę na to wygląda. Wtedy, podczas jarmarku, potraktował mnie tak okropnie, że
uznałam go za człowieka bez skrupułów i nie chciałam słuchać, gdy ktokolwiek wyrażał się o
nim dobrze.
- A teraz?
- A teraz sama się sobie dziwię, że nie potrafię zle o nim myśleć. Przez tak długi czas byłam
wrogo do niego nastawiona. Teraz jednak, kiedy go lepiej poznaję, zaczynam dostrzegać drugą
stronę jego natury. Tę, którą tak podziwiał mój ojciec. Wygląda na to, że będę musiała zmienić o
nim zdanie.
- Miło mi to słyszeć, Eve. Małżeństwo, które zaczyna się od goryczy i żalu, nie wróży szczęścia
na przyszłość. A teraz chodzmy, bo niania nas woła. Dzieci już się rozsiadły, czas na posiłek.
Eve szła w ślad za nią, zaskoczona faktem, że tak łatwo przyszło jej zwierzyć się ze swoich
uczuć do Marcusa. Pamiętała jednak, do czego jest zdolna Angela. Wiedziała, że ta podstępna,
zawistna intrygantka swoimi knowaniami może zagrozić jej małżeńskiemu szczęściu.
Podczas gdy Emma pomagała pokojówkom i niani sprzątać talerze po pikniku, Eve i Matthew
pobiegli z dziećmi nad rzekę, skąd po chwili zaczęły dobiegać donośne wybuchy śmiechu i
okrzyki radości.
Tymczasem w ich stronę zmierzał Marcus Fitzalan, który postanowił przyjechać do państwa
Parkinsonów i zobaczyć się z Eve. Gdy zbliżył się do rzeki, zwabiły go śmiechy i radosne
okrzyki. Wyłoniwszy się spomiędzy drzew, wjechał na małą polanę, gdzie rosły jeżyny i
wiciokrzew, a także rozpościerał się błękitny dywan z niezapominajek.
I, ku swej radości, zobaczył Eve rozciągniętą na porośniętym trawą brzegu rzeki. Leżała
nieruchomo, obserwując obłoki płynące po bezkresnym niebie i oddychała głęboko, całą piersią.
Marcus patrzył na nią zachwycony. Pozostając bowiem w całkowitej harmonii z otoczeniem,
wyglądała tak, jak musiała wyglądać jej imienniczka w raju - niezmiernie kobieco, wprost
czarujÄ…co.
Jednak radość, którą Marcus odczuł na jej widok, szybko zgasła, jego wzrok padł bowiem na
młodego człowieka leżącego u jej boku. Marcusa na ten widok ogarnęła niezrozumiała panika i
wielki gniew, ponieważ doszedł do wniosku, że - zanim zdążył rozeznać się w uczuciach, jakie
wzbudza w nim Eve - skradziono mu ją, pozbawiono go tego wielkiego skarbu. Przyszło mu też
na myśl, że być może trzy lata temu, oskarżając ją o to, że jest rozpustną małą kokietką, miał
całkowitą rację.
Gdy cień samotnego jezdzca, który wjechał właśnie na polanę, padł na niego i na Eve, Matthew,
wytrącony z błogostanu, usiadł i w milczeniu zaczął wpatrywać się w przybysza.
Poznał natychmiast Marcusa, którego widział w kopalni, i skulił się prawie pod jego lodowatym,
pełnym gniewu i niezadowolenia spojrzeniem. Wiedział bowiem, że Marcus jest narzeczonym
Eve.
Wiedział, co może sobie pomyśleć, widząc ich razem w mokrych i znajdujących się w nieładzie
ubraniach. Uświadamiając to sobie, Matthew zapragnął zapaść się pod ziemię, a jego twarz stała
siÄ™ purpurowa ze wstydu.
Tymczasem Marcus, patrząc na Eve, która leżała z rozpuszczonymi, długimi, jedwabistymi
włosami, nie mógł oderwać od niej wzroku. Stanowiła bowiem wspaniały widok. Patrzyła mu
dumnie prosto w twarz płonącymi fiołkowymi oczami. Nie okazywała przy tym zaniepokojenia
z powodu jego przyjazdu, zdawała się też nie dbać o należną córce lorda skromność. A on na jej
widok czuł gorące mrowienie.
Eve, rozciągnięta na trawie, bez butów i pończoch, twarz miała zarumienioną od słońca i
śmiechu. Dolne partie jej nóg - długie, białe, szczupłe i zgrabne - były obnażone, nieprzykryte
spódnicą. Marcusa ogarnęła wściekłość. Jak ona śmie, pomyślał, pokazywać się w ten sposób
temu nieopierzonemu młokosowi?!
- Mam nadzieję - odezwał się, omiatając ich wzrokiem i nie mogąc sobie przypomnieć, skąd zna
tego młokosa - że rzeczy nie przedstawiają się tak, jak wyglądają na pierwszy rzut oka. Nie
sądzę, bym znał tego pana. Eve, bądz tak dobra i przedstaw nas sobie.
- Z przyjemnością. Choć wiedząc, że znasz jego starszego brata, dziwię się, że nie poznałeś i
jego. Matthew, przedstawiam ci pana Fitzalana. A to jest Matthew Somerville, Marcusie. Brat
Geralda. Pracuje jako agent handlowy Kopalni Atwoodzkiej.
Ciemne brwi Marcusa zbiegły się gniewnie, był bowiem przekonany, że każdy, kto
spokrewniony jest z Geraldem Somerville'em, nie posiada żadnych moralnych hamulców.
Matthew wstał z purpurową twarzą, nie mając pojęcia, jak bardzo Marcus Fitzalan nienawidzi
jego starszego brata.
- Tak... ja... ja wiem, kim pan jest, proszÄ™ pana. Pan jest...
- Narzeczonym panny Somerville. Prawda, Eve?
- Tak - potwierdziła, czując, że więzy zadzierzgnięte między nimi w Brooklands zaczynają
pękać.
- Pozwolę więc sobie pogratulować panu, proszę pana -powiedział Matthew grzecznie, po czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl