[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Prawdę mówiąc, nie - przyznał się Charlie. - Lilly uważa... uważa, że mi na niej nie
zależy. Ciociu Margaret wcale tak nie jest. Zależy mi na niej bardziej, niż możesz sobie
wyobrazić.
- Właśnie widzę. Co zamierzasz zrobić?
- Zrobić? Nie mam pojęcia. Coś jednak muszę zrobić. Bez niej życie jest beznadziejne.
Ciotka przyglądała mu się przez chwilę.
- Naprawdę kochasz tą dziewczynę, prawda? No, Charlie, przecież wiesz, że możesz
mi o wszystkim powiedzieć.
Skinął głową.
- Tak, chyba ją kocham.
- Wobec tego, może odpowiesz mi na jedno pytanie. Czy Lilly lubi podróżować?
- Nie wiem, ciociu. A dlaczego pytasz? - zdumiał się.
- No cóż, być może będę mogła ci pomóc. Jak myślisz, czy chciałaby popłynąć z nami
w rejs?
- Co?! Nie miałabyś nic przeciwko temu, żeby Lilly z nami popłynęła? - Charlie mało
nie spadł z krzesła.
- Bardzo ją lubię. To wyjątkowo urocza dziewczyna, Moglibyście się dobrze razem
bawić. Tylko sobie wyobraz, jakie to będzie romantyczne. Och, zupełnie jak na filmie,
prawda? Oczywiście będę waszą przyzwoitką. - Spojrzała na Charliego surowo.
- Oczywiście. - Charlie pokiwał głową. - Ciociu, czy mogę ją zaprosić? Naprawdę się
zgadzasz? Nie żartujesz?
- Ja nigdy nie żartuję. Czy kiedykolwiek wycofałam się z obietnicy? Poszukaj Lilly.
Zaproś ją, sprawdz, czy to w czymś pomoże. Potem do mnie zadzwoń i dokładnie wszystko
opowiedz!
Charlie zerwał się z krzesła.
- Mogę pożyczyć twoją broszurę? Chciałbym ją pokazać Lilly.
- Jasne.
- Dzięki, ciociu Margaret.
- Och, na razie nie ma za co. Ty odszukaj Lilly, a ja zadzwonię do jej rodziców. Zaraz
wszystko naprawimy. - Uśmiechnęła się do Charliego, który pochylił się, by pocałować ją w
policzek.
- Ciociu M., jesteś najlepsza - powiedział, po czym wybiegł z restauracji, omal nie
przewracając kelnera z tacą pełną szklanek.
- Mogę oprzeć tu nogi? - zapytała Lilly.
- Zmiało, mój samochód jest twoim samochodem - odparła Tracy, włączając radio.
Lilly położyła nogi na desce rozdzielczej. Przypomniała sobie tamten dzień, kiedy
poznała Charliego. Zaproponował, że podwiezie ją do domu, a ona nie chciała obok niego
siedzieć. Charlie to wyczuł, powiedział, że nie chce jej torturować, i odjechał. Dziś torturą
było to, że nie mogła siedzieć obok niego. Tyle razy narzekała na jego ciężarówkę. Już nigdy
nie będzie tak blisko Charliego.
Musi o nim zapomnieć i jakoś żyć dalej.
A jednak wciąż miała nadzieję, że jeszcze im się ułoży. Znają się od niedawna, może
po prostu potrzebują więcej czasu. Lilly wiedziała jednak, że kiedy zaczną się wakacje oddalą
się od siebie. Latem każdy żył swoim życiem. A w ostatniej klasie ich drogi rozejdą się na
dobre.
- Znowu dopadły cię czarne myśli, tak? - przerwała jej rozmyślania Tracy. - Masz taką
minę, jakby świat miał się zaraz skończyć. Zrób sobie przerwę na chwilę. Nie trać nadziei.
- Aatwo ci mówić. Czy to światło się kiedyś zmieni? - niecierpliwiła się Lilly.
Samochód przed nimi drgnął do przodu. Tracy zdjęła nogę z hamulca i ruszyła za nim,
ale światło było wciął czerwone.
- Mogliby naprawić te światła. Są beznadziejnie ustawione - mruknęła Tracy. - To
śmieszne. Nikt nigdy nie jezdzi tamtą drogą.
- Właśnie. - Lilly rozejrzała się po skrzyżowaniu. - O, mamy zielone. W końcu.
Ledwo ruszyły, kiedy z tyłu wpadł na nie jakiś samochód. Nie uderzył zbyt mocno, ale
wystarczyło, by pchnąć je do przodu. Lilly oparła się rękami o deskę rozdzielczą.
- Co się dzieje? - wykrzyknęła.
- Ktoś nas stuknął w tył! Niewiarygodne! - Tracy odpięła pas i wyskoczyła z
samochodu.
Lilly powoli wysiadała. To jej drugi wypadek w ciągu miesiąca. Ma jakiegoś
potwornego pecha! Zasłoniła oczy przed rażącym słońcem.
Drzwi w samochodzie za nimi też się otworzyły. Wóz do złudzenia przypominał
kombi Charliego, to ze zniszczonym przednim błotnikiem.
- O nie! - Tracy potrząsała głową. - To niemożliwe.
- Możliwe. To prawda - powiedziała Lilly z bijącym sercem.
XVII
Roztrzęsiony Charlie wysiadł z samochodu i spojrzał na Tracy, potem na Lilly.
Zdawało mu się, że zaraz zemdleje. Nie dość, że stuknął czyjś samochód, to jeszcze wpadł na
Lilly wcześniej, niż się spodziewał. Tego było za wiele. Tymczasem na zatarasowanym
skrzyżowaniu zrobił się korek, zniecierpliwieni kierowcy zaczęli trąbić i krzyczeć na ich
trójkę.
- Cześć - powiedział cicho Charlie.
- Cześć? - warknęła na niego Tracy. - Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Hm& chyba się zamyśliłem - wyznał Charlie. Nagle przypomniał sobie ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]