[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Melora bezradnie skrzyżowała ręce na piersiach. Boże, niech ona będzie roz-
sądna, niech posłucha ojca, myślała gorączkowo.
- Simone! - Daniel krzyknął ostrzegawczo i wtedy dziewczynka zrozumiała,
że jej ukochany tatuś rozgniewał się nie na żarty.
Melora patrzyła sparaliżowana strachem. Pokochała to dziecko i czuła, że
chce do końca życia być przy niej, opiekować się nią i ją chronić. I jeśli powta-
rzała sobie, że nie wolno jej budować tak mocnej więzi, teraz zrozumiała, że jest
na to za pózno.
Belhara wdrapał się już na skałę i za chwilę dosięgnie Simone, pochwyci ją i
odciągnie od krawędzi. Melora modliła się w duchu, by tak się stało. Dzieciaki na
dole zamilkły i wyszły z wody. Dziewczynka, jeszcze przed chwilą gotowa do
skoku, zaczęła płakać.
- Przepraszam, tatusiu, j a nie chciałam! - zawołała. Belhara był już od niej
na wyciągnięcie ręki, ale nie robił gwałtownych ruchów, by jej dodatkowo nie
wystraszyć.
- Simone, wszystko będzie dobrze! - krzyknął Daniel, który zbiegł do wody.
- Ostrożnie się odwróć i podejdz powoli do Belhary.
Lecz w tym momencie mała się pośliznęła i, spadając ze skały, krzyknęła z
przerażenia. Po sekundzie na dole rozległo się głośne uderzenie i plusk wody.
Czy ona uderzyła w skałę?
- Nie! - krzyknęła Melora, zbiegając na dół. Serce waliło jej jak oszalałe,
oczy zalewały łzy.
Daniel już zanurkował, by wyciągnąć Simone.
R
L
T
- O Boże, spraw, żeby jej się nic nie stało - wyszeptała Melora, zaciskając
dłonie.
Nigdy w życiu nie czuła takiego przerażenia. Takiej paniki nie przeżywała
nawet w najtrudniejszych momentach życia. Zrozumiała, że strachu o dziecko z
niczym nie można porównać i że choć nie jest matką Simone, ona jest jej dziec-
kiem. Oczekiwanie, aż Daniel z córeczką wypłyną na powierzchnię, trwało dla
niej jak wieki, choć wynurzyli się po kilku sekundach.
Gdy Melora usłyszała głośny płacz małej, poczuła niewyobrażalną ulgę.
Ugięły się pod nią kolana, więc przysiadła w płytkiej wodzie i jak w hipnozie pa-
trzyła na Daniela, który holował córeczkę do brzegu. Gdy podpłynęli do niej,
Melora szeroko rozpostarła ramiona, by przytulić dziecko. Całowała małą, która
nie przestawała płakać, bardziej chyba jednak ze strachu niż z bólu.
- Już dobrze, wszystko będzie dobrze - powtarzała. - Coś cię boli? Uderzyłaś
się? Pokaż tatusiowi, gdzie cię boli.
Simone pokiwała głową, pokazując zwisającą bezwładnie rączkę. Gdy Da-
niel dotknął ramienia córeczki, mała wzdrygnęła się z bólu.
- Obawiam się, że to złamanie - powiedział cicho. -Trzeba ją zanieść do
ośrodka, tam obejrzy ją Keith. -Choć mówił rzeczowo, Melora dosłyszała drżenie
w jego głosie.
- Wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że nie ma obrażeń głowy ani krę-
gosłupa. I błyskawicznie wyłowiłeś ją z wody, choć dla mnie to trwało wiecz-
ność.
- Ale to moja wina. Nie powinienem spuszczać jej z oczu. Zamiast być przy
niej, bawić się z nią w wodzie, byłem pochłonięty sobą. Jestem jej ojcem, więc
ponoszę całkowitą odpowiedzialność za to, co się stało - powiedział, odbierając
R
L
T
Simone z rąk Melory. -Wszystko będzie dobrze - uspokajał córkę. - Nie bój się,
nic nie będzie bolało. Tata jest przy tobie.
Melora podniosła się z trudem i odgarnęła Simone kosmyki opadające na
buzię.
Twarz Daniela przypominała pozbawioną wyrazu maskę, ból malował się
tylko w jego oczach.
- Nie było mnie przy moim dziecku - powtórzył i trzymając Simone w obję-
ciach, cofnął się o krok.
Melora opuściła głowę. Miała wrażenie, że został jej wymierzony policzek.
- Muszę ją zanieść do Keitha - dodał, po czym, tuląc Simone, ruszył w kie-
runku ścieżki.
Melora rozumiała jego strach o dziecko, sama też była przejęta, ale nie
umknęło jej uwadze, że Daniel za ten wypadek wini siebie. Gdyby nie ja, pomy-
ślała, nie spuszczałby z niej oka i dziewczynce nic by się nie stało.
Poczuła się samotna i odrzucona. Nie była matką Simone, nie należała nawet
do miejscowej społeczności. Była lekarką, przyjechała tu na krótko. Niedługo
wróci do Australii i prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy ani Daniela, ani Si-
mone.
Na myśl o tym ścisnęło się jej serce. Ból był tak dojmujący, jak nigdy dotąd.
Pokonała raka, przetrwała zerwanie z Leightonem, ale świadomość, że na zawsze
rozstanie się z Danielem i dziewczynką, była dla niej nie do wytrzymania.
Nie pozwoli im odejść. Nie może do tego dopuścić. Nie może biernie po-
zwolić na utratę dwójki najbliższych jej ludzi! Gdy podejmowała decyzję o wy-
jezdzie na Tarparnii, czuła się zagubiona i samotna, ale tutaj zrozumiała, jak
R
L
T
ważne są międzyludzkie więzy. J'taną i jej nowo narodzonym dzieckiem czule
opiekowały się siostra i matka. Miri i Jalak służyli pomocą i ofiarowywali przy-
jazń wszystkim ludziom, którzy przybywali do ich wsi: pacjentom leczonym
przez miejscowych lekarzy i lekarzom, którzy przyjeżdżali tu z zagranicy.
Na Tarparnii nauczyła się, czym jest przyjazń, rodzina, społeczność. Zrozu-
miała to dzięki Danielowi i Simone.
Złapała szkicownik i pobiegła za nimi, by wspierać ich i być przy nich. Da-
niel może i trzymają na dystans, a teraz wręcz ją odtrącił, ale zrobił tak, bo był
wściekły na siebie. To nie powstrzyma jej jednak przed wspieraniem go i okaza-
niem mu, jak bardzo jest jej bliski.
Mimo że wciąż czeka na wyniki badań i choć wkrótce będzie musiała wrócić
do Australii, chociaż nie wie, jak zostaną przyjęte jej uczucia, musi zawalczyć.
Musi okazać Danielowi, że on i Simone są dla niej najważniejsi.
Biegła za nimi bez tchu ścieżką przez dżunglę, ale nie zdołała ich dogonić.
Gdy stanęła w progu ośrodka, usłyszała rozdzierający płacz dziewczynki. Keith
badał małą w gabinecie ortopedycznym. Daniel, który siedział na kozetce, trzy-
mał Simone w objęciach. Jego twarz wciąż skrywała ta pozbawiona wyrazu ma-
ska.
Na Melorę nawet nie spojrzał, cała jego uwaga skupiała się na córce. W tym
momencie jakby nie pamiętał, że jest lekarzem. Był tylko przejętym, pełnym nie-
pokoju ojcem.
- Simone, zaraz dostaniesz lekarstwo  powiedział Keith. - Od razu poczu-
jesz się lepiej i przestanie cię boleć. Tarvon - zwrócił się do Daniela - czy Simone
nie jest na nic uczulona?
Ponieważ Daniel milczał, Keith z niepokojem spojrzał na Melorę.
R
L
T
- Posłuchaj - odezwała się, delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu - wszystko
będzie dobrze. Powiedz, czy Simone jest na coś uczulona?
Dziewczynka wiła się z bólu, w oczach Daniela malowało się cierpienie.
- Nie wiem - odparł po chwili. - Nigdy nie chorowała, więc nie wiem.
Keith sięgnął do szafki po zastrzyk przeciwbólowy.
- Moja mała dzielna dziewczynka - powiedziała Melora. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl