[ Pobierz całość w formacie PDF ]

możliwość, że ruch piaskowych ziaren
znajdzie wypadkowÄ… takiego ustawienia, w
którym oczy ludzi dopatrzą się znajomego
kształtu. Jak kinetyczne ruchy materii
odzwierciedlane przemieszczaniem siÄ™
koloidalnych cząstek... Lecz każdy z nas
pamięta miłość bliskich, którzy oczekują
jego powrotu, i musi bronić się przed
szyderstwem martwego żywiołu.
 Alan...  mówi Gascar.
Nie patrzę mu w oczy, aby nie znalezć w
nich własnego obłędu.
 Słyszałeś ?  nie ustępuje.
 Nie. Nic nie słyszałem. Nic!  trzeba
powtórzyć szybko.  Nic, nic, nic!...
 Ależ tam był głos! Słyszałem
powtarzający kobiece imię głos!
 Nie. Nic nie słyszałem. Nie ma takiego
imienia... To tylko wiatr, to znowu ten
przeklęty wiatr... Brniemy dalej. Musimy
poznać mineralogiczną strukturę gruntu,
spisać dane z elektronicznych detektorów
kosmicznego promieniowania, wyjąć z
kaset taśmy zapisu sejsmografów. Musimy
wyjawić składowe chemicznych związków,
jakie powstawały przez miliardy lat
starzenia siÄ™ tego globu. One kryjÄ…
tajemnice Marsa. Tylko one.
KÅ‚amstwo
Leżał na wznak, oczy miał jeszcze
zamknięte.
Pomyślał, że to zle, gdy ktoś zaśnie w
pełnym słońcu, na ciepłym
piasku plaży. Gorąco południa sięga
głęboko, przepala czaszkę,
wsiÄ…ka w kostny szpik, wyciska swoje
piętno w każdej komórce
ciała. Słońce jest grozne.
Może dlatego nawiedził go zły sen?
Spróbował go sobie przypomnieć, ale myśli
były oporne, obrazy
nie dawały się tak łatwo wywołać z
pamięci. Wiedział tylko, że
w tym śnie był zupełnie sam. I to było
straszne  sam.
Zaczął powoli rozchylać powieki: skrawek
błękitu, promienie
słońca łamią się na rzęsach...  A więc niebo
jest"  pomyślał
1 już z większą pewnością otworzył oczy
szeroko. Niebo było na swoim miejscu.
Leżał z twarzą przechyloną na lewą stronę
i słońce grzało jeden tylko policzek.
Zauważył je kątem oka i zdziwił się: słońce
wcale nie oślepiało.
 Emi  powiedział.
Spróbował usłyszeć jej oddech, skupił
uwagę, lecz czuł tylko szum '
krwi pulsującej w jego własnych skroniach.
 Nie powinienem był zasypiać w samo
południe  pomyślał
znowu.  Stanowczo nie powinienem.
Jednak ciepło rozleniwia
 i to też było prawdą.
 Emi, śpisz?  zapytał.
Czekał długo, lecz spała widocznie, gdyż
nie dosłyszał żadnego
szmeru.
 Znowu będę cię musiał obudzić  mówił
sam do siebie, walcząc z sennością.  Jak
to się dziwnie składa, że zawsze zasypiamy
razem i zawsze ja pierwszy siÄ™ budzÄ™.
Usiadł i poczuł na plecach mrowienie
piasku osypujÄ…cego siÄ™
2 włosów.
 Wiesz, Emi, kiedy siÄ™ budzÄ™, jezioro jest
zawsze inne. Może to śmieszne, ale tak mi
się zdaje, jakby ktoś wymazywał z jego
Obrazu pewne fragmenty i zamieniał je
innymi czekając tylko ze spłataniem figla
na moment, gdy ja odwrócę uwagę.
Uśmiechnął się do jakiegoś przelotnego
wspomnienia i zamknÄ…Å‚ oczy.
 Teraz, na przykład, zamknąłem oczy 
powiedział.  Lecz dobrze pamiętam, jak
wyglądało niebo... Nad samym horyzontem
zaległo pasmo wyblakłe, ale im wyżej 
tym więcej czystego błękitu. Całe niebo
odbijało się w jeziorze i właściwie gdybym
nie wiedział, że leżymy na brzegu,
mógłbym przypuścić, że unosimy się na
jakiejÅ› latajÄ…cej wyspie gdzieÅ› wysoko... Po
prostu gdzieÅ› bardzo wysoko.
Przyszło mu na myśl, że plecie głupstwa,
ale skoro Emilia spała, nie miało to
większego znaczenia.
 Posłuchaj, teraz doliczę do trzech i
otworzę oczy. Raz, dwa... Słonce świeciło w
twarz, pod powiekami widział jakieś pyłki
krążące w purpurowych przestworzach.
 Trzy.
Spojrzał prosto w słońce i znów się zdziwił,
że grzejąc nie
oślepiało wcale.
Przeniósł wzrok nad jezioro.
 Emi, miałem rację!  zawołał
uradowany.  Tam na lewo jest obłok,
zupełnie nisko nad wodą. Myślisz, że
niezbyt uważnie patrzyłem? Nie, jego tam
naprawdę nie było... Obłok wydął się, jak
wypełniony wiatrem żagiel.
 Jego tam przecież nie było... Uśmiechnął
siÄ™, ponownie zamykajÄ…c oczy.
 Uważaj, Emi. Teraz doliczę do dziesięciu
i spojrzę na ciebie. Ty też zawsze jesteś
inna, kiedy się gniewasz i śmiejesz, kiedy
jesteś poważna, nawet wtedy, gdy śpisz.
Obrócił się całym ciałem w jej stronę i
zaczął liczyć powoli.
 Raz... dwa...
Kiedy dotarł do pięciu, ogarnął go lęk, że
Emilia siÄ™ nagle przebudzi, wybuchnie
śmiechem i znowu nazwie go małym
głuptasem, skończył więc już szybko i
spojrzał przed siebie. Piasek był żółty,
iskrzący się w słońcu okruchami białych
muszelek, które zdawały się tajać w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl