[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kapała na kołnierz jego białej koszuli.
Dotarli do najwyższego punktu pola, przy Iollan's Wood, gdzie John znalazł szczątki Fiony
Kelly. Katie przeraziła się na myśl, co tu teraz zastaną, i jej żołądek zaczął się buntować.
Zwymiotowała nie strawione śniadanie i musiała się zatrzymać.
- Ruszaj się, słyszysz?! - krzyknęła na nią Lucy chrapliwym głosem. - Nie możemy zmarnować
już ani chwili! Morrigain i tak za długo czekała.
Przebrnęli przez ostatnie grube bruzdy ziemi. Ich nogi zapadały się po kostki w mokrym
gruncie. Wreszcie w błocie przed sobą zobaczyli czerwone, szare i bladożółte fragmenty
poćwiartowanego ludzkiego ciała. Katie widziała wcześniej szczątki Fiony Kelly, jednak nie była w
stanie zachować teraz spokoju, tym bardziej że była śmiertelnie przerażona i nie miała żadnego
wpływu na to, co miało się z nią wkrótce stać.
- Siobhan Buckley - powiedziała Lucy, z satysfakcją obchodząc szczątki. - Miła dziewczyna,
wrażliwa, o artystycznej duszy. Właśnie taka, jakiej szukała Morrigain.
W taki sam sposób, w jaki ułożone zostały szczątki Fiony Kelly, w ziemi tkwiły żebra Siobhan
Buckley. Naga czaszka leżała na biodrach. Wnętrzności leżały wokół czaszki niczym wielkie splątane
blade węże. Jej wątroba lśniła w kałuży razem z płucami. Deszcz padał tak intensywnie, że nawet
wrony nie miały odwagi przylecieć na ucztę.
Były tu także przewiercone kości udowe, z małymi szarymi lalkami zwisającymi na sznurkach.
- Zmusiła mnie, żebym jej pomógł - powiedział John z obrzydzeniem. - Powiedziała, że jeśli
tego nie zrobię, zabije moją matkę. Potem i tak ją zabiła.
- Nie przypuszczałam, że dotrwam do tego dnia - powiedziała Lucy. Chodziła teraz nerwowo w
tę i z powrotem, i za każdym razem, kiedy zmieniała kierunek, robiła dziwne ruchy głową. - Nigdy nie
sądziłam, że to zobaczę. Morrigain, wielka i straszna Morrigain przybędzie tutaj z drugiej strony.
Katie i John stali bez ruchu. John mocno zaciskał pięści, a jego twarz była bardzo biała.
- Moi koledzy będą się zastanawiać, gdzie jestem! - krzyknęła Katie. - O dwunastej miałam
przesÅ‚uchiwać Tómasa Ó Conailla. JeÅ›li nie zjawiÄ™ siÄ™ na Anglesea Street i nikt siÄ™ do mnie nie
dodzwoni, zaczną mnie szukać.
- Niech tutaj przyjadą - powiedziała Lucy, nie zatrzymując się. - Kiedy cię znajdą, wiele juz po
tobie nie zostanie.
- O czym ty mówisz?
- Naprawdę nie wiesz? Przechodząc na drugą stronę, Morrigain żąda czternastej ofiary, żywej
kobiety, najsilniejszej w swoim plemieniu. Od samego początku wiedziałam, że to ty najlepiej
nadajesz się do tej roli. To musiałaś być ty!
- Co to znaczy od samego początku"? - zdziwiła się Katie
- Od chwili, w której ujrzałam cię w nocnych wiadomościach telewizyjnych, kiedy znalazłaś
kości tych wszystkich kobiet. Słyszałam, jak mówisz o rytualnym morderstwie, i od razu wiedziałam,
o jakie morderstwo chodzi, ponieważ w tle zobaczyłam jedną z kości udowych ze zwisającą z niej
laleczkÄ….
- Powiedziałaś mi, że przysłał cię tutaj uniwersytet.
- Uniwersytet? Nigdy nie byłam związana z żadnym uniwersytetem. Ostatnio mieszkałam w
Bostonie i pracowałam jako dekoratorka wystaw sklepowych w Haltmann's Stores przy Downtown
Crossing.
- To skąd aż tyle wiesz o Morrigain?
- To dla niej żyję, Katie. I to od lat. W najdrobniejszych szczegółach zbierałam informacje o
ofiarach Jacka Calwooda, docierałam do miejsc, w których układał ciała, próbowałam ustalić, ile
kobiet zdołał zabić. Poświęcałam na to niemal każdy weekend, zaczynałam się jednak obawiać, że
nigdy nie znajdę tego, czego szukam. Jego dom w Bostonie dawno zburzono, no i nie miałam żadnego
pomysłu, jak znalezć miejsce, w którym zakopał kości. Ale pewnego dnia pojawiłaś się ty, niczym
anioł z niebios, gdyby tylko istniały anioły i niebiosa. Przemówiłaś do mnie z telewizora, wskazałaś
mi miejsce, w którym można wezwać Morrigain, i powiedziałaś mi, z ilu kobiet muszę jeszcze złożyć
ofiarę, aby ją przywołać.
- Jesteś chora, kompletnie obłąkana!
- Tak, zgodziłabym się z tobą, gdyby Morrigain nie istniała. Ale kiedy Jack Calwood był Janem
Rufenwaldem, w Niemczech, zdołał wezwać Morrigain trzy razy, tak twierdził. Za każdym razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]