[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tyle że wszystko stało się nieważne i błahe. Wypełniała mnie jedna rozpaczliwa myśl: ANIA!
MOJA ANIA! MOJA ANIA... PORWANA!!!
Slipek i Hulewicz z pogardą spoglądali na zaskoczonych chłopaków. Warto było poczekać, żeby
zobaczyć sławne DERKI28 na kolanach. W przenośni oczywiście, bo jakoś na kolana nie padali,
tylko mrugali pociesznie.
Widzę, że paralizator się przydał Jurek Mętlik zdjął przeciwsłoneczne okulary
Wyprostowany, z wypiętą piersią, porządnie ubrany i czysty. Szef po prostu. Możesz oddać, jak
już nie jest potrzebny
Kostek milczał.
No? ponaglił Slipek. Oddawaj broń.
Spokojnie Mętlik machnął ręką. Odda, nie jest złodziejem. Zapalcie światło, ciemno się
robi.
Slipek posłusznie pstryknął przełącznikiem.
Od kiedy nie śmierdzisz, łobuzie? zapytał Kostek, nagle odzyskawszy mowę. Zobaczyłeś
reklamÄ™ dezodorantu?
28 DERKI Detektywistyczna Ekipa Radykalnie Konsekwentnych Intelektualistów tajna
organizacja, założona przez Konstantego Ptaka i Jacka Plombę w celu tropienia szkolnych
przestępców.
270
I grzebienia? dodał Plomba, trąc dłonią podrażnioną skórę. Ciągle był w szoku, zmienił się
jedynie powód.
Może by ich puknąć? Slipek zacisnął pięści.
Obu razem i każdego z osobna zachrypiał Skunks. Picie coli z lodówki nie jest rozsądne przy
takim upale. Podrażnione gardło domagało się natychmiastowego ukojenia.
Nie ma takiej potrzeby, prawda, chłopcy? Mętlik błysnął wyszorowanymi zębami. W
kremowej marynarce, płóciennych spodniach i jasnych butach mógł się nawet podobać.
Przysunął bujany fotel, rozsiadając się w nim z rozłożonymi nogami. Jak mafiozo niemalże.
Dużo wiecie, prawda? zagaił.
To znaczy, że niby o czym? Kostek udał głupiego, spoglądając z ukosa na leżący na stole
paralizator.
Powiadają, że najciemniej jest pod latarnią i coś musi być na rzeczy, bo Ogóras najwyrazniej
paralizatora nie zauważał. Przyboczni również.
O tym i owym pokręcił głową. A w gruncie rzeczy o niczym.
No, jeśli nafaszerowanie Cyny pirami... dorynolem...
Czym?
Cyclobarbitalem sprostował Plomba.
No właśnie Kostek pstryknął palcami. Jeśli dajesz dobremu kumplowi narkotyk, po
którym dostaje szmergla i omamów, to rzeczywiście nic takiego. Cud, że żyje.
Gdybym się szybko rzucił, może udałoby się go obezwładnić, rozważał. A co z tymi dwoma?
Plomba niedysponowany. .. Nie damy rady, psia kostka.
271
Chwilę potem doznał olśnienia i zaraz przeraził się tej myśli. Przełknął ślinę. Jest tylko jedno
podejście i jedna szansa. Niewielka, ale zawsze. Trzeba się pospieszyć.
Czego chcesz od nas? zapytał, czując, jak pod włosami gromadzą się krople potu.
Podniecenie odbierało oddech.
Obietnicy, synu, męskiej obietnicy
Synu? Nawet powiedzonko mi zarąbałeś? oburzył się Ptak, próbując jednocześnie
przypomnieć sobie właściwą sekwencję klawiszy.
Palce drżały, a to niczego nie ułatwiało.
Rozdział 29.
Kidnaper z Chicago
Zostawiłem oszołomionego Gnidę i wyskoczyłem na korytarz. Biec, gonić, ratować! Ratować!
Ale dokąd biec i kogo gonić? Zatrzymałem się, niezdecydowany Kim byli ci faceci? Za dużo pytań,
żadnych konkretów. Zaraz...
Wiedziony okropnym podejrzeniem pospieszyłem do pokoju wychowawców. Właśnie otwierali
drzwi.
Czy była tu dziewczyna? zacząłem bez wstępów. Podobno o mnie pytała?
O rozjaśnił się pan Edi. Zdzisiek %7łardełko, czyli Janek. !>B5 here, Johnny19 otworzył
ramiona, jakby chciał mnie objąć i uściskać. Cofnąłem się.
Podejrzenie przerodziło się w pewność. %7łylasty Edi miał na nogach ciemne sportowe buty z
białawym nalotem przy szwach. Zlady przemoczenia. Znalazł się drugi z nocnych ła-zęgów.
Wyszedłeś mimo zakazu burknął pan Witek. I załatwiłeś się na amen. Umarłeś w butach,
Racyniak. Przyszła kryska na Matyska... wskazał palcem wnętrze pokoju, sugerując, bym
wszedł.
19!>B5 here, Johnny (ang.) podejdz, Jasiu.
273
- Znam te powiedzonka, proszę pana pokręciłem głową. Znam też różne inne rzeczy. Gdzie
ona jest? Siliłem się na spokój, bo słyszałem, że spokój w takich sytuacjach daje pewną szansę.
No proszę poklepał mnie Edi. Jaki domyślny chłopak amerykański akcent gdzieś się
ulotnił. Zniżył głos. Gdzie ona jest, no, no... Ale tutaj nie będziemy rozmawiać, okej?
Wolę tutaj głos mi się lekko załamał. Zmierzchało i Ania gdzieś tam szaleje ze strachu i
rozpaczy MOJA ANIA!
A ja mam gdzieś, co ty wolisz Rudy ucapił mnie za ramię, przyciągnął do siebie i wbił pod
żebro coś twardego. Spojrzałem w dół. Pistolet.
Na moment straciłem poczucie rzeczywistości.
... Potrzebuję cię, Cyna powiedział Jurek. Przyłącz się do mnie, nie pożałujesz.
Przecież jestem z tobą.
Napij się, gorąco dzisiaj. Tak słonecznie podsunął otwartą puszkę pepsi light.
Dziwnie smakuje.
Tylko pierwszy raz uśmiechnął się Mętlik. Wypij jeszcze.
Wypiłem. Ciecz była słodka i lepka. Nie gasiła pragnienia.
Nie chcę już.
Szkoda, bo mam takiej więcej.
274
GÅ‚upio mi jakoÅ›.
A będzie jeszcze głupiej.
Siedziałem na tapczanie. Witold Rudziawka kończył rozmowę telefoniczną.
... w bezpiecznym miejscu. Jasne, właśnie się ocknął popatrzył na mnie z wyrazną ulgą.
Nie, nikt nie widział. Mhm, wiem, nie miałem pojęcia, że to taka sprawa. Szef ma dziwne metody,
ale cóż otarł czoło. Tak, żadnych numerów na własną rękę. Na razie wyłączył aparat.
Spróbowałem wstać, ale mnie powstrzymał.
%(
Nawet nie wiesz, kogo my tu mamy, Edi uśmiechnął się ponuro.
No kogo?
Psa tropiciela, jak go szef nazwał siorbnął z kubka łyk zimnej kawy i otarł wybrudzone
fusami usta. Nasze szczęście, że go Manik nie załatwił.
Nie rozumiem.
Bo ty jesteś zwykły kidnaper z Chicago, Edi uśmiechnął się Rudy z politowaniem. Dać w
łeb, związać, wozić w bagażniku. Tylko to potrafisz.
Czy ty, Kaszana, za dużo nie gadasz? zaniepokoił się Amerykanin. Dziwny kraj, żadnej
dyskrecji. Skrzywił się, bo w wilgotnych butach otarł stopy i teraz go piekły Nie boisz się, że nas
wsypie?
Rudy poklepał mnie po plecach i roześmiał się chrapliwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]