[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozwoliłeś temu brudowi mieszkać ze mną pod jednym dachem!
Zborowski, słuchając, gdy to wywoływała z zapałem, zbliżył się i pocałował ją w czoło.
- Anuśka! - zawołał. - Wiedziałem, że takiego złota, jak ty, żaden się brud nie ima. Dość
tego, i nie czyń mi wyrzutów... Oprócz ciebie nikt mi nie jest drogi. Nie dbam o nich.
Córka popatrzyła nań.
- Tyś zmienny jak chorągiewka - rzekła i wnet dorzuciła:
- Uciekł. A, gdyby kark skręcił...!
- Nie byłoby komu śpiewać pieśni wieczornych - westchnął Samuel. - On dla głosu tego i
kunsztu żyć wart, ale to chwast, co pachnie, a truciznę ma w sobie.
Otworzył drzwi niespokojnie i zawołał Boksickiego, czy Wojtaszka nie dognano.
- Gdzie go tam dopędzić! - odparł sługa. - Wziął najlepszego konia ze stajni i pół godziny
ma przed sobą; gdyby nie uszedł, niewart by nigdy na konia siąść.
- Więc śledzić mi ślij, dokąd się udał - zawołał Samuel - bo nam piwa srogiego nawarzy.
- Dawno to temu piwowarowi łeb trzeba było uciąć - odparł Boksicki - a trafiało się do
tego zręczności dosyć, ale go zawsze pieśń salwowała. Bodajby zaniemiał!
Anna, słuchając milcząca, coraz się stawała smutniejszą, a pan Samuel, choć usiłował
zapomnieć o tym, że mu Wojtaszek uszedł, uspokoić się nie mógł.
"Dydka bym za to nie dał - mówił w duchu - że pójdzie do kanclerza i wszystko mu
wyśpiewa".
Rozdział czwarty.
Nadeszły nareście owe dni godów weselnych, Którymi cała Polska zabrzmiała, bo z
dawna już, od wjazdu Henrykowego, podobnych okazałości, takiego zjazdu do Krakowa
cudzoziemskich panów, ciekawych, możnych, duchowieństwa, szlachty nie było.
Miasto, zamek, przedmieścia przepełnione były.
W końcu maja przyjął Gryzeldę Batorównę na granicy polskiej wysłany naprzeciwko niej
Andrzej Opaliński, właśnie tak, jakby przyszłą w niej witano królowę, a prowadzono ją też do
Krakowa w takiej komitywie, orszaku, oddając jej wszędzie cześć, jak gdyby koronowaną być
miała.
Wydawał się wielu naówczas Zamojski jako przyszły kandydat do korony i byłby nim
może, gdyby sprawa ze Zborowskimi szyków mu nie pomieszała.
Skupiali się około tego wybrańca fortuny najznakomitsi i rodziny najstarsze; owi
krakowscy primates, którzy od wieków tu przewagę mieli, przyjmowali go za swojego. Z
Tarnowskimi i z panami z Tęczyna " stał jako najlepiej. Od Zborowskich i obozu
przeciwników odpadało wszystko i jak to po ludzku się zawsze dzieje, słabych opuszczali
nawet ci, co im wierność byli powinni. Siła zawsze ma w sobie moc przyciągającą.
Doświadczali tego teraz panowie Zborowscy, gdy usiłując się zbliżyć do tych, co im
niedawno jeszcze potakiwali, znajdowali ich zimnych, milczÄ…cych, zmienionych i jakby
przerobionych na innych ludzi. Wszystko się od podejrzanych o jakieś knowania odsuwało i
zapierało wszelkiego wspólnictwa z nimi.
Marszałek Andrzej jeszcze, którego za przejednanego uważano, znajdował ludzi, co się
obok niego publicznie stanąć ośmielali, ale podczaszy, o którym się wieść rozeszła, iż go król
ani widzieć, ani z nim chciał mówić - chodził jak zapowietrzony" nigdzie się nie mogąc
ukazać.
Co się w nim działo i jaki gniew a pragnienie zemsty w duszy nosił, o tym jeden może
wiedział Samuel, którego on częstymi a nieostrożnymi nawiedzał listami, nie wyjeżdżając z
Krakowa, choć cale już tu co robić nie miał. Poił się tą żółcią, aby pózniej ją wylać. Na
nieszczęście swe to, na co patrzał, znajdował tak pomyślnym dla Batorego i Zamojskiego, iż
przy najgorętszej chęci znalezienia czegoś na pociechę swoją, nic wyszukać nie mógł.
Wieczorem pózno dni poprzedzających ślubowiny schodzili się wszyscy na
Franciszkańskiej ulicy, gdzie Jan opowiadał, co w bliższym hetmana kółku widział i słyszał,
Andrzej, co między swymi pokrewnymi żony pochwytał, a Krzysztof to, co między gawiedzią
nieprzyjazną królowi i hetmanowi krążyło.
W istocie gawiedzią się to nazwać godziło, bo w miarę jak szczęście Batoremu i
Zamojskiemu służyło, nieprzyjaciele ich z wyższych warstw znikali i nieprzyjazń na dno
społeczne schodziła.
Krążyły i przekąsy, i plotki, i małe paskwilusy, bo na tych nigdy i nigdzie nie zbywa, ale
to było tak liche, tak niepozorne, a po bakalarsku sklecone, że tylko gawiedzi, co smaku w
gębie nie miała, podobać się mogło.
Drobna szlachta, która rada była popisać się ze znaczeniem swych głosów, zawsze na
despotyzm i gwałcenie swobód narzekała, ale zwycięstwa na granicy, pokój od
nieprzyjaciela, przeciwko niej mówiły.
Zamojski zresztą, dla rozbrojenia niechętnych, właśnie pod tę porę czynił, co mógł, a
powodziło mu się. Nieprzejednanych, jak Krzysztof, pozostawało niewielu.
Podczaszy niezmiernie był czynnym. Działanie to jego jednak poza pewne ciasne kółko
nie mogło się rozszerzyć. Oprócz Samuela, kilku Spytków uboższych i młodszych a
niedoświadczonych Stadnickich, ze znaczniejszych zaś - prócz bogatego pana z Górki,
Wielkopolanina, Chodkiewicza, jednego Ossolińskiego - nie miał za sobą nikogo. I z tymi
zaś, jak z Ossolińskim, wojewodą sandomirskim, otwarcie rozmówić się nie mógł, bo żaden z
tych niechętnych Stefanowi, zazdroszczących Zamojskiemu, tak daleko jak on się nie
posuwał; nikt ani pomyślał o gwałtownym wyzwoleniu się, ani buntu myślał podnosić.
Krzysztof zaś już o niczym nie myślał, tylko o zdradzie, bo w niej jedno widział zbawienie.
Kto wie, czyby był nawet po kryjomu do Moskwy się nie udał, gdyby nie wiedział, że oko na
niego miano. Milczał więc i czekał.
Samuel tymczasem, daleko gorętszy i mniej ostrożny, dawniej jeszcze zasłyszawszy o
przejezdzie pana Olbrachta Aaskiego, wojewody sieradzkiego, którego miał w podejrzeniu,
że królowi chętnym być nie może, w kilka koni skoczył był na przełaj, aby się z nim zetknąć i
rozmówić. Nie bez przyczyny może niespokojnego umysłu i ambicji wielkiej wojewodę
posądzano o knowania jakieś, a że to do Samuela doszło, chciał korzystać i z sobą a
Krzysztofem go związać. Ale mu się to nie powiodło. Rozważniejszym daleko był pan Aaski, a
choć wiele gotów ważyć, na ślepo nigdy nie chodził.
Samuel z warcholstwa mu był znanym, jak i wszyscy niemal Zborowscy, znał ich i z tego,
że języka utrzymać nie umieli, ostrożnym więc być postanowił.
Z Krzysztofem razem znajdowali się na cesarskim dworze i obu im poseł moskiewski listy
wielkiego kniazia doręczył, a ta była różnica w ich przyjęciu przez obu (o czym Samuel nie
wiedział), że Krzysztof, list swój wziąwszy, czytał go i odpowiedz nań dał, Aaski zaś narzędzie
sobie z niego uczynił, aby u króla zaufanie pozyskać.
List więc odebrawszy, nie otwierał go i z pieczęcią nie naruszoną królowi Batoremu go
doręczył.
Samuel znał widać wojewodę sieradzkiego z rozgłosu imienia tylko i powieści, jakie o nim
chodziły. Spotkawszy się więc z nim, zuchwale, jak był zwykł, począł go namawiać do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl