[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ła, że interesuje się jakąś rośliną i że słucha, co mówi ojciec. Po chwili jednak znowu po-
patrzyła na niego i uśmiechnęła się nieznacznie. Rafe wiedział, że powinien odwrócić
wzrok, ale nie umiał. Nagle zauważył, że Marianne patrzy na coś, co znajduje się za jego
plecami i że wyraz jej twarzy zmienia się diametralnie.
Pobladła tak, że jej policzki stały się białe jak kreda. Otworzyła szeroko oczy, naj-
wyrazniej zszokowana i przerażona, ale ani ojciec, ani jej matka nie zauważyli, że zaraz
zemdleje. Ruszył szybko w jej stronę i zdążył ją chwycić, zanim osunęła się na ziemię.
- Pański płaszcz, sir - poinstruował Misbourne'a, a ten zdjął płaszcz i rozpostarł go
na ziemi.
Następnie położył Marianne delikatnie na płaszczu. Była śmiertelnie blada i wiot-
ka, jej długie rzęsy trzepotały, a policzki miały barwę kości słoniowej. Kiedy otworzyła
oczy, Rafe zobaczył w nich przerażenie, które ustąpiło natychmiast po tym, jak go roz-
poznała. Patrzyła na niego tak jak kiedyś, w dzielnicy nędzy, gdy ją uratował, a on po-
czuł, że serce mu się ściska. Zapragnął wziąć ją w ramiona i utulić, obronić przed tym, co
ją przeraziło. Lecz nad nią, z niepokojem, pochylał się już Misbourne.
- Marianne? - powiedział.
- On tu był, papo - wyszeptała.
- Rozbójnik?
Misbourne mówił tak cicho, że Rafe musiał wytężyć słuch.
- Nie, nie on - odrzekła. - To był Ro...
Przerwała, niezdolna wymówić tego nazwiska.
Misbourne pobladł, a Rafe'owi wydało się, że widzi w jego oczach wielki strach.
Zaraz jednak hrabia opanował się i zwrócił ostro do lokaja:
- James, proszę natychmiast sprowadzić powóz. Lady zle się poczuła.
Marianne spróbowała usiąść, ale Misbourne kazał jej się położyć.
- Nie ruszaj się, dziewczyno - polecił.
L R
T
- Ale ja czuję się lepiej - zapewniła, przebiegając wzrokiem tłum zgromadzonych
wokół nich gapiów. - Wyjdzmy stąd już, proszę.
Marianne była drobna i szczupła, lecz Misbourne był człowiekiem po sześćdzie-
siątce i otyłym. Wystarczyło, żeby się schylił, a już czerwieniał na twarzy. Podniósł teraz
wzrok na Rafe'a i ich spojrzenia się spotkały.
- Dziękuję panu. Zadziałał pan szybko, ratując moją córkę przed zranieniem.
Rafe kiwnął głową. Jego twarz stanowiła niewzruszoną maskę skrywającą uczucia.
- Mój powóz czeka gotowy na zewnątrz. Proszę z niego skorzystać, jeżeli nie chcą
państwo czekać na własny...
Misbourne wpatrywał się w Rafe'a z niezwykłą intensywnością.
- Jeżeli to nie sprawi panu kłopotu, sir... - powiedział.
- %7ładnego - odrzekł.
Po czym, nie proszÄ…c Misbourne'a o pozwolenie, wziÄ…Å‚ Marianne w ramiona i za-
niósł ją do powozu. Lady Misbourne wsiadła za córką, a Misbourne zawahał się przy
otwartych drzwiczkach.
- Jestem pańskim dłużnikiem, sir - powiedział z taką szczerością, o jaką Rafe go
nie podejrzewał.
Stali zaledwie o dwie stopy od siebie. Rafe czuł, że gotuje się w nim krew, i zasta-
nawiał się, czy jego oczy zdradzają nienawiść. Trwało to jednak tylko chwilę, bo Misbo-
urne wsiadł do powozu, a Rafe zamknął za nim drzwiczki. A potem stał, patrząc, jak po-
wóz się oddala.
Tłum ciekawskich już się rozchodził. Rafe zdecydowanym krokiem ruszył do do-
mu i w połowie drogi uświadomił sobie, że się nie przedstawił.
L R
T
ROZDZIAA ÓSMY
Koszmar, który ustąpił, gdy Marianne poznała rozbójnika, powrócił w nocy. Zaczął
się tak, jak zwykle, gdy położyła się spać w swojej sypialni. Jednak tym razem, gdy w jej
śnie pojawił się łotr i towarzyszący mu słodkawy zapach cygara, uświadomiła sobie, że
nie są sam na sam. Bowiem między nią i człowieka, którego nazwiska nie była zdolna
wymówić, wkroczył rozbójnik.
- Nie tym razem, Rotherham - powiedział. - Nigdy więcej!
Następnie zadał łotrowi kilka ciosów - dokładnie tak jak w dzielnicy nędzy i na
cmentarzu. Marianne we śnie uświadomiła sobie, że łotr nie żyje, co bardzo ją ucieszyło.
Kiedy rozbójnik się odwrócił i wyciągnął do niej rękę, ciemności zniknęły i zrobił się
dzień, a pokój, w którym się znajdowali, nie należał do niej, tylko do człowieka, który ją
uratował.
Przyjęła pomocną dłoń, a następnie ujęła jego twarz i pocałowała najpierw policz-
ki, a potem usta, z namiętnością, o którą siebie nie podejrzewała.
Kiedy się obudziła, nie krzyczała ze strachu, jak zwykle po tym, gdy nawiedził ją
koszmarny sen. Czuła się bezpieczna, bo oczyma wyobrazni widziała nie tamtą wychudłą
twarz o jasnych oczach, tylko parę ciepłych znajomych oczu w kolorze bursztynu.
- To niemożliwe - powiedziała lady Misbourne. - On jest na kontynencie i nie od-
ważyłby się pokazać ponownie w Londynie.
- Ja wiem, co widziałam, mamo - obstawała przy swoim Marianne.
- Musisz się mylić, moje dziecko. Twoje złe wspomnienia z pewnością obudziła ta
historia z rozbójnikiem. Czy nie pamiętasz, że dawniej, zanim on opuścił kraj, widziałaś
go wszędzie?
Matka, ściskając jej dłoń, spojrzała na ojca.
- Być może masz rację, mamo - przyznała w końcu.
Być może... No tak, być może to rozbudzone przez rozbójnika zmysły wywoływa-
Å‚y te koszmary.
- Czy nie powinniśmy odwołać mojego przyjęcia urodzinowego? - zapytała. - Nie
jestem w nastroju do świętowania.
L R
T
- Nie chcę o tym słyszeć - odrzekł ojciec. - Potrzebujesz czegoś, co odwróci twoją
uwagę od wszystkiego, co się zdarzyło. A poza tym teraz, kiedy Pickering zniknął z ho-
ryzontu, musimy pomyśleć o nowym narzeczonym dla ciebie. Zaprosiłem wszystkich
kawalerów do wzięcia z całego Londynu. Z młodym Wilcoksem włącznie. Ten dżentel-
men od dawna wyraża podziw dla ciebie.
Marianne poczuła atak paniki i skurcz żołądka. Zaczęła liczyć oddechy, szukając
wzrokiem Francisa, który stał oparty o ścianę.
- Ależ ojcze - powiedział Francis - ty z pewnością żartujesz. Wilcox jest dependen-
tem adwokackim. Nie ma ani pieniędzy, ani pozycji w towarzystwie. Nie jest Marianne
godny. Po tej historii z Pickeringiem pachnie to desperacjÄ…. Zanim ponownie zaczniemy
działać, powinniśmy poczekać, aż opadnie kurz.
- Zapominasz się, Francisie - odrzekł ojciec. - Ja wiem, co jest dla Marianne naj-
lepsze. Im wcześniej wyjdzie za mąż, tym lepiej - dodał tak, jakby Marianne nie było w
pokoju.
- Nawet pomimo to, że sprawa z rozbójnikiem nie jest rozwiązana? - zapytał Fran-
cis.
- Rozbójnik to niewielka sprawa w porównaniu z ważniejszymi planami. - Ojciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl