[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pseudozwiązku. Uznał, że przedłużyło jej się spotkanie z klientem,
więc zaproponował, by spotkali się pózniej u niego. A to było ponad
sześć godzin temu.
Po poniedziałkowej klapie w biurze z Victorią i jego matką uznał, że
natychmiast zaczną realizować ten plan. Vic-
toria nadal chciała udawać jego dziewczynę, więc dobrze, wykorzysta
to jak najlepiej. W końcu to przez niego znalezli się w tej sytuacji.
Gdyby nie zareagował na nią w altance... Było, minęło...
Najpierw kleiła się do niego przy jego matce, a potem gdzieś
zniknęła. Prawie nie rozmawiała z nim przez telefon, twierdziła, że jest
zajęta zleceniami i Jill. Jill była dorosłą kobietą, chyba nie
potrzebowała niańki na pełen etat? Ale najwyrazniej tak wyglądały
damskie przyjaznie.
W końcu udało mu się przydybać Victorię tego popołudnia na ich
piątkowym spotkaniu w związku z katalogiem. Zachowywała się
wyjątkowo powściągliwie. Ledwie zaśmiała się z jego wy
krochmalonych spodni i nie robiła żartów z krawata. Gdy zapytał, czy
ma czas tego wieczoru, potwierdziła, ale z takim entuzjazmem, jakby
oczekiwał od niej boksowania się z kangurami.
Czyżby o to chodziło? Bała się, że planował jakieś bokserskie
atrakcje na wieczór? Czyżby jego słowa o tym, jaki seks go pociągał, w
końcu do niej dotarły i uznała go za jakiegoś dewianta?
Stał na balkonie i wpatrywał się w czyste nocne niebo. Jesienny
chłodek przyprawił go o gęsią skórkę, ale nie założył koszuli. Po
prysznicu włożył spodnie od dresu i nie zamierzał nakładać nic więcej.
Przyjemnie było czuć wiatr na skórze. Właśnie skończył ćwiczyć na
swoich wiosłach do treningu, a chłodne powietrze gasiło pieczenie
mięśni - i gorący prysznic, który wziął zaraz po treningu, jako
masochista.
A teraz wpatrywał się w gwiazdy przez lornetkę, bo nie chciało mu
się wyciągać teleskopu, i czuł się, jakby go wystawiono na pierwszej
randce.
Oparł się o barierkę i skrzywił ponuro. Tylko udawali, że ze sobą
chodzą. Podpuszczała go tylko z tym  kolejnym
krokiem". Bo niemożliwe, naprawdę niemożliwe, żeby chciała z nim
spać. Nawet Victoria nie posunęłaby się tak daleko, by udowodnić
swoją wyższość. To, co wydarzyło się na balu, to był zwykły wypadek.
I tyle.
Chociaż nienawidził się za to, musiał się jednak zgodzić z rodzicami,
pasował do Melindy. Mieli podobne cele. Nawet tę cenną odrobinę
swojego wolnego czasu spędzali podobnie. Melinda lubiła operę i
zwiedzanie muzeów. Dla Victorii zabawa oznaczała wybranie się do
jakiegoś głośnego klubu, tańce do świtu i pobudkę tuż przed wyjściem
do pracy.
Pracowała ciężko, co było widać po sukcesach jej firmy. Nie można
jej było odmówić inteligencji i nienasyconej ciekawości. Zwykle
częściej się z nią kłócił, niż zgadzał, ale to ona najwięcej go
rozśmieszała. Chętnie utonąłby w jej miodowych oczach i nie wołał o
linÄ™ ratowniczÄ….
Przypomniał sobie, jak dochodziła w jego rękach, taka gorąca, mokra
i piękna w swym orgazmie. Jeśli miał być szczery, myślał o tym aż
nazbyt często. I właśnie dlatego nie powinni się spotykać, czy to
naprawdÄ™, czy na pokaz.
Melinda była bezpieczna. A Victoria nie. Chciała zabawy za wszelką
cenę. Zupełnie jak jego cholerny ojciec. Ten prawdziwy, nie
mężczyzna, który dał mu nazwisko, gdy Cory był jeszcze dzieckiem.
Raymond Santangelo był wspaniałym człowiekiem, pomijając ostatnie
nakazy względem życia uczuciowego Cory'ego. Pracowitym i
niezłomnym. Nie upijał się i nie zapominał o swoich obowiązkach, jak
Tommy James. Dillon wciąż nosił nazwisko Tommy'ego. Cory nie
miał pojęcia czemu. Tommy nie był dla nich ojcem, tak samo jak
matka Victorii nie spełniła swojego zadania. To ich łączyło. Tyle że
kilka lat po tym, jak Tommy porzucił żonę, gdy Cory miał osiem lat,
pojawił się Raymond i powiedział, że Cory nie musi się już tak
przejmować mamą i bratem. Tyle że on nigdy nie przestał. I chociaż
wstyd mu było się do tego przy-
znać, wciąż podejrzewał, że któregoś dnia Raymond porzuci rodzinę
dla wina, kobiet i śpiewu, tak jak kiedyś Tommy. Więc Cory był czujny
i zawsze gotów znów zostać głową rodziny.
Chociaż jego rodzice właśnie przechodzili na emeryturę, on wciąż
traktował poważnie swoje zadanie. Nie chciał matce sprawiać
jakiejkolwiek przykrości i to między innymi dlatego wymyślił ten
szalony plan z lewÄ… dziewczynÄ….
Gdyby nie pojawiły się te zdjęcia, to może nie posunąłby się tak
daleko, by udawać, że jest w związku. Ale ufał, że Victoria dotrzyma
umowy. Jej też może to wyjść na zdrowie, przynajmniej na arenie
biznesowej. To właśnie te obopólne korzyści go przekonały, no i to, że
za nic nie zaryzykowałby utraty kontroli nad Value Hardware. Nie po
tym, jak tyle poświęcił dla sukcesu firmy.
Uznał, że Victoria może mu pomóc, ale zupełnie zapomniał, jak
często wywoływała w nim myśli, których czuć nie powinien. Ale było
za pózno. Victoria rzuciła rękawicę przy jego matce. Próbował trzymać
ją na dystans. A teraz zobaczy, co wyzwoliła.
Odstawił lornetkę i sięgnął po komórkę. %7ładnych telefonów. %7ładnych
SMS-ów. Może postanowiła przerwać tę seksualną posuchę. Dziesięć
miesięcy. Miał ochotę jej za to natrzeć uszu.
- Dodaj do tego jeszcze sześć miesięcy, skarbie - mruknął. - To wtedy
pogadamy.
Wybrał jej numer. Po trzech dzwonkach odebrał ktoś, kto na pewno
nie był Victorią, no chyba że nagle zaczęła palić trzy paczki
papierosów dziennie.
- Alo, telefon Vicky.
Jakiś cholerny facet odebrał jej telefon, jak się tego obawiał. Nie
obawiał. Podejrzewał. Strach oznaczałby, że robiło to na nim jakieś
wrażenie. A przecież... nic go to nie obchodziło.
- Kim do cholery jesteś? - Cory wychylił się przez barierkę, zupełnie
jakby mógł z tego miejsca dostrzec dom Victorii na drugim końcu
miasta. - Gdzie jest Victoria?
- Stary, jest z psem. Wróci.
Informacja, że Victoria i jej nieznany facet nie bzykali się akurat jak
króliki, trochę go uspokoiła. Po czym znów się wkurzył na myśl o tym,
co ta dziewczyna teraz robi.
- Czemu Victoria wychodzi z twoim psem, skoro jest już od dawna
spózniona do mnie? Stary?
Usłyszał w tle jakiś hałas i dudnienie.
- Vicks, odbierz telefon. Jakiś facet wciąż nazywa cię Victorią.
W tle słychać było jakieś szelesty i jej westchnienie.
- Tak?
- Tak? To tak się odpowiada komuś, kto czeka na ciebie od sześciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl