[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szedł, milczenie pułkownika można uznać za
dowód, że poniósł on śmierć z ręki morderców. W
tym i jedynie w tym wypadku należy otworzyć,
zdeponowaną wraz z diamentem, zapieczętowaną
kopertę zawierającą pisemne instrukcje co do
tego, jak postąpić z diamentem, i ściśle te in-
strukcje wykonać. Jeżeli ojciec zechce podjąć się
tego dziwnego obowiązku, dokumenty pułkownika
są do jego dyspozycji. Taka była treść listu.
 Co zrobił pański ojciec, sir?  zapytałem.
 Co zrobił? Powiem ci, co zrobił. Przywołał
na pomoc nieoczekiwanego doradcę zwanego
zdrowym rozsądkiem i pospołu z nim rozważył list
pułkownika. Doszedł do wniosku, że cała rzecz jest
zupełnie absurdalna. Pułkownik  twierdził mój oj-
81/277
ciec  podczas swoich wędrówek po Indiach na-
trafił gdzieś na jakiś nędzny kryształ, który wz-
iął za diament. Co się tyczy śmierci grożącej mu
z ręki morderców i środków ostrożności, jakie ob-
myślił dla zachowania życia i owego kryształu, to
żyjemy przecież w dziewiętnastym wieku i każdy
człowiek przy zdrowych zmysłach wie, że wystar-
czy zwrócić się do policji. Pułkownik od lat jest
palaczem opium, jeżeli więc jedynym sposobem
na uzyskanie posiadanych przez niego cennych
dokumentów jest przyjęcie halucynacji narko-
mana za prawdę, ojciec mój spełni chętnie jego
warunki i podejmie się związanego z tym
śmiesznego obowiązku  tym chętniej, że nie
przysporzy mu to najmniejszych kłopotów. Dia-
ment wraz z zapieczętowanymi instrukcjami
umieszczono w kasie pancernej bankiera, listy zaś
pułkownika, donoszące regularnie o jego przeby-
waniu na tym padole, otrzymywał i otwierał
prawnik, pełnomocnik mojego ojca. %7ładna zresztą
rozsądna osoba w podobnych warunkach nie za-
patrywałaby się na sprawę inaczej. Nic na tym
świecie nie wydaje nam się prawdopodobne, Bet-
teredge, jeżeli nie znajduje potwierdzenia w
naszym zwodniczym doświadczeniu, i wierzymy w
romantyczne zjawiska tylko wtedy, gdy czytamy o
nich w gazetach.
82/277
Było dla mnie rzeczą jasną, że zdaniem pana
Franklina sąd wydany przez jego ojca o pułkown-
iku był zbyt pochopny i niesłuszny.
 A co pan osobiście sądzi o tej sprawie? 
zapytałem.
 Skończmy najpierw z historią pułkownika
 odrzekł pan Franklin.  Anglicy odznaczają się
zadziwiającym brakiem systematyczności, Bet-
teredge, i twoje pytanie, przyjacielu, jest tego
przykładem. Gdy nie chodzi o budowę maszyn,
jesteśmy (pod względem umysłowym) najbardziej
chaotycznym narodem we wszechświecie.
Proszę bardzo, pomyślałem sobie, oto skutki
zagranicznej edukacji! To pewnie we Francji nauc-
zono go z nas szydzić.
Pan Franklin podjął przerwany wątek i ciągnął
dalej:
 Mój ojciec  rzekł  otrzymał upragnione
dokumenty i nigdy już więcej nie spotkał się ze
szwagrem. Rokrocznie w umówione dni nadchodz-
ił umówiony list od pułkownika. Otwierał go ad-
wokat. Widziałem te listy, całą ich paczkę. Wszys-
tkie zawierały tę samą treść sformułowaną
zwięzłym, urzędowym stylem:  Szanowny Panie!
Niniejszym stwierdzam, że wciąż jeszcze żyję.
Proszę, aby diament pozostał w dotychczasowym
83/277
miejscu. Z poważaniem John Herncastle . Listy
nadchodziły regularnie co do dnia i brzmiały za-
wsze identycznie. List odmiennej treści nadszedł
po raz pierwszy sześć czy osiem miesięcy temu.
Brzmiał on tak.  Szanowny Panie! Jak twierdzą
lekarze, jestem umierający. Proszę przybyć do
mnie w celu sporządzenia testamentu . Adwokat
pojechał i zastał pułkownika w małej willi pod-
miejskiej otoczonej ogrodem, w której mieszkał
samotnie od czasu powrotu z Indii. Towarzystwa
dotrzymywały mu psy, koty i ptaki, nie miał jed-
nak przy sobie żadnej ludzkiej istoty, jeśli nie
liczyć kobiety, która przychodziła codziennie do
gotowania i sprzątania, oraz lekarza siedzącego
przy jego łożu. Testament był bardzo prosty, gdyż
pułkownik roztrwonił większość swej fortuny na
badania chemiczne. Składał się z trzech para-
grafów, które chory podyktował nie wstając
wprawdzie z łóżka, lecz będąc w pełni władz
umysłowych. Pierwszym paragrafem pozostawiał
pewną sumę na utrzymywanie i żywienie swoich
zwierząt domowych. Drugim fundował katedrę
chemii eksperymentalnej w jednym z północnych
uniwersytetów. Trzecim zapisywał Kamień Księży-
cowy swej siostrzenicy w charakterze prezentu
urodzinowego, pod tym warunkiem, że mój ojciec
będzie wykonawcą testamentu. Ojciec z początku
84/277
odmówił. Po namyśle jednak ustąpił z dwóch
powodów: po pierwsze zapewniono go, iż obow-
iązek ten nie przysporzy mu żadnych kłopotów, po
drugie zaś adwokat działając w interesach Rache-
li wyraził przypuszczenie, iż diament może mimo
wszystko przedstawiać jakąś wartość.
 Czy pułkownik podał jakiś powód, dla
którego zapisuje diament pannie Racheli?
 Nie tylko podał powód, ale kazał umieścić
w testamencie dokładne wyjaśnienie. Mam tu
wyciąg z testamentu, który za chwilę zobaczysz.
Nie bądz taki chaotyczny, Betteredge! Nie wszys-
tko naraz. Opowiedziałem ci o testamencie
pułkownika, teraz musisz usłyszeć, co się stało
po śmierci wuja Herncastle'a. Zgodnie z przepisa-
mi diament należało oszacować, aby testament
mógł zyskać moc prawną. Jubilerzy, do których
się zwrócono, potwierdzili od razu słuszność zda-
nia pułkownika, że jest to jeden z największych
diamentów na świecie. Sprawa dokładnego sza-
cunku nastręczała poważne trudności. Wielkość
klejnotu czyniła go fenomenem na rynku diamen-
tów, ze względu na niezwykłą barwę nie można go
było zakwalifikować do żadnej znanej kategorii, a
ponadto, jakby dla pogłębienia tych wątpliwości,
diament posiadał skazę w samym środku. Mimo
to jednak najniższy przybliżony szacunek określał
85/277
jego wartość na dwadzieścia tysięcy funtów szter-
lingów. Możesz sobie wyobrazić zdumienie mo-
jego ojca! Przecież o mały włos, a byłby odmówił
podjęcia się obowiązków wykonawcy i dopuściłby
do tego, aby ten wspaniały klejnot został stracony
dla naszej rodziny! Zainteresowanie, jakiego
nabrał do sprawy, skłoniło go do otwarcia za-
pieczętowanej koperty z instrukcjami, zde-
ponowanej przez pułkownika wraz z diamentem.
Adwokat pokazał mi te instrukcje wraz z innymi
dokumentami. Stanowią one, moim zdaniem,
klucz do istoty tajemniczego sprzysiężenia za-
grażającego życiu pułkownika.
 A więc wierzy pan, że sprzysiężenie takie
rzeczywiście istniało?
 Ponieważ nie posiadam zdrowego rozsądku
mojego ojca  odparł pan Franklin  wierzę, że
w twierdzeniu pułkownika o wielkim niebez-
pieczeństwie grożącym jego życiu nie było ani
odrobiny przesady. Zapieczętowane instrukcje wy-
jaśniają, jak to się stało, że umarł w końcu spoko-
jnie we własnym łóżku. W wypadku gwałtownej
śmierci pułkownika (to znaczy, gdyby w
umówionym dniu nie nadszedł od niego zwykły
list), instrukcje nakazywały mojemu ojcu przesłać
potajemnie diament do Amsterdamu, do słynnego
szlifierza diamentów, aby ten pociął go na cztery
86/277
do sześciu mniejszych kamieni. Kamienie miano
następnie sprzedać za taką cenę, jaką uda się za
nie osiągnąć, wpływy zaś zużyć na ufundowanie
owej katedry chemii eksperymentalnej, którą
pułkownik sam ufundował legatem. No, Bet-
teredge, wytęż teraz swój wnikliwy umysł i
powiedz mi, jakie wnioski nasuwają ci się w
związku z instrukcjami pułkownika!
Wytężyłem niezwłocznie swoje władze
umysłowe, ale że należały one do chaotycznego
angielskiego gatunku, zaprowadziły mnie na
manowce i pan Franklin musiał wreszcie ująć mnie
za rękę i wskazać mi to, co powinienem był sam
dostrzec.
 Zauważ  rzekł pan Franklin  że całość di-
amentu jako samoistnego klejnotu staje się dzięki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl