[ Pobierz całość w formacie PDF ]
109
Stał jakiś czas na trotuarze rozglądając się niespokojnie, zaglądał nawet do bram i sklepów, a
w końcu nie wiedząc już, co począć ze sobą, kazał się śpiesznie zawiezć do domu.
Mr Smith wyszedł naprzeciw niego i odezwał się dziwnie ponuro:
Myślałem, że się już pana nie doczekam.
To pan mnie wołał, nieprawdaż?
Nie wołałem, ale bardzo pragnąłem, aby pan przyszedł jak najprędzej...
Więc to nie pan! Zaglądał pan do Joego? Już się przebudził?
Wracam od niego! Przed paru minutami odwieziono go do szpitala wariatów! Daję panu
słowo honoru! dodał widząc jego zdumienie.
Joe? Nie, nie, nie! zakrzyczał przyskakując do niego z gniewem.
Dostał ataku furii i musieliśmy go odwiezć! potwierdził smutnie.
Po przyjezdzie pań poszedłem pana szukać. Byłem nawet i u miss Daisy, zastałem ją
szykujÄ…cÄ… siÄ™ do drogi. Wraca do Indyj...
Wspominała mi o tym!
Szukałem pana i w naszym klubie, a kiedy powróciłem, już u Joe nie było nikogo prócz
doktora i pielęgniarki. Właśnie zasiedliśmy do herbaty rozmawiając o chorym, gdy naraz
gruchnął krzyk i łomoty rozbijanych o ściany mebli. Wbiegamy do sypialni, a Joe stoi na
środku pokoju z krzesłem w ręku i broni się przed jakimś niewidzialnym wrogiem. Krzyczał
coś bez związku i rzucał się coraz zapalczywiej, kopał i bił, czym tylko mógł. Dopiero przy
pomocy całej służby pensjonatowej zdołaliśmy go ubezwładnić. I bronił się tak rozpaczliwie,
aż musiano mu nałożyć kaftan.
Straszne! Straszne! jęknął, zaledwie wierząc uszom.
Przeszedłem najcięższą chwilę w moim życiu! Jeszcze nie mogę uwierzyć... Przepraszam
wyjrzał podejrzliwie na korytarz. Zdawało mi się, że ktoś puka do drzwi. ...%7łe Joe straco-
ny! Doktor nie robi nawet nadziei! Taki dzielny człowiek! Taki potężny umysł i taka wzniosła
dusza w szpitalu obłąkanych...
Dzięki waszemu spirytyzmowi! nie mógł już pohamować gniewu.
Może jest w tym nieco i naszej winy! szepnął pokornie i ze szczerym żalem ale
głównie zawiniły te potworne praktyki fakirskie, jakim się już od dawna poświęcał. Chciał
koniecznie zostać jogą, świętym cudotwórcą i czystym duchem... Pragnął poznać Niepozna-
walne... Jego szaleństwo utwierdziło mnie w przekonaniu, że takie eksperymenty są zgubne
dla Europejczyków! Kto tylko tknął się tych praktyk, umierał lub wariował. Mógłbym wy-
mienić wiele głośnych nazwisk!
A mimo tego nie przestaje pan apostołować tych prawd! szepnął z goryczą.
Od chwili, w której ujrzałem szaleństwo Joe, przysiągłem sobie nie zajmować się więcej
spirytyzmem. Przejrzałem bowiem i poczułem w uściech posmak gorzkiej prawdy, że my, to
znaczy Europejczycy, jesteśmy rasą niższą, jesteśmy tylko psychiczną Tschandalą!... Tylko
Hindus może przekroczyć granice materii i spojrzeć w nieśmiertelne oblicze Zwiatłości! To
wybrani z wybranych! To już dusze w ostatnim awatarze! Panie, cała wiara i tęsknota mojego
istnienia umarła dzisiaj gwałtowną śmiercią. Teraz wiem, że Europejczyk może posiędzie
nasz system planetarny, może nawet zaprzęże słońca do poruszania swoich fabryk i wzleci na
gwiazdy, ale przenigdy nie przekroczy granic materii, nigdy jego ręce grzeszne nie podniosą
zasłony, a jego ślepe oczy nie ujrzą Izys odsłoniętej! Teraz wiem, że jesteśmy tylko nędznym
plemieniem pariasów, uzuchwalonym przez głupotę, liszajem świata, skazanym na plugawe,
przyziemne bytowanie i wieczne przerabianie ziemi, niby te glisty rojÄ…ce siÄ™ pod powierzch-
nią! I zaprawdę, nie godniśmy lepszej doli, bowiem suma naszych nieprawości jest większa
nawet od miłosierdzia Bożego! Więc biada śmiałkowi, który świętokradczą myślą sięgnie za
kres naznaczony, po tysiąckroć biada! Szaleństwo i Zmierć tam stoją na straży!
110
Tyle grozy biło z jego słów i tak bezgraniczna rozpacz wyzierała mu z oczu, że Zenonem
wstrząsnął dreszcz zabobonnej trwogi. Patrzył bezradnie, jak stary dowlókł się do drzwi, a
odwracając się jeszcze raz, rzekł:
Szaleństwo i Zmierć!
Ledwie ucichły jego kroki na korytarzu i Zenon stał na środku pokoju nie ochłonąwszy
jeszcze z zamętu, gdy służący zameldował:
Walizy zniesione i konie czekają! Już czas na pociąg...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]