[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ci już, ile tysięcy dolarów dostała w spadku?
- Nic mi nie mówiła, nie obchodzi mnie to.
- Tak? A co ja mam w oku?
- Kretynka.
- Debilka.
- I bardzo dobrze.
- Po lekcjach znów do niej pójdziesz?
- Gówno cię to obchodzi.
- ProszÄ™ ciÄ™, powiedz.
- Pójdę.
- Nie idz.
- Nie bÄ…dz zazdrosna.
- Ja? Zazdrosna? O takÄ… idiotkÄ™? Wybieraj. Albo ja, albo ona.
- Daj mi spokój.
- Więc już mnie nie kochasz?
- Ciszej, głupia. Kocham. Ale ona jest chora. Obiecałam, że
przyjdÄ™.
- W takim razie z nami koniec.
Ewa bierze swojÄ… torbÄ™ i idzie do Å‚awki Magdy.
PodchodzÄ™ do niej po przerwie.
- Ewka, nie wygłupiaj się.
- Odczep siÄ™ ode mnie.
Odczepiam siÄ™.
Ale po lekcjach czeka na mnie pod szkołą. - Wsiadaj - mówi. -
Odwiozę cię do tej cholernej Kaśki.
Zatrzymuje motocykl dopiero w Szczawnie przed swojÄ… willÄ….
- ZawiozÄ™ ciÄ™ tam za godzinÄ™. Dobrze?
- Nawet za dwie, wariatko.
Po obiedzie siedzimy w ogrodzie na huśtanej ławeczce. A Ewa:
- Powiedz, co mam zrobić, żebyś do niej nie poszła?
- To przecież nie ma dla nas znaczenia, że pójdę. Po prostu jej
obiecałam, ona tam na mnie czeka.
- Rozkazuję ci. Nie wolno ci do niej pójść ani dzisiaj, ani nigdy.
To rozkaz!
- Zapomniało maleństwo, że teraz moja kolej na rozkazy?
- No to wydaj mi szybko jakiÅ› rozkaz.
- Dobrze. Rozkazuję ci, żebyś mnie puściła - do Kasi i żebyś nie
miała do mnie o to pretensji.
- Zobaczysz, ona ciÄ™ zniszczy!
- Jak nie przestaniesz, to pójdę zaraz!
ZeskakujÄ™ z Å‚aweczki, odchodzÄ™. Ewa biegnie za mnÄ…. Przytula siÄ™.
- Majeczko, nie idz, bo jak pójdziesz, to zwariuję.
Wzdycham. Ewa ciągnie mnie za rękę. Mówi:
- Chodz, coś ci pokażę.
Idziemy do jej pokoju. Ewa grzebie długo w szafie. Wreszcie
wyciąga stamtąd coś malutkiego. To szklana fiolka, a w środku mała
tabletka.
- Wiesz, co to jest? To cjanek. Jak pójdziesz do Kaśki, to połknę
to i umrę w strasznych mękach.
Siadam na tapczanie.
- Co ja ma zrobić - mówię w rozpaczy. Ewa siada przy mnie.
- Po prostu nie idz do niej i już.
- Oddaj mi tę fiolkę - mówię. Pokazuje puste ręce.
- Już jej nie mam.
Klęka i zdejmuje mi buciki.
- Przytul siÄ™ do mnie...
KÅ‚adziemy siÄ™ na tapczanie. Ewa zrywa siÄ™, podbiega do okna i
zamyka drzwi na taras, i spuszcza rolety. Zamyka też na klucz
drugie drzwi, do hallu.
- Nie - mówię.
- Nie masz nic do gadania.
Wyłania się z mroku. Kładzie się na mnie. Całuje mnie i pieści. Po
brzuszku i wszędzie. Robi mi się słodko. Znikam w słonej fali.
%7Å‚ycie.
Można nic nie robić, nic nie mówić, nic nie myśleć... i też będzie
życie. Takie samo we mnie, w mrówce, w każdej roślince.
Czymkolwiek nie będę, to zawsze będę życiem. Dopóki będę. A jak
już nie będę? Czym będę, jeśli już nie będę życiem?
Powietrzem?
Bo teraz jestem ciałem.
Szkieletem ubranym w mięso, skórę i inne dodatki. Leży sobie moje
ciało na tapczanie, w czerwonawym półmroku, oddycha i myśli. Tu
leży moje ciało, a tam ciało śpiącej Ewuni. Ona to ona, a ja to
ja. Ale przecież JA... to także moje myśli. Więc czy mną jest
wszystko, o czym pomyślę? I czy jestem wszędzie tam, gdzie są moje
myśli?
I czy moje myśli, jeśli gdzieś powędrują, to czy zostają tam, czy
zawsze do mnie wracają? Bo jeśli rozłożę w bok moje ręce, to
jestem dotąd, dokąd one sięgają. A jak je złożę na piersiach,
jeśli do tego podkulę nogi, to już mnie tam nie ma, tu jestem. O,
ale myśli to coś zupełnie innego niż ręce i nogi.
Może byłoby lepiej, żeby ich nie było? A jeśli już miałyby być, to
żeby były jak ręce i nogi, bliziutko. Bym leżała, to i one by
leżały razem ze mną i by nie skakały to tu, to tam. Bym jadła, one
by jadły razem ze mną.
O, proszÄ™, co one wyrabiajÄ…, jak uciekajÄ… od tego, co jest. PatrzÄ™
na śpiącą Ewunię i myślę o Kasi, że czeka tam na mnie cała
rozpalona od gorączki i martwi się, że zrobiła ze mnie ofiarę na
ołtarzu swojej kompozycji.
Wielkie mi halo, co mi to przeszkadza.
I tak żyję po nic. Przynajmniej do czegoś się przydałam. I to nie
do byle czego, ale do stworzenia wielkiego arcydzieła.
A może tak zawsze musi być?
Może za każdą cudowną symfonią, za każdą piękną książką, stoi
ofiara z kogoś nieznanego, kogoś takiego jak ja? Może za pięćset
lat ktoś będzie słuchał kompozycji Kasi i powie: "Och, jakie to
piękne!" A jeśli w tym pięknie zostanie trochę trzepotu moich
skrzydeł w tym pudełku po landrynkach? Gdy mi kiedyś Kasia
opowiadała o reinkarnacjach, to ja sobie marzyłam, że w następnym
wcieleniu chciałabym się urodzić muzyką. I może właśnie przyszła
ta chwila? Może właśnie w ten sposób staję się muzyką?
Jestem ohydna. Jak zawsze, myślę o sobie. A Kasia tam czeka i
nawet nie wie, czy podobała mi się jej kompozycja.
Wyciągam rękę po telefon, leżący obok tapczanu. Naciskam klawisze.
Po chwili słyszę głos Kasi:
- Tak, słucham?
- To ja - mówię szeptem, żeby nie obudzić Ewy.
- Czekam na ciebie.
- Kasiu, twoja kompozycja jest cudowna. Naprawdę. To arcydzieło.
Zobaczysz, przejdziesz do historii muzyki.
- Coś ty - śmieje się Kasia. - Za ile przyjedziesz?
- Dzisiaj nie mogę - szepczę. - Zenuś się rozchorował, muszę się
nim opiekować..
Patrzę, a Ewa podnosi się na łokciu i wszystkiego słucha. I drżą
jej usta i patrzy na mnie tak smutno... aż mi się serce kraje na
kawałki. A w słuchawce daleki, daleki głos Kasi:
- To może ja do ciebie przyjadę? Czuję się już lepiej.
- Nie, nie, nie przyjeżdżaj!
- Czemu?
- Bo cię okłamałam - mówię z nagłą złością. Zenuś wcale nie jest
chory. Już nigdy do ciebie nie przyjdę. Zegnaj, Kasiu.
Słyszę, jak Kasia zaczyna szlochać. Ewa bierze ode mnie słuchawkę
i przykłada ją sobie do ucha. Słysząc płacz Kasi, uśmiecha się do
mnie.
Odkłada słuchawkę. Kładzie głowę na moim ramieniu. Wsłuchuję się w
jej oddech.
- Czy jesteÅ› ze mnie zadowolona? - pytam.
- Nigdy ci tego nie zapomnę. Jesteś słodka.
- Zrobisz mi herbaty?
- Już lecę.
Ewunia wskakuje w szlafrok, podbiega do okna, podnosi rolety i już
jej w pokoju nie ma. Ubieram się szybko. Z załamania fotela
wygrzebuję fiolkę z cjankiem, bo widziałam, jak ją tu chowała.
Mocuję się z zakrętką.
W tym momencie wraca Ewa.
- Nastawiłam wodę - mówi i widzi mnie z fiolką w ręce. Krzyczy: -
Zostaw to!
Biegnie do mnie, za pózno, już połknęłam. Patrzy na mnie, ja na
niÄ….. nic siÄ™ ze mnÄ… nie dzieje.
- Ale dałaś się nabrać, to była aspiryna.
Wkładam buciki, biorę teczkę, wychodzę. Ewa biegnie za mną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl