[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasów i nikt nie zastanawiał się nad prawdziwością tego
twierdzenia. Książę Walii, czyniąc Coswaya swym
przyjacielem i pokazując się z nim, utorował mu drogę do
wyższych sfer. W rezultacie prywatne życie malarza stało się
przedmiotem zainteresowania złotej młodzieży.
- Dla mnie to nie ma znaczenia - mówił sobie markiz. -
Vanessa jest inna, a jej ojciec prowadził nienaganny tryb
życia.
Nie można było tego powiedzieć o jej dziadku, Peterze
Paulu Lensie. Chociaż fakt, że wydalono go z Irlandii i jego
satanistyczna działalność w Hellfire Club mogą być w
Londynie zupełnie nieznane.
Nie dało się jednak ukryć, że czekało ich wiele trudności.
Musiał być przygotowany do walki, by chronić żonę przed
docinkami i zniewagami ze strony kobiet z jego sfery, które z
pewnością będą czekały na każdą dogodną okazję.
Markiz wiedział jednak, że ma bliskich przyjaciół, na
których można polegać. Należały do nich z pewnością księżna
Devonshire i hrabina Bessborough.
Wiedział też, że zawsze może liczyć na poparcie księcia
Walii, bez względu na to, co robi czy kogo poślubi.
Pojechał więc po Vanessę zupełnie spokojny, czując nie
znane wcześniej, trudne do opisania szczęście.
Wydawało mu się, że nie dosłyszał, gdy właścicielka
pensjonatu, agresywna kobieta o prostackich manierach
powiedziała mu, że Vanessa wraz ze służącą już wyjechała.
- Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknął. Kobieta
roześmiała mu się w twarz.
- Niech pan wejdzie i sam se popatrzy, paniczyku! -
szydziła. - Na trzecim, z tyłu. A jeśli pańska damulka
zostawiła nieporządek, to nie moja wina!
Markiz, myśląc, że to kłamstwo, poszedł na trzecie piętro i
rzeczywiście zastał tam pusty pokój.
Z odrazą i przerażeniem popatrzył na dwa żelazne łóżka,
odpadającą tapetę i gołą podłogę.
Nie mógł sobie wyobrazić doskonale pięknej Vanessy w
takim miejscu.
Wiedział, że opuściła swój dom tylko dlatego, by, jak
wierzyła, nie wyrządzić mu krzywdy.
Mając nadzieję, że zastanie ją w domu, pojechał do
Islington. Może Vanessa uważała, że pensjonat jest złym
miejscem do rozpoczęcia nowego życia?
Domek w Islington wyglądał dokładnie tak samo jak
wtedy, gdy widział go po raz ostatni.
Drzwi i okna były pozamykane. Gdy wszedł do wnętrza
przez okno, nie zauważył, by cokolwiek przestawiono czy
zabrano.
Zaczaj niespokojnie obliczać, ile pieniędzy pozostało
Vanessie.
Z pewnością zarobiła coś niecoś w Vauxhalt. Był jednak
pewien, że Simpson, jako człowiek interesu, obciążył ją
opłatami za wynajęcie altany,
Z pewnością ze swoich dochodów spłaciła dług za perską
sukniÄ™ i jaszmak.
Szybko powrócił na Berkeley Square, mając nadzieję, że
Vanessa opuściła pensjonat z zamiarem udania się wprost do
niego.
Tu jednak jej także nie zastał!
Cały dzień gorączkowo poszukiwał Vanessy w miejscach,
gdzie, jak podejrzewał, mogła się ukryć.
Chociaż wiedział, że to beznadziejne, poszedł tego
wieczoru do Vauxhall Gardens. Zastał tylko pustą altanę i
pana Simpsona, który nie miał pojęcia, dlaczego Vanessa się
nie pojawiła.
Markiz spędził bezsenną, męczącą noc, spacerując po
sypialni, prześladowany wspomnieniami własnych słów.
To one spowodowały, że Vanessa wahała się, nim
zgodziła się go poślubić.
- Jak mogłem być tak niewiarygodnie pompatyczny -
pytał sam siebie - tak absurdalnie zarozumiały, nie mówiąc już
o tym, że ją obraziłem?
Chętnie oddałby swoją pozycję i fortunę za to, by wziąć ją
w ramiona i wytłumaczyć, że nic się nie liczy, oprócz ich
miłości.
- Kocham cię! Kocham cię! - chciał jej teraz powtarzać.
Widział w myślach jej twarz, z której zniknęła cała radość,
gdy powiedział, że nie może się z nią ożenić!
Ponownie przeszukiwał Londyn, odwiedzając
sprzedawców dzieł sztuki, sklepy i pensjonaty. Wrócił do
domu dopiero wtedy, gdy koń był zmęczony.
Siedząc w bibliotece, rozmyślał, gdzie można jeszcze jej
szukać. Poprzednio odnalazł ją tylko przypadkiem, a wiedział,
że szczęśliwe numery w grach hazardowych rzadko padają
więcej niż jeden raz.
Za jego plecami otwarły się drzwi i do pokoju wszedł pan
Gratton.
- Przepraszam, milordzie - powiedział - ale dostarczono
pilną wiadomość!
Markiz wyprostował się z błyskiem nadziei w oczach.
- Wiadomość?
- Od księżnej Clanderry, milordzie.
Markiz opadł na fotel z wyrazem rozpaczy na twarzy. Gdy
nic nie odpowiedział ani nie zrobił żadnego ruchu, by wziąć
list, sekretarz zapytał:
- Czy mam otworzyć list, milordzie?
- To z pewnością nic ważnego.
Uznając to za pozwolenie, pan Gratton przełamał pieczęć i
rozłożył arkusz papieru zapisany kobiecym pismem. Spojrzał
na niego, po czym odczytał głośno:
Księżna Clanderry, przesyła Markizowi Ruckford wyrazy
szacunku i zaprasza dzisiaj po południu o godzinie piątej w
celu odbycia pilnej rozmowy.
Gratton zamilkł, a nie widząc żadnej reakcji markiza,
dodał:
- Posłaniec mówił, że sprawa jest pilna, milordzie!
- Powiedz mu, niech idzie do diabła! - odrzekł markiz z
wściekłością.
Zapadła cisza, po czym Gratton rzekł cicho:
- Myślę, milordzie, jeśli wybaczy pan moje słowa, że to
może być błąd. Księżna jest pana sąsiadką i po wielu latach
animozji pewnie chce uczynić gest pojednania.
Markiz nadal milczał.
- Była ona zaprzyjazniona z pańskimi rodzicami,
milordzie.
Markiz westchnÄ…Å‚.
- Więc dobrze - rzekł z niezadowoleniem - zrobię jak
radzisz, Gratton. Powiedz posłańcowi, że będę u jej książęcej
mości o piątej. Sam Bóg tylko wie, czego ona ode mnie chce.
- Już dochodzi pół do piątej, milordzie - powiedział
sekretarz i ruszył do wyjścia.
Rzucając niezadowolone spojrzenia, markiz poszedł na
górę, by się przebrać.
Nie mógł pojawić się u księżnej w stroju jezdzieckim.
Gratton miał rację. Księżna była zaprzyjazniona zarówno
z ojcem, jak i matkÄ… markiza. Od chwili jednak gdy zaczÄ…Å‚
bywać u księcia Walii, dała mu jasno do zrozumienia, że go
potępia.
Tylko nieliczne wielkie damy Londynu otwarcie
krytykowały księcia, a zapraszając go do swych domów,
stawiały warunek, że nie przyjdzie w towarzystwie pani
Fitzherbert.
Książę stanowczo odrzucał takie zaproszenia. Istniał więc
pewien krąg towarzyski, który surowo go potępiał.
Osoby z tego kręgu były jednak mile widziane w
królewskim pałacu Buckingham, a księżna Clanderry często
dotrzymywała towarzystwa królowej.
Książę śmiał się i kpił z tych, którzy go ignorowali, lecz
markiz wiedział, że jednocześnie bolało go, iż nie był
zapraszany przez niektórych utytułowanych poddanych swego
ojca.
Gdy lokaj pomagał markizowi przebrać się w jeden z
najelegantszych fraków i wiązał jego fujar w wymyślny węzeł,
on próbował przypomnieć sobie, jak wygląda księżna.
Nie widział jej od śmierci ojca, ale pamiętał
dystyngowaną damę o sztywnych plecach i szyi. Była
niewątpliwie osobą, z którą książę i jego frywolni przyjaciele
nie mogli mieć nic wspólnego.
Jednocześnie markiz rozumiał krytyczny stosunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl