[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raz śmielsze pieszczoty.
Gdy jej ciałem wstrząsnęły potężne dreszcze rozkoszy, zdjął z toaletki puzderko,
grzebień i perfumy i posadził ją na blacie. Kiedy oplotła go nogami, zaniósł ją do łóżka i
kochał do utraty tchu.
R
L
T
Zasnęła potem w jego ramionach, pewna, że tego wieczoru poczęli upragnione
dziecko.
ROZDZIAA DZIESITY
Myliła się. Tygodnie przeszły w miesiące, a nic nie wskazywało na to, że wyma-
rzony spadkobierca Donovanów przyjdzie na świat. Pearl zdradzała oznaki zaniepokoje-
nia. Zaczęła ich dyskretnie wypytywać. Matka Rachel próbowała ją uspokajać, ale nie
miała do zaoferowania nic prócz pustych frazesów:
- Trzeba cierpliwie czekać. Nie wszystko przychodzi od razu. Wywieranie nacisku
tylko pogarsza sprawÄ™.
Podczas długich ferii świątecznych Rachel poprosiła domowego lekarza Donova-
nów o adres specjalisty ginekologa. Od tej pory wciąż kłamała: że odwiedza znajomych
albo wyjeżdża na posiedzenie naukowe z noclegiem, podczas gdy przebywała w klinice.
Po długiej serii wyczerpujących testów i badań stwierdzono u niej wrodzoną anomalię
układu rozrodczego. Zajście w ciążę dodatkowo utrudniały zrosty brzuszne, powstałe po
usunięciu wyrostka robaczkowego w wieku jedenastu lat.
- Można zrobić operację, ale za efekt nie ręczę - orzekł lekarz na koniec. - Prak-
tycznie nie istnieje szansa, że donosi pani ciążę i urodzi zdrowe dziecko.
Rachel wyszła z gabinetu tak załamana, że pomyliła kierunki. Długo błądziła po
ulicach, zanim przypomniała sobie, że zostawiła auto na parkingu przed siedzibą firmy
męża.
Gdy wreszcie je odnalazła, opadła bezwładnie na fotel. Czuła się brzydka. Naj-
chętniej poszłaby do Bryna i wypłakała cały żal w jego marynarkę. Lecz nawet on nie
mógł zaradzić na wszystkie kłopoty. Doskonale pamiętała, jak wyraził niechęć do
sztucznego zapłodnienia.
Gorączkowo szukała innych rozwiązań:
Może wynająć matkę zastępczą, która donosi za nią ciążę? Przecież nie wiedziała
nawet, czy jest zdolna wyprodukować komórkę jajową!
R
L
T
Pozwolić Brynowi spłodzić dziecko z kim innym? Czy zdobyłaby się na takie po-
święcenie? Zdecydowanie nie.
Pozostawała jeszcze adopcja, lecz Bryn z pewnością pragnął przekazać dziedzic-
two rodu potomkowi własnej krwi. Grzebiąc w archiwach, poznała historię jego rodziny
lepiej niż on sam. Dynastia należała do nielicznych, których przodkowie przybyli do
Nowej Zelandii w epoce pionierów. Gdyby dorobek pokoleń przeszedł w obce ręce, by-
łaby to prawdziwa klęska.
Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyła wysokiej, zgrabnej pary, wychodzącej
z biurowca. Dopiero gdy podeszli bliżej, rozpoznała jasną głowę Samanthy i ciemną -
Bryna, zwrócone ku sobie.
Odruchowo zapadła głębiej w fotel, żeby jej nie zobaczyli, póki nie zapanuje nad
emocjami.
Bryn otworzył drzwi auta dla Samanthy. Ta, zamiast wsiąść, rzuciła jakąś uwagę,
która go rozbawiła. Bryn pocałował ją w policzek, a ona poklepała go po marynarce i
pomachała na pożegnanie.
Nie zrobili nic zdrożnego - tłumaczyła sobie Rachel. - Nie łączy ich nic prócz
przyjazni. Nawet jeśli Samantha wypatruje za nim oczy, poślubił mnie, a nie ją.
Zaraz jednak przypomniała sobie, że nigdy nie widziała jej w Rivermeadows. Pearl
też jej nie poznała przed wizytą w jego biurze.
Bryn stał tyłem do auta Rachel. Patrzył w kierunku, w którym odjechała Samantha.
Gdy znikła za rogiem, wrócił do budynku.
Rachel wstrzymała oddech. Przemknęło jej przez głowę, żeby pójść za nim i
wspomnieć, że ich razem widziała. Tylko po co? Nie potrzebował zazdrośnicy, w dodat-
ku bezpłodnej.
Zważywszy na jego poczucie odpowiedzialności, nie złamałby małżeńskiej przy-
sięgi, nawet gdyby doszedł do wniosku, że dokonał złego wyboru. Nie okazałby rozcza-
rowania tylko zrozumienie i współczucie. Niemniej jednak główny powód zawarcia
małżeństwa stanowiła potrzeba spłodzenia dziedzica. Gdyby zażądał rozwodu, jak mo-
głaby odmówić?
R
L
T
Przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła niemal na oślep przed siebie. Chyba tylko
z nawyku wybrała automatycznie właściwą drogę do Rivermeadows. W połowie trasy
przypomniała sobie, że zostali tego wieczora zaproszeni na oficjalną kolację. Poinfor-
mowała więc przez telefon jego sekretarkę, że nie przyjdzie.
- Proszę przeprosić ode mnie męża. To nic poważnego, ale nie wysiedzę do póz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]