[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klasie. Będzie pani towarzyszyła dziś wieczór i pomoże się pani
zaaklimatyzować. - Witaj - odzywa się dziewczyna, a w jej matowych,
wodnistych oczach nie widać żadnych emocji. Przypominam sobie sta-
rannie posłane łóżko i dochodzę do wniosku, że chyba nie jest zbyt
pogodnÄ… osobÄ….
- Miło mi cię poznać - odpowiadam. Przez sekundę żadna z nas nic nie
mówi, więc stoimy w niezręcznym milczeniu. Ann Bradshaw |jest brzydką
istotą o ziemistej cerze, przez co budzi podwójne poczucie winy. Panna
bez pieniędzy, ale za to ładna, miałaby przynajmniej szansę na
poprawienie swojej sytuacji życiowej. Do tego ciek nie jej z nosa. Wyciera
go sfatygowanÄ… koronkowÄ… chusteczkÄ….
- Przeziębienia potrafią być bardzo dokuczliwe - zauważam. starając się
okazać serdeczność.
Puste spojrzenie nie zmienia siÄ™.
- Nie jestem przeziębiona.
Zwietnie. Dobrze, że się odezwałam. Panna Bradshaw i ja zawieramy
znajomość w oszałamiającym stylu. Niewątpliwie zanim nadejdzie ranek,
będziemy dla siebie niczym siostry. Gdybym mogła natychmiast odwrócić
się na pięcie i odejść, chętnie bym to zrobiła.
- Kaplica jest tam - mówi, przełamując lody tą błyskotliwa uwagą. - Nie
należy się spózniać na modlitwę.
Przemykamy wśród drzew na samym końcu grupy, zmierzając do stojącej
na wzgórzu kaplicy z pruskiego muru. Napływa niska mgła. Układa się na
ziemi, nadając okolicy niesamowity wygląd Przed nami błękitne peleryny
trzepoczą poruszane wieczornym wiatrem, aż gęstniejąca mgła pochłania
wszystko prócz echa dziewczęcych głosów.
- Dlaczego rodzina przysłała cię tutaj? - pyta Ann w wyjątkowo
niesympatyczny sposób.
- Chyba po to. żeby mnie ucywilizować. - Zmieję się cicho. Widzisz, jaka
jestem wesolutka? Ha. ha. Ann zachowuje kamiennÄ… twarz.
- Mój ojciec zmarł, kiedy miałam trzy lata. Mama musiała pod jąć pracę,
ale wkrótce zachorowała i także umarła. Jej krewni nic chcieli, żebym u
nich zamieszkała, ale nie potrafili oddać mnie da przytułku. Wysiali mnie
więc tutaj, żebym uczyła się na guwernantki,'
Jej szczerość jest oszałamiająca. Nawet nie mruga okiem pod czas tych
wszystkich wyznań. Nie bardzo wiem. jak zareagować.
- Och, bardzo mi przykro - mówię, kiedy udaje mi się odzyskać głos.
Matowe oczy wpatrujÄ… siÄ™ we mnie.
- NaprawdÄ™?
-No... tak. Dlaczego masz wątpliwości?
- Ponieważ ludzie mówią tak zazwyczaj po to, żeby dać im spokój. W
rzeczywistości wcale tak nie myślą.
Ma rację, a ja się rumienię. To coś, co wypada powiedzieć. Ile razy inni
zwracali siÄ™ tak samo do mnie w zwiÄ…zku z mojÄ… sytuacjÄ…? We mgle
potykam się o gruby korzeń wystający ze ścieżki i wymyka mi się
ulubione przekleństwo mojego ojca.
- Niech to szlag!
Ann podrywa głowę. Niewątpliwie należy do świętoszek i będzie leciała
do pani Nightwing za każdym razem, gdy krzywo na nią spojrzę.
- Wybacz, proszę, nie wiem doprawdy, jak mogłam odezwać
niegrzecznie - mówię, starając się zminimalizować szkodę. Na pewno nie
mam ochoty na naganę już pierwszego dnia.
- Nie przejmuj siÄ™ - odpowiada Ann, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™, czy nikt nie
podsłuchuje. Lecz w pobliżu nie ma żywego ducha, ponieważ idziemy
jako ostatnie. - Tutaj wcale nie jest tak elegancko, jak to
przedstawia pani Nightwing. To z pewnością intrygująca nowina.
- Naprawdę? Co masz na myśli?
- Nie powinnam o tym mówić - mityguje się.
Dzwięk dzwonu dryfuje przez mgłę wraz ze stłumionymi głosami. Poza
tym panuje zupełna cisza. Ta mgła jest naprawdę niesamowita.
- Doskonałe miejsce na przechadzkę o północy - zauważam. starając się.
aby zabrzmiało to figlarnie. Słyszałam, że ludzie lubią figlarne dziewczęta.
- Może pózniej przyjdą tu dokazywać wilkołaki? - Po zmroku możemy
wychodzić tylko na nieszpory - oznajmia rzeczowo Ann. To tyle, jeśli
chodzi o figlarność.
- Dlaczego?
- To wbrew zasadom. W nocy jest tu niezbyt przyjemnie. -Ann milknie i
wyciera cieknÄ…cy nos. - Czasami w lesie pojawiajÄ… siÄ™ Cyganie.
Przypomina mi się kobieta, która zatrzymała powóz.
- Chyba spotkałam jedną Cygankę. Mówiła o sobie matka jakaś tam...
- Matka Elena?
- Tak, właśnie tak.
- Jest zupełnie szalona. Trzymaj się od niej z daleka. Może mieć nóż i
zadzgać cię we śnie - mówi Ann z przejęciem.
- Wydawała się zupełnie nieszkodliwa...
- Tego nigdy nie można być pewnym.
Nie wiem, czy to z powodu mgły, dzwięku dzwonów czy lęku Ann, ale
przyspieszam kroku. Dziewczyna, która miewa wizje, trafia na taką, która
wierzy w nocne strachy. Może właśnie w ten sposób dobiera się
towarzystwo w Spence?
- Będziesz w tej samej klasie co ja?
- Tak - przyznajÄ™. - Kto jeszcze chodzi z nami? Wymienia imiona jedno po
drugim.
- Oraz Felicity i Pippa. - Kończy i milknie, jakby powiedziała za dużo.
- Felicity i Pippa. Cóż za urocze imiona! - rzucam radośnie. Powinno się
mnie zastrzelić za tak idiotyczny komentarz, ale umie ram z ciekawości,
żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tych dwóch dziewczynach, które też
sÄ… w naszej klasie.
Ann ścisza głos.
- One nie sÄ… urocze. Wcale, ale to wcale.
Dzwon w końcu przestaje bić, pozostawiając po sobie dziwną, pustą ciszę.
- Nie? Pół dziewczyny, pół wilki? Czy może oblizują noże do masła?
Ann nie tylko nie uznaje mnie za zabawnÄ…, ale w jej oczach po jawiÄ… siÄ™
zimny, twardy błysk.
- Bądz przy nich ostrożna. Nie ufaj...
Przerywa jej chrapliwy głos, który rozlega się za naszymi plecami.
- Znów za dużo gadasz, Ann?
Obracamy się i widzimy dwie twarze wyłaniające się z mgły. Blondynka i
piękność. Musiały zostać z tyłu, a potem podkraść się do nas. Matowy głos
należy do blondynki.
- Nie wiesz, że to bardzo niestosowne zachowanie? Ann otwiera usta, ale
nie odpowiada.
Brunetka chichocze i szepcze do ucha blondynce coś, co znów wywołuje
ten szczery, żywiołowy śmiech. Wskazuje na mnie.
- Ty jesteÅ› ta nowa. tak?
Nie podoba mi się sposób, w jaki to mówi. Nowa. Jakbym była jakimś
insektem, który nie został jeszcze do końca sklasyfikowany. Szkaradny
okaz, rodzaj żeński.
- Gemma Doyle - przedstawiam się, starając się nie drgnąć i nie spuścić
wzroku. Mój ojciec stosował taką sztuczkę, kiedy targował się o cenę. Ja
targuję się teraz o coś bardziej nieokreślonego,
ale o wiele ważniejszego - o swoje miejsce w hierarchii Spence. Mija
sekunda, zanim blondynka odwraca się ode mnie i wbija chłodny wzrok w
Ann.
- Plotkowanie to bardzo zły nawyk. Nie zgadzamy się na złe nawyki w
Spence. panno Stypendium - mówi, nieprzyjemnie podkreślając ostatnie
dwa słowa. To przypomnienie, że Ann nie należy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl