[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na pewno jest ci wdzięczny?
- Wcale nie! W dodatku uważa, że odbijam mu wy-
branki, kiedy pokazuję, jak się powinien do nich zalecać. A to nieprawda, nie wierz mu!
- Dobrze, nie będę - zapewniła go uroczyście.
Ale nie ufała także słowom Enrique. Mimo że to, co mówił, pokrywało się z wersją Isabel,
odpowiedzi na jej pytania przychodziły mu zbyt gładko. Nie był takim prymitywnym człowiekiem,
za jakiego chciał uchodzić. %7ładen z ludzi Refugia nie był prostakiem. Enrique mógł ją zwodzić dla
zabawy albo z czystej grzeczności mówić to, co - jak sądził - chciała od niego usłyszeć. Mógł
również blagować, bo miał taki kaprys albo bo tak kazał Refugio, mając na względzie dobro swych
kamratów. Musi jeszcze porozmawiać z Charro. Potem porówna to, co od nich obu usłyszała, i być
może tym sposobem dotrze bliżej prawdy.
Takie myśli kłębiły jej się w głowie, kiedy cicho zapytała Enrique:
- Czy sądzisz, że Refugio jest nadal zakochany we wdowie?
- Nadal? Trzeba przyznać, że jest bardzo ponętna, ale nie słyszałem, by kiedykolwiek o niej
wspominał, zanim spotkał ją na statku. Co więcej, wiem, że niektórzy ludzie cenią sobie próżniaczy
tryb życia i czczą paplaninę, ale, o ile znam Refugia, po godzinie będzie bliski szaleństwa.
Pilar nie dała po sobie poznać, jak bardzo uradowały ją te słowa.
- Jednak jest jego utraconą miłością - zauważyła i zagryzła usta.
- N o tak, zle ulokowane młodzieńcze uczucie. A nasza wdówka mocno trzyma bat w swojej białej
rączce.
- Czy on by jej na to pozwolił, gdyby mu to nie sprawiało przyjemności?
Enrique pokręcił głową z przygnębioną miną.
- Uważasz, że pętla na szyi jest milsza od kobiecych ramion? Nawet jeżeli z powodu
wielkopańskiej dumy korci go, by się zbuntować, pamięta, że nie zawisłby sam.
Ten argument ją przekonał. O lojalności Refugia w stosunku do swych ludzi krążyły legendy.
Nieraz ryzykował życie, ażeby uratować kogoś od śmierci na szubienicy czy przed plutonem
egzekucyjnym. Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, usłyszała za plecami ciche kroki.
Refugio wszedł do salonu i kładąc dłonie na oparciach ich krzeseł, nachylił się nad nimi.
- Rajcujecie jak dwie kumoszki. Miło, że znalezliście wspólny temat. Niewątpliwie wasze
zainteresowanie moją osobą bardzo mi schlebia. Nie przejmujcie się, nie zawiodę was, zawsze
chętnie dostarczę nowych wątków.
Wyprostował się, podszedł do wdowy i rozsiadł się obok niej. Przez następne kilka godzin całe
towarzystwo miało okazję obserwować flirt rozgrywający się na ich oczach. Nie brakowało
wyszukanych komplementów i dyskretnych gestów, wyrażających uwielbienie, były westchnienia
oraz wymowne, jednoznaczne spojrzenia. Wdowa krygowała się z początku, a potem, widząc, jak
zapał Refugia nieco słabnie, sama przejęła inicjatywę. Refugio wyjął z jej dłoni wachlarz, rozłożył
go i chłodził jej spłonione policzki; Teraz z kolei ona wyjęła mu go z ręki, trzepnęła go nim po
ramieniu, a potem powiodła koronkowym brzeżkiem po zarysie jego szczęki pokrytej cieniem
zarostu. Wsunęła mu do ust pralinkę, Refugio przeżuł ją powoli, delektując się smakiem, a na
koniec przeciągnął koniuszkiem języka po wargach.
Pilar omijała ich wzrokiem. Zmiała się i żartowała, dała się nawet namówić na partyjkę kart i tylko
od czasu do czasu spoglądała znad nich na toczące się w rogu salonu przedstawienie. Szczęśliwie
wieczór wreszcie dobiegł końca, podano kolację i zrobiło się na tyle pózno, że wypadało jej
usunąć się do kajuty.
Nie mogła zasnąć. Bolała ją głowa, w ciasnej kabinie było duszno, a kołysanie statku zdawało się
wzmagać, jakby nadchodził sztorm. Zapadła noc, morze wygładziło się, a ona leżała, zastanawiając
się, gdzie jest Refugio i co teraz robi. Na pewno się zabawia - pomyślała z goryczą, po czym
energicznie wytrzepała poduszkę, wsunęła ją pod głowę i zacisnęła powieki.
Refugio zjawił się po północy. Bezszelestnie zamknął drzwi i stał przez chwilę, nasłuchując. Noc
była pochmurna i bezgwiezdna, księżyc nie oświetlał kajuty przez iluminator. Po omacku doszedł
do koi i przyklękając na jedno kolano, pochylił się nad dziewczyną, która ją zajmowała.
Pilar oddychała równomiernie i prawie bezgłośnie, pogrążona w głębokim, spokojnym śnie. Leżała
wyciągnięta rozkosznie, ubrana jedynie w cienką batystową koszulę, bo wyraznie widział zarys
dekoltu na jej piersiach. Ostrożnie dotknął pukla rozsypanych na poduszce jedwabistych włosów.
Były ciepłe i sprężyste. Cofnął dłoń i powoli zacisnął ją w pięść.
Okazał się skończonym głupcem. Poniosło go wieczorem. Irytacja, rozpacz, a może i zazdrość,
pchnęły go do demonstracji namiętności, której wcale nie czuł. Uznał, że skoro widzi w nim
potwora, będzie do końca wyzuty z zasad. Nie spodziewał się, że tak bardzo dotkną go pełne
wyrzutu spojrzenia ani że trucizna trawiąca jego umysł wsączy się mu do serca.
Ogarnęło go przemożne pragnienie, by ułożyć się obok Pilar. Przytulić się do niej, zapaść w sen lub
choćby doczekać świtu. Jej uroda, łagodność i niewinny wygląd czyniły ten odruch tak bardzo
naturalnym.
Może obudziłaby się i odwróciła do niego. Jedno jej dotknięcie i byłby zgubiony. Skosztowałby
różanych ust, a potem nieśpiesznie, z czułością poznawałby wszystkie wzniesienia i zagłębienia jej
ciała. I tłumiąc trawiące go pożądanie, poprowadziłby ją w taniec miłości, aż usłyszałaby tę samą
muzykę, dołączyła do niego w namiętnym rytmie i razem z nim zaznała uniesień finału.
To niemożliwe. Nie był niewinny i nie zasługiwał na jej względy. Wniósł do kajuty woń tanich
perfum o nucie zwiędłych hiacyntów oraz żal nad samym sobą i wyrzuty sumienia. Nie może nimi
skazić Pilar. O świcie spłucze z siebie słoną wodą zapach nocnych uciech, a światło dnia rozproszy
żal. Tylko wyrzutów sumienia nie da się usunąć.
Rozdział VIII
[ Pobierz całość w formacie PDF ]