[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doganiają pózniej swoich rówieśników.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała Harriet. - Mam do pani prośbę. Niech pani
poprosi pielęgniarkę, \eby przyprowadziła Bena.
Doktor Gilly zastanowiła się przez chwilę, a potem pochyliła się nad telefonem.
Na korytarzu rozległ się głośny krzyk Bena: Nie! Nie! , potem usłyszały perswadujący
głos pielęgniarki.
Drzwi otworzyły się. Pielęgniarka wepchnęła Bena do gabinetu i zamknęła drzwi.
Chłopiec oparł się o nie plecami i spojrzał na lekarkę.
Stał zgarbiony na lekko ugiętych nogach, jakby zamierzał rzucić się do ucieczki: mały
człowieczek z wielką głową o \ółtych szorstkich włosach rosnących od podwójnego ciemienia a\
do punktu poni\ej grubego wąskiego czoła. Miał du\y, zadarty nos, grube, mięsiste usta i oczy
jak dwa matowe kamienie. Harriet pomyślała, \e Ben nie wygląda na sześciolatka. Mo\na go
było wziąć za niskiego mę\czyznę.
Harriet nie spuszczała wzroku z lekarki patrzącej na chłopca.
- W porządku, Ben - powiedziała doktor Gilly. - Poczekaj na korytarzu. Mama zaraz do
ciebie przyjdzie.
Chłopiec nie ruszył się z miejsca. Lekarka pochyliła się nad telefonem i powiedziała coś
do pielęgniarki. Drzwi otworzyły się. Chłopiec zniknął w korytarzu, mrucząc wściekle.
- Co pani o nim myśli? - spytała Harriet.
Doktor Gilly nie odpowiedziała, czuła się ura\ona i liczyła minuty do końca wizyty.
- Czy on jest istotą ludzką? - spytała Harriet; wiedziała, \e to nic nie da, ale chciała
wypowiedzieć te słowa, usłyszeć je.
Doktor Gilly wyprostowała się, westchnęła cię\ko i zakryła dłonią usta. Siedziała przez
chwilę z zamkniętymi oczami. Była przystojną kobietą w średnim wieku. Miała całkowitą
kontrolę nad swoim \yciem, ale teraz wyglądała na zagubioną.
Nie była w stanie zdobyć się na szczerość. Opuściła rękę i uśmiechnęła się.
- To przybysz z innej planety? - powiedziała \artobliwym tonem.
- Nie, ale przyjrzała mu się pani, prawda? Niektórzy twierdzą, \e na naszej planecie
mieszkały kiedyś istoty zupełnie inne ni\ my. Oczywiście nie mo\na tego stwierdzić z całą
pewnością. Ale mo\e naszą planetę zamieszkiwały kiedyś karły albo krasnoludy? I dlatego
opowiadamy o nich bajki.
- Uwa\a pani, \e Ben jest opózniony w rozwoju? - spytała doktor Gilly ponurym głosem.
Spodziewała się, \e Harriet poruszy ten temat.
- Dla mnie to oczywiste - powiedziała Harriet. Lekarka zerknęła na swoje
wypielęgnowane dłonie i westchnęła. Potem spojrzała Harriet w oczy.
- Czego pani ode mnie oczekuje? - spytała.
- Chcę, \eby ktoś to nazwał. Do tej pory nikt tego nie zrobił.
- Czy pani nie rozumie, \e to nie le\y w zasięgu moich kompetencji? Mam napisać list do
zoo? Zamknijcie to dziecko w klatce ? Mam go oddać naukowcom?
- O Bo\e! - jęknęła Harriet. - Skąd\e znowu. Milczenie.
- Dziękuję pani. - Harriet podniosła się z krzesła. Wizyta dobiegła końca. - Czy mogłaby
mi pani zapisać silny środek uspokajający? Ben ma czasem ataki wściekłości i trudno sobie
wtedy z nim poradzić.
Doktor Gilly wypisała receptę. Harriet schowała ją, podziękowała lekarce i po\egnała się.
W drzwiach odwróciła się. Doktor Gilly nie ukrywała dłu\ej uczuć: na jej twarzy malowało się
przera\enie. Bała się Bena, poniewa\ uosabiał to, co nienormalne i nienazwane. Bała się Harriet,
która go urodziła.
Chłopiec stał sam w rogu małego pokoju ze wzrokiem wbitym w drzwi gabinetu i
dygotał. Dokoła pełno było ludzi w białych fartuchach i płaszczach. W przychodni pachniało
chemikaliami. Harriet uświadomiła sobie, \e to miejsce kojarzy się Benowi z zakładem. Jeśli
będziesz niegrzeczny...
Chłopiec był przybity, trzymał się blisko matki. Zachowywał się jak przestraszony pies.
Ka\dego ranka podawała mu środek uspokajający, który jednak wyraznie nie działał.
Harriet miała nadzieję, \e Ben będzie spokojny w szkole, po południu zaś wywrzeszczy się,
je\d\ąc z Johnem na motorze.
Pierwszy rok pobytu Bena w szkole dobiegł końca. Jego rodzina mogła udawać, \e
chłopiec jest po prostu trudnym dzieckiem . Nie był w stanie niczego się nauczyć, ale nie ró\nił
się w tym od wielu dzieci, które chodziły do szkoły, poniewa\ musiały.
Aukasz napisał, \e chce spędzić święta Bo\ego Narodzenia u dziadków w południowej
Hiszpanii. Helena pojechała do babci Molly, do Oksfordu.
Dorota przyjechała do nich na święta; jedynie na trzy dni. Wyje\d\ając, zabrała Janeczkę,
która uwielbiała swoją mongoloidalną kuzynkę Amy.
Ben w tym czasie prawie nie rozstawał się z Johnem. Harriet zajmowała się Pawłem,
który miał ferie świąteczne.
Dawid te\ bywał w domu, ale pracował coraz więcej. Paweł sprawiał więcej kłopotu ni\
Ben, ale był normalnym zaburzonym dzieckiem, nie obcym.
Paweł spędzał całe godziny przed telewizorem. Była to jego ucieczka od rzeczywistości.
Oglądał film za filmem i pochłaniał ogromne ilości jedzenia - jakby miał w środku usta, które
błagały: Nakarmcie mnie! , mimo to nie tył. Wiecznie czegoś chciał, trudno go było zadowolić.
Harriet przytulała go, ale bez skutku. Wojna i zamieszki; zabójstwa i porwania samolotów;
mordercy, złodzieje, porywacze... Zaczęły się barbarzyńskie lata osiemdziesiąte. Paweł le\ał
przed telewizorem albo chodził po pokoju i jadł - to znaczy otwierał usta, kiedy go karmiono.
Rytm \ycia rodzinnego ustalił się na nowo. Na lata.
Aukasz spędzał wakacje u dziadka Jamesa, z którym miał taki dobry kontakt . Chłopiec
bardzo lubił \onę dziadka - Jessicę. Mówił, \e jest zabawna. Jego ciotka Debora te\ była
zabawna: w rodzinie krą\yły \arty na temat jej nieudanych mał\eństw. Aukasz mieszkał z
bogatymi krewnymi, z ludzmi sukcesu. Czasem James, kiedy wybierał się do Harriet i Dawida,
zabierał wnuka ze sobą. James miał dobre serce i martwił się, \e w rodzinie zle się dzieje;
wiedział, \e Harriet i Dawid tęsknią za najstarszym synem. Odwiedzali go w szkole podczas Dni
Sportu. Czasem Aukasz przyje\d\ał do domu na przerwę semestralną.
Helena była szczęśliwa u Molly. Mieszkała w pokoju, który nale\ał kiedyś do jej ojca.
Była ulubienicą starego Fryderyka. Ona te\ przyje\d\ała czasem do rodziców na półsemestr.
Janeczka chciała zamieszkać z babcią, ciotką Sarą, trzema zdrowymi kuzynami i biedną
Amy. Poprosiła Dorotę, \eby porozmawiała o tym z Harriet i Dawidem. Janeczka postawiła na
swoim. Dorota zabierała ją czasem do rodziców. Odbyła powa\ną rozmowę z Janeczką, która
starała się być wobec nich miła i nie krytykować Bena.
Paweł został w domu: Ben pojawiał się tam coraz rzadziej.
- Co poczniemy z Pawłem? - pytał Dawid.
- Jak to?
- On potrzebuje pomocy. Powinien porozmawiać z psychiatrą...
- Co to da?
- Nie jest w stanie niczego się nauczyć, trzeba się nim wcią\ zajmować. Sprawia więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]