[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczęścia, że nie musi już ani umierać, ani wychodzić za szejka Farasa.
Strzały, krzyki i nawoływania oddalały się coraz bardziej. Czuła silny
uścisk ramion, które obejmowały i tuliły ją do siebie, a unoszący ich oboje
koń galopował tak posuwiście i płynnie, że prawie nie dotykał kopytami
ziemi. Jak cudownie było w tych ramionach, jak bezpiecznie! Obejmowały
ją tak mocno, że z trudem tylko mogła się poruszać. Kiedy z wysiłkiem
uniosła do góry twarz, usta szejka spoczęły na jej wargach. Pocałunek
zdawał się trwać bez końca. Wiedziała doskonale, że nic oprócz niego się nie
liczy. Nic na całym świecie.
Rozdział siódmy
Pocałunek był cudowniejszy i doskonalszy niż cokolwiek, co Vita do tej
pory znała. Czuła się tak, jakby całą siebie oddała na własność szejkowi, a
on wziął ją w niepodzielne władanie. Kiedy w końcu uniósł głowę,
zamruczała ze szczęścia i ukryła twarz w jego ramionach. Szejk po pewnym
czasie zatrzymał konia.
- Moja najdroższa! Moja kochana! Czy nic ci się nie stało?
- Właśnie miałam się... zabić... ponieważ on... chciał mnie poślubić, a ja
nie mogłam pozwolić, aby mnie... dotknął.
- Domyśliłem się tego, kiedy zobaczyłem jagnię. - Jego głos drżał z
wściekłości, a ramiona zacisnęły się mocno wokół niej, jakby nie mógł
znieść nawet myśli o tym, przez co przeszła.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytała.
Z trudem formułowała myśli, nie mogąc opanować rozsadzającej piersi
radości, że jest tak blisko niego. Odpowiedz w tej chwili nie była nawet
istotna. Liczyło się tylko to, że był obok niej.
- Gdy odjechałaś - mówił szejk - czułem się okropnie. Bałem się, że
napotkacie Mazrabów, którzy będą jechali ci na ratunek, i że zaczną strzelać
do moich ludzi, nie zdając sobie nawet sprawy, że jesteś z nimi. Tak więc
zabrałem ze sobą kilku jezdzców i pojechałem za wami, postanawiając
trzymać się poza zasięgiem wzroku, ale jednocześnie zapewniając ci
bezpieczeństwo.
- Jestem taka szczęśliwa... tak bardzo szczęśliwa! - wyszeptała Vita. -
Wołałam z rozpaczą, byś mnie ocalił. Czułam, że jakoś dowiesz się, iż
jestem w niebezpieczeństwie.
- Wiedziałem o tym, lecz nie zdawałem sobie sprawy, że ludzie szejka
znalezli cię w oazie i że spowodowali takie straty wśród członków mojego
plemienia, dopóki nie zobaczyłem w oddali uciekających z tobą Mazrabów.
- A więc pojechałeś do oazy? Usta szejka zacisnęły się.
- Dwóch moich ludzi nie żyło, a dwa konie zostały ciężko ugodzone
dzidami. Szejk Faras gorzko za to zapłaci!
- I wtedy pojechałeś... za mną.
- Gdy dotarłem do moich ludzi, ciebie już dawno nie było i zacząłem się
martwić, że nie uda mi się odnalezć obozu Farasa.
- A jednak odnalazłeś mnie! - powiedziała miękko.
Nachylił głowę i ponownie zaczął ją całować. Pomyślała, iż tak jak nie
obawiała się śmierci, kiedy trzymała nóż przy swej piersi, tak samo łatwo
mogłaby umrzeć z powodu zwykłej radości.
Szejk oderwał usta od jej warg dopiero wtedy, gdy zobaczył zbliżających
się do nich jezdzców. Wiedział, że to jego ludzie powracający z obozu
Mazjadów. Pędzili jak szaleni, a kiedy podjechali bliżej, Vita ujrzała radość
w błyszczących oczach i roześmianych twarzach. Ich siodła były
obładowane łupami: adamaszkiem, brokatem, bronią i klejnotami. Jadąc tuż
przy szejku, z ożywieniem opowiadali mu o tym, co się wydarzyło. Ich
arabski był jednak tak szybki, iż Vita nie mogła za nimi nadążyć. W pełni
natomiast rozumiała ich podniecenie. Przeprowadzili atak na obóz w
momencie, kiedy szejk Faras zupełnie się ich nie spodziewał, i zrobili to
absolutnie po mistrzowsku.
Szejk wydał rozkaz i ponownie ruszyli galopem.
- Dokąd jedziemy? - zapytała Vita.
- Do Damaszku!
- Do Damaszku? - powtórzyła, kompletnie zaskoczona.
- Sam przekażę cię brytyjskiemu konsulowi. Nie ufam już nikomu na
pustyni.
Spojrzała na niego, a on dodał z uśmiechem:
- Czy obawiasz się, że nie będzie ci zbyt wygodnie w moich ramionach?
Uspokoję cię zatem, jeśli dodam, że do Damaszku jest około dziesięciu mil.
Podróż nie będzie więc trwała zbyt długo.
- Wiesz dobrze, że chcę być... blisko... ciebie - odpowiedziała Vita. W tej
samej chwili poczuła ból w sercu. Zrozumiała, że szejk zamierza ją w
Damaszku zostawić. Kiedy zapewni jej bezpieczeństwo, znowu zniknie na
pustyni, a ona ponownie będzie cierpiała przy rozstaniu. Natychmiast jednak
powiedziała sobie, iż to, że jest teraz przy nim, to przecież wspaniały dar,
którego się zupełnie nie spodziewała. Postanowiła, że nie może tego
zniszczyć rozmyślaniem o rozstaniu.
Charles powiedział kiedyś, że miłość to ból, który przeszywa całe ciało i
umysł, aż w końcu nie jest się w stanie dłużej tego znieść. Nagle - ciągnął -
ból zamienia się w uniesienie, które wzbija cię w niebiosa, i wtedy już wiesz,
że warto było cierpieć".
To właśnie będzie warte tego uniesienia - pocieszała się w duchu Vita.
Jednocześnie ponownie zadrżała na myśl o rozstaniu z ukochanym, tak jakby
w sercu miała wciąż krwawiącą ranę.
- Moja ukochana - szepnął i na te słowa dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
Szejk poczuł go i przytulił ją mocniej do siebie. - Moja najdroższa, gdyby
ten nikczemnik cię skrzywdził, zabiłbym go bez wahania.
Vita znowu zadrżała, słysząc, z jaką żarliwością mówi do niej.
- Jestem z tobą bezpieczna - wyszeptała. I rzeczywiście tak się czuła.
Szejk jechał na czymś w rodzaju miękkiej poduszki, która Beduinom
służyła za siodło. Nie używał również strzemion, a koń założony miał
jedynie kantar, co nie przeszkadzało, aby jezdziec sprawował całkowitą
kontrolę nad wspaniałym czarnym ogierem. Vita wiedziała, iż szejk bardzo
lubił jazdę na ogierze. Beduini natomiast do jazdy konnej używali jedynie
klaczy.
Podczas drogi Vita wciąż modliła się, aby nigdy nie dotarli do Damaszku.
Czuła, że jest kochana i że nic jej nie grozi. Chciała, aby ta podróż w
ramionach szejka trwała bez końca. Wydawało się jej, że świat bez niego
byłby przerażający, a ona cierpiałaby nie tylko fizycznie, tak jak to było przy
szejku Farasie, ale również psychicznie, tak jak w obecności lorda Banthama,
którego się bała i do którego czuła prawdziwą odrazę.
Jakby odgadując jej myśli, szejk spojrzał na nią i powiedział:
- Nie rozpaczaj, najdroższa. Musisz powiedzieć sobie, że to Inszallah i być
może pewnego dnia znowu się spotkamy.
- Ten dzień może być bardzo odległy - odpowiedziała Vita. - Chcę ciebie
teraz... zawsze. Chcę, abyśmy byli razem, tak jak jesteśmy teraz. - Słyszała,
jak głęboko westchnął, i wiedziała, że czuje to samo co ona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]