[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podłączał zasilacz. Srebrna antena wydala jej się pojazdem
kosmicznym.
- Właśnie dorzuciłeś czterysta kilogramów i poszedłeś w
górę o pięć metrów - powiedziała spokojnie. - Czy zdajesz
sobie sprawÄ™, co to oznacza przy sztormowym wietrze?
Geoff wzruszył ramionami.
- Wszystko wyliczyłem. Ta konstrukcja oprze się każdej
niespodziance, jaką szykuje dla niej Matka Natura. Możesz
sprawdzić, jeżeli mi nie wierzysz.
Wrócili do przyczepy i Geoff wydobył plik papierów z
poplamionej kawÄ… teczki.
- Masz. Sprawdz sama.
- Zrobię to - mruknęła Karin.
- Zawsze musisz być najlepsza - powiedział Geoff szy-
derczym tonem.
- Geoff, zapomniałeś już, że prosiłeś mnie o nadzorowanie
twojej pracy?
- Dobrze, dobrze. - Podniósł do góry obie ręce w obronnym
geście. - Ale to było przedtem. Teraz już jest w porządku. A
poza tym, jeśli Marsden akceptuje moje projekty, to nie widzę
powodu, byś ty je kwestionowała. - Zaśmiał się krótko, zebrał
ze stołu wydruki i wybiegł z biura, zatrzaskując za sobą
drzwi.Karin odprowadziła go wzrokiem. Dobry Boże, najpierw
Rowan, a teraz Geoff. Jak dotrwa do końca swojej misji? Czuła
się, jakby stała na krawędzi przepaści.
Westchnęła i rozłożyła przed sobą kartki z obliczeniami
Geoffa. Wyjęła kalkulator z górnej szuflady biurka i zaczęła
sprawdzać równania. Z Geoffem mogła się jeszcze uporać za
pomocÄ… matematyki i logiki, ale z Rowanem?
Uderzyła ją ironia sytuacji. Nie przypuszczała, że będzie
tak wiele dla niej znaczył. Przez lata nie chciała się z nikim
wiązać i bez większego wysiłku odchodziła, gdy tylko czuła
zainteresowanie drugiej osoby. Teraz ona sama była stroną
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
szukajÄ…cÄ…, mocno pragnÄ…cÄ… zwiÄ…zku.
I to nie z byle kim. Z nim. Z Rowanem Marsdenem. Gdyby
w grę wchodził ktoś inny, zaprzestałaby swych zabiegów,
zostałaby sama. Może nawet zgodziłaby się na przelotny
romans. Ale nie z Rowanem.
Rowan był inny. Przyciągał ją ku sobie niczym spragniona
dusza. Chciała być z nim, chciała go mieć i zachować na
resztę życia.
Gra o taką stawkę, o przyszłość, nie pozwalała jej przy-
stać na warunki stawiane przez Rowana. Przygoda miała swój
początek, środek i nieunikniony koniec. To nie było to, czego
oczekiwała. Romans jej nie zaspokajał.
Kiedy zapadła noc, bolała ją głowa i ramiona. Uprzątnęła
biurko i powłócząc nogami udała się do stołówki, żeby
zobaczyć Thorny'ego. Tłumacząc się zmęczeniem, wymówiła
się od kolacji, a po powrocie zamknęła na zasuwkę dzielące
ich drzwi i zwaliła się na łóżko.
W parę godzin pózniej obudziło ją niecierpliwe pukanie
Rowana.
Spróbował otworzyć drzwi, potem w nie załomotał.
- Karin. Otwórz te cholerne drzwi! Nie ruszała się.
Zaklął pod nosem, znów zapukał.
- Chcę z tobą porozmawiać, Karin.- Nie mamy sobie nic
do powiedzenia.
- Otworzysz te pieprzone drzwi, czy mam je wyłamać? -
krzyknÄ…Å‚.
Karin skurczyła się na dzwięk tępego uderzenia, po któ-
rym nastąpił trzask pękającego drewna. Jeszcze chwila i roz-
wali pięścią cienką płytę. Wstała i pokuśtykała do drzwi.
Rowan wypełnił całą przestrzeń. Para buchająca z łazien-
ki wpłynęła do pokoju. Miał zmierzwione włosy, jego oczy
płonęły. Twarz miał zaczerwienioną, szczęki zaciśnięte. Czarna
koszula była rozpięta na piersi; kropelki wody błyszczały na
czarnym owłosieniu. Coś zapulsowało w szyi Karin.
Stała bez ruchu przy łóżku. Przebiegła językiem po su-
chych wargach, jej wzrok podążył za ciemną linią niknącą w
sztruksowych spodniach i wrócił do twarzy. Mierzyli się
oczyma czując, jak rośnie napięcie.
- Nie mam zamiaru przepraszać cię za to, co stało się
rano - powiedział w końcu.
Poczuła złość wobec jego niewzruszonego uporu.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Wcale na to nie czekałam.
A niech go licho. Czego właściwie u niej szukał? Dla-
czego nie zostawiał jej w spokoju? Dlaczego, sama na siebie
warknęła, nie pchnął jej na łóżko i nie wziął przemocą? Gardło
się jej ścisnęło, kolana ugięły pod nią.
- Wracaj do łóżka - rzucił. - Za zimno, żebyś tak stała bez
szlafroka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]