[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I
Już wiosna powiedział do siebie Poirot na drugi dzień rano stanowczo
wiosna.
Własne obawy z poprzedniego wieczora wydały mu się wyjątkowo
bezpodstawne. Pani Upward to rozumna kobieta, która potrafi zatroszczyć
siÄ™ o siebie.
Niemniej w jakiś dziwny sposób go intrygowała. Zupełnie nie rozumiał jej
reakcji, ł wyraznie sobie tego nie życzyła. Rozpoznała fotografię Lily Gamboll i
była zdecydowana rozegrać to sama.
Kiedy przechadzał się ścieżką w ogrodzie oddany tym refleksjom, spłoszył
go głos tuż za nim.
Monsieur Poirot.
Pani Rendell podeszła tak cicho, że nic nie słyszał. Od wczoraj był
wyjÄ…tkowo nerwowy.
Proszę wybaczyć, madame. Zaskoczyła mnie pani. Pani Rendell
uśmiechnęła się mechanicznie. Jeżeli on nerwy ma na wierzchu, to pani
Rendell, pomyślał, już nad nimi nie panuje. Jedna powieka jej drgała i pani
Rendell niespokojnie zaciskała dłonie.
Mam& Mam nadzieję, że panu nie przeszkadzam. Może jest pan zajęty?
Ależ nie, nie jestem zajęty. Jest piękny dzień. Rozkoszuję się wiosną.
Dobrze jest być na dworze. W domu pani Summerhayes zawsze, ale to
zawsze ciÄ…gnie. CiÄ…gnie&
W Anglii nazywacie to przeciÄ…giem.
Tak, tak, chyba ciÄ…gnie.
Te okna& okna siÄ™ nie zamykajÄ…, a drzwi& drzwi siÄ™ co chwila
otwierają na oścież.
Ten dom to po prostu ruina. A Summerhayesów, oczywiście, nie stać na
to, żeby mogli coś zaradzić. Sprzedałabym go, gdybym była na ich miejscu.
Wiem, że należy do rodziny od setek lat, ale dziś człowiek nie może się czegoś
trzymać ze względów uczuciowych.
Tak, nie jesteśmy dziś uczuciowi.
Zapadło milczenie. Kątem oka Poirot przyglądał się jej nerwowym dłoniom.
Czekał, aż przejmie inicjatywę. Kiedy już przemówiła, zrobiła to obcesowo.
Przypuszczam powiedziała że jak pan& hm& bada jakąś sprawę,
zawsze musi pan mieć pretekst?
Poirot rozważył to pytanie. Mimo że nie patrzył na nią, był najzupełniej
świadomy jej ukradkowego, niespokojnego, utkwionego w nim spojrzenia.
Jak pani sama mówi, madame odpowiedział wymijająco. Tak jest
wygodniej.
%7łeby wytłumaczyć powód swojej obecności i& zadawania pytań.
Może to być wskazane.
Po co& po co naprawdÄ™ jest pan w Broadhinny, monsieur Poirot?
Zwrócił na nią z lekka zdziwiony wzrok.
Ależ, droga pani, mówiłem pani& żeby zbadać okoliczności śmierci pani
McGinty.
Pani Rendell powiedziała ostro:
Wiem, że tak pan mówi. Ale to śmieszne.
Poirot uniósł brwi.
Zmieszne?
Oczywiście. Nikt w to nie wierzy.
A jednak zapewniam panią, że tak jest. Zamrugała jasnoniebieskimi
oczyma i odwróciła wzrok.
Nie chce mi pan powiedzieć.
Powiedzieć& o czym, madame!
Znowu, jak się wydało, obcesowo zmieniła temat.
Chciałam pana zapytać& o anonimowe listy.
Tak powiedział zachęcająco Poirot, kiedy zamilkła.
W gruncie rzeczy to zwykle kłamstwa, prawda?
To czasami kłamstwa ostrożnie odpowiedział Poirot.
Zwykle powtórzyła uparcie.
Chyba aż tak bym tego nie ujmował. Shelagh Rendell powiedziała
gwałtownie:
To tchórzliwe, podstępne, podłe rzeczy!
Zgodziłbym się z każdym tym określeniem, tak. 1 nie wierzyłby pan
ani jednemu z nich?
To bardzo trudne pytanie powiedział poważnie Poirot.
Ja bym nie wierzyła. Niczemu takiemu bym nie wierzyła.
I dodała gwałtownie:
Wiem, po co pan tu jest. Ale to nieprawda, zapewniam pana, że to
nieprawda.
Raptownie odwróciła się i odeszła.
Herkules Poirot uniósł brwi z zainteresowaniem.
I co teraz? zadał sobie pytanie. Próbuje mnie wywieść w pole? Czy
to całkiem inny ptaszek?
Uznał, że trudno się w tym wszystkim połapać.
Pani Rendell przyznała się, że uważa, że przybył tu dla zupełnie innego
powodu niż zbadanie okoliczności śmierci pani McGinty. Sugerowała, że to
tylko pretekst.
Czy rzeczywiście tak uważa? Czy też, jak właśnie sobie powiedział, próbuje
wywieść go w pole?
Co mają z tym wspólnego anonimowe listy?
Czy pani Rendell jest oryginałem fotografii, którą, jak powiedziała pani
Upward: niedawno widziała ?
Inaczej mówiąc, czy pani Rendell jest Lily Gamboll?
Lily Gamboll, rehabilitowanego członka społeczeństwa, widziano ostatnio
w Eire. Czy doktor Rendell tam poznał i poślubił swoją żonę, nie znając jej
historii? Lily Gamboll wyuczono stenografii. Drogi życia jej i doktora z
łatwością mogły się przeciąć.
Poirot pokręcił głową i westchnął.
Wszystko to było najzupełniej możliwe. Ale musiał się upewnić.
Nagle zerwał się chłodny wiatr i słońce się schowało.
Poirot zadrżał i zwrócił swe kroki do domu.
Tak, musi się upewnić. Gdyby tylko udało mu się odnalezć prawdziwe
narzędzie zbrodni&
I w tej samej chwili z dziwnym poczuciem pewności& dojrzał je.
II
Potem zastanawiał się, czy podświadomie nie zauważył go dużo wcześniej.
Leżało tu, przypuszczalnie, odkąd przybył do Na Smugach.
Na zagraconej biblioteczce przy oknie.
Pomyślał: Dlaczego dotąd tego nie zauważyłem?
Zdjął je, zważył w ręku, ujął i zamachnął się&
W tym momencie weszła Maureen w zwykłym pośpiechu i w towarzystwie
dwóch psów. Jej głos, jasny i przyjazny, zapytał:
Halo, bawi siÄ™ pan toporkiem do cukru?
Ach, więc to toporek do cukru?
Tak. Toporek do cukru& czy też tłuczek do cukru& nie wiem, jak to się
dokładnie nazywa. Prawda, że dosyć zabawny? Taki dziecinny z tym
ptaszkiem u góry.
Poirot ostrożnie obrócił narzędzie w rękach. Wykonane z gęsto zdobionej
miedzi, miało kształt toporka, było ciężkie i ostre. Tu i ówdzie wysadzane
kolorowymi kamieniami, jasnoniebieskimi i czerwonymi. U góry miało
frywolnego ptaszka z turkusowymi oczkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]