[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Najpierwej pies się zbliżył do jego ustroni,
I wdzięcznością głaszczącej odpowiedział dłoni.
Przy boku dobroczyńcy, bezpieczny od głodu,
Wyparł się pokrewieństwa okrutnego rodu;
W odpornych i zaczepnych towarzysz kolejach,
Ostrzegającym głosem ozwał się po kniejach;
Wszedł w zawody z zwierzęty i biegiem i mocą,
A łowiec jedne chwytał, drugie walczył procą.
Tak błędnego tułacza, potęga urosła 
Wkrótce mu owca runo na szatę przyniosła;
Koń nie wzdrygnął się kiełzna i poznał strzemiona
Ród grozny rogiem podał z nektarem wymiona;
25
A on  wodząc przy sobie orszak różnorodny,
Z unużonego łowca, już pasterz swobodny,
Przebywał z nim dąbrowy niosąc krok daleki
Za grzbiety gór, za puszcze i niezbrodne rzeki,
Gdzie go wabiła wiosna bez przerwy zielona,
Gdzie grunt kłosy, gaj owoc, krzewy niosły grona,
Gdzie rozłożyste dęby nęciły do chłodu,
A przez twardą ich korę ciekły krople miodu.
Lecz kiedy tym korzyściom z gajów i ze stada
Pozazdrościła żądza chciwego sąsiada,
Gdy walki, ukończone z pokonanym zwierzem,
Odnowić musiał pasterz z napastnym pasterzem,
Gdy ziemia, którą pierwsza zrumieniła zbrodnia,
Wzdryginona, jałowiała pod stopa przechodnia,
Niestety! ulec musiał dwojakiej potrzebie:
Walczyć z ludzmi o ziemię, a z ziemią o siebie.
Odtąd zamierzył bronić nabytej dziedziny;
Wstały warownie z chrustu i mieszkania z gliny;
Przedarła grunt motyka łupana ze skały,
I pod siekierą z głazu dęby się zachwiały;
Bo jeszcze twardy kruszec kryła ziemia w łonie.
Lecz gdy i po ten śmiałe w głąb zapuścił dłonie,
Zasapał miech dyszący, jęknęły kowadła,
Wzięły postać topory, i rozdarte radła;
Uczuł jarzmo i stęknął w pługu wół leniwy,
A przetarty o skibÄ™ Å‚ysnÄ…Å‚ lemiesz krzywy;
Tak przymusił do hojnych płodów grunt nieżyzny,
I pierwszy zagon uczcił imieniem ojczyzny. 
Odwieczni towarzysze ludzkiego plemienia,
Wam pierwsza wdzięczność, pierwsze należą się pienia,
Bo czego wasza praca wydobyć nie zdoła,
Tam próżny trud rolnika i pot jego czoła.
Czyli chcesz krzepkie karki giąć pod jarzmo twoje,
Czy pieniące się z wymion wyciskać napoje,
Wcześnie w dorodną młodzież zamagaj zagrodę.
Tu niech ci po dąbrowach ryczą cielce młode,
Tam na błoniach, padołach sto jałowic pląsa,
I lekkiemi kopyty rosę z ziół otrząsa;
A pod dachem przypłodek niedorosły czeka
Aż wymiona u matek nabrzękną od mleka. 
Niech widzi z odgniecionym karkiem wół roboczy,
%7Å‚e mu w stadzie wyrasta pomocnik ochoczy;
Niech młode wychowanki pieszczotą ujęte,
W świeżych ziołach do żłobu znajdują przynętę.
Bo która z nich głaszczącej nie doświadczy dłoni,
Kiedy zostanie matką, cisnąć wymion wzbroni;
Od niechętnej za skąpo nabiału popłynie,
26
A jeszcze kopiÄ…c nogÄ… wytrÄ…ci naczynie.
Ciołka, z której ci matka wyrośnie nadobna,
Z układu i postaci do wołu podobna,
Gdy jej od pierwszej wiosny cztery minie lata,
Kędzior czoło okrywa, ogon piasek zmiata,
Idzie w zalotnych skokach, gładką sierścią szkląca,
Powietrze rogiem, trawy kopytem potrÄ…ca,
Z wysmukłemi cielcami lubi chodzić społem,
Tego rogiem zaczepia, z tym się spiera czołem;
Albo przodkujÄ…c trzodzie wabi rowiennice,
Na kwieciste padoły, na czyste krynice.
Tam czy hasa na brzegach, czy się kąpać rada,
Biega za jej śladami cała młodzież stada,
A ona ja uwodzi po górach, dolinach,
To się ukaże z dala, to ginie w krzewinach,
To znów samotna rykiem po gajach się zdradza;
Jakaś nią żądza miota, jakaś nagli władza 
Aż ujrzy towarzysza przy zdyszałym łonie;
Z nim miła jej osobność, powabne ustronie,
Z nim paszy zapomina, i zródeł, i trzody 
Już dawno pasterz stado spędził do zagrody,
Już z ciężkiemi wymiony napojone w zdroju,
RozchodzÄ…c siÄ™ po chatach ryczy do wydoju;
Już dorodne mleczarki na trójnogach siedzą,
I przez śnieżne powązki śnieżny nektar cedzą,
A tę jeszcze pod strzechę gospodyni woła,
I pasterz błonia, pola, obiega dokoła;
Gdy ona gdzieÅ› przy strudze trawÄ™ gniecie bokiem,
I przez tajne manowce ledwie wraca zmrokiem.
Niedługo porzuci towarzyszki hoże,
Ani swawolnych skoków cielcom dopomoże;
Z poważnemi matkami, w ociężałym stanie,
Ta co wodziła trzodę, za trzodą zostanie. 
Taką, gdy ci w dziewiątym miesiącu płód złoży,
I swą istotę nową istotą pomnoży,
Pielęgnuj, ani łatwo wierz przesądnych słowu,
%7Å‚e pierwotne owoce trudne do wychowu.
W liczbie twoje bogactwo; gdyś zamożny w trzody,
Zawstydzisz skÄ…pe lata, i losu przygody. 
Niedawno sroga wojna, i mordercze boje
W dziki step zamieniły żyzne pola twoje, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl