[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jezus, Maria! co to?  krzyknęła Jadwiga i porwała się na równe nogi, a to samo za nią
uczyniła i Paulina, po czym ku drzwiom od przepierzenia rzuciły się obie.
Za tymi drzwiami kołyszącego się tam przed chwilą na podłodze cienia nie było, bo po-
krywała go sobą całkiem czarną, wielką chustą okryta postać kobieca. Bez krzyku, prawie
bez stuku, z przeciągłym tylko jękiem, jak drzewo powoli toporem podcinane, chyliła się
64
ona zza ściany, chwiała się, chyliła, aż legła w całej długości swej rozciągnięta, twarzą ku
ziemi.
W parę minut potem Paulina wypadła na dziedziniec, przerażona, czerwona, i do ślusa-
rzowej, która z dzieckiem na ręku przed drzwiami mieszkania swego stała, z rozpostartymi
rękami biegnąc, na cały dziedziniec krzyczała:
 Pani Michałowo! na miłość boską, niech ktokolwiek od was po doktora leci! Szyszkowa
zachorowała, musi być umiera, czy co? bo jak długa na podłogę padła i podnieść się sama nie
może! Ja bym poleciała, ale tam córka sama jedna... trzeba jej pomóc!...
I jak pędem biegła, tak na powrót ku mieszkaniu Jadwigi zawróciła, gdzie wpadłszy, bez
żadnego względu na zgniecenie świeżej swojej sukni, owszem, ze łzami w naiwnych oczach,
wraz z Jadwigą Szyszkową z ziemi dzwigać zaczęła. A ładna ślusarzowa ze swej strony ku
otwartemu oknu mieszkania swego poskoczyła.
 Michaś!  krzyknęła  leć po doktora! Pani Szyszkowa zachorowała, słyszę, jak długa na
ziemi leży!... Michaś, czy słyszysz?
 Słyszę, słyszę!  ozwał się z wnętrza gruby głos męski  ale okrutnie czasu nie mam!
 Co to: czasu nie mam! Tam córka sama jedna... pomóc jej trzeba! Michaś, leć! jeżeli Bo-
ga kochasz!
 Lecę! już lecę!  odkrzyknął gruby głos i parę sekund zaledwie upłynęło, a już istotnie
surdut jeszcze na siebie wciągając z mieszkania wypadał i ku bramie tak prędko biegł, że
prawie leciał. Zlusarzowa zaś, tyle tylko, że komuś dziecko przez otwarte okno podała i zaraz
także ku drzwiom Jadwigi śpiesznie pobiegła.
 A co tam takiego stało się, pani Michałowo?  zawołała ku niej żona szewca Jerzego,
przed drzwiami swymi ukazując się w szafirowej spódnicy, brudnym kaftanie i przydepta-
nych pantoflach, a odpowiedz ślusarzowej usłyszawszy, za rozczochraną głowę się schwyciła.
 Ajaj! taka nagła choroba! nieszczęście! A córka przy niej sama jedna! Trzebaż pomóc jej
biedaczce! Ot, tylko czysty kaftan narzucę i przylecę tam, zaraz przylecę!
Ale rozmowy na dziedzińcu rozlegające się usłyszawszy, z sutereny swojej wydobyła się
na powierzchnię ziemi i w krótkiej spódnicy, boso, z rozwianymi nad małą twarzyczką si-
wiejącymi włosy, biegła przez dziedziniec Ambrożowa. W drobne, od mydlin mokre ręce z
żalu uderzała i krzyczała:
 Oj, biednieńka ona z taką chorą matką, sama jedna, panieneczka moja złocieńka, bied-
nieńka! Może w czym pomóc, posłużyć? Może po cyruliczka pobiec? Może zimnieńkiej wo-
dy do główki przynieść! Jestem! jestem! jestem!
I z tymi słowami, jak zwinna mysz do nory, do sionki Jadwigi wbiegła. Ale w tejże chwili
z bramy na dziedziniec wybiegała Ruchla. Nie szła już, tak jak zawsze, leniwie i sennie, ale z
takim rozmachem biegła, że aż brudna chusta zsunęła się na jej plecy i odsłoniła głowę, czar-
nym perkalem zastępującym perukę oblepioną.
 Hrst!  krzyczała  co to? Pani Szyszkowa zachorowała! A co tam panienka robi? Aj
waj! ona tam sama jedna... jak ona sobie radę da w takim przypadku!
 Ruchle! Ruchle!  z okna pierwszego piętra zawołała na nią kramarka Leja.
Ruchla głowę podniosła i dwie %7łydówki ruchami głów pożałowanie objawiając, zaszwar-
gotały z sobą. Wtem z otwartego okna Jadwigi wychyliła się Michałowa.
 Moja Ruchlo  zawołała  zróbcie cokolwiek, ażeby wasze dzieci tak nie hałasowały! Tu
kobieta może umiera, a te bębny wrzeszczą jak opętane!
 Git! zaraz! nu, ja im dam!
I ku gromadzie żydowskich dzieci się zwróciła, jednocześnie zaś kramarka z otwartego
okna ku swoim dzieciom aż siedem żydowskich imion wykrzykiwać zaczęła i wołać, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl