[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na leżącego na ziemi Paragona. Romek trącił chłopca końcem buta.
 Wstawaj!  zawołał.
Maniuś podzwignął się na ręce, potem na kolana i uniósł się z trudem. Waw-
rzusiak złapał go za gardło.
 Gdzie wskoczyłeś do samochodu?  zapytał potrząsając chłopcem.
Chłopiec jeszcze szerzej otworzył wystraszone oczy. Milczał.
 Mów, bo cię zaduszę!
 U pana Aopotka!
 Kto ci kazał?
 Ja sam...
 Dlaczego?
140
Maniuś wzruszył ramionami. W tym ruchu było tyle bezgranicznej bezsilno-
ści, że Wawrzusiak puścił go na chwilę. Otarł ręką spocone czoło, odwrócił się
w stronÄ™ szefa.
 I co z nim zrobić?
Szef popatrzył na chłopca przekrwionymi oczami.
 Niech tu siedzi. Może nauczy się rozumu.
Zostawili go pod ścianą. Odeszli. Powoli, ze zgrzytem zamykały się drzwi.
Jeszcze przez chwilę przez szpary przesiąkały blade, chybotliwe smugi światła,
ale i one wnet ściemniały, wydłużyły się, znikły. Został sam. Stał oparty o mur
i wpatrywał się w niewidzialny prostokąt drzwi. Wokół było ciemno. Tchnęło
wilgocią i piwniczną stęchlizną. Maniuś otarł rękawem nos. Azy gorące i gorzkie,
nabrzmiałe straszliwym żalem spływały mu po policzkach. Czuł ich słony smak
na spieczonych wargach. Powtarzał mechanicznie, półprzytomnie:  Przecież ju-
tro mecz... przecież jutro mecz... Jakże oni beze mnie zagrają...
Stefanek pózno wrócił do domu. Po drodze myślał o Maniusiu:  Czy sam
zaparzy sobie herbaty? Czy znajdzie w szafce masło i cukier? Czy wykąpie się
przed snem?" Te drobne sprawy były objawem troskliwości, jaką otaczał chłopca.
Gdy zaprowadził swoją  jawę" do szopy, wyrosła przed nim wysoka postać pana
Aopotka.
 Byłem właśnie u pana  przywitał go monter.  Chciałem się zapytać,
czy Paragon wrócił do domu.
Stefanek zatrzymał się. Pobladł lekko.
 A co, nie ma go?
 Dzwoniłem, nikt nie otwiera.
 Może śpi. Trzeba zobaczyć.
Wbiegli szybko na piętro. Stefanek przekręcił klucz, pchnął drzwi i wpadł do
mieszkania. W pokoju przekręcił kontakt. Tapczan był pusty. Starannie zasłana
kołdra nietknięta.
 Nie ma go  powiedział, jakby do siebie.
 Otóż to, proszę ja kogo  wtrącił pan Aopotek, czochrając palcami gęste
włosy.  Ja dlatego tu przyszedłem, bo chłopiec miał być u mnie o ósmej i nie
zjawił się.
 Cóż się mogło stać? Ostatnio zawsze był bardzo punktualny. O wyznaczo
nej godzinie przychodził do domu.
 Otóż to  westchnął monter i usiadłszy na krawędzi krzesła opowiedział
trenerowi o kradzieży samochodu. Gdy skończył, Stefanek zapytał z lękiem w gło
sie:
141
 Czy pan myśli, że ta kradzież ma związek ze zniknięciem chłopca?
Monter uniósł swe szerokie ramiona.
 Nie wiem, proszę ja kogo. Ale to dziwna sprawa. Zdawało mi się, że jakiś
chłopiec siedzi pod budą, tak jakby nasz Paragon. Czyja wiem? Może mi się tylko
tak zdawało. W takich wypadkach człowiek nie może ręczyć, czy widział, czy nie
widział, ale, proszę ja kogo, fakt, że mi się zdawało.
 Zawiadomił pan milicję?
 Kierowca zawiadomił. Jemu portki się trzęsą, bo mu wóz z towarem
zdmuchnęli sprzed nosa. Z drogim towarem, proszę ja kogo. Wiózł skrzynie z ka
wą i kakao do Delikatesów. Obłowili się, szubrawcy. Mądre bestie. Wiedzieli, co
kradnÄ…. Nowiutki  Star" i do tego delikatesowy towar... To ci dopiero!  klepnÄ…Å‚
się z całej siły w kolano i z niedowierzaniem pokręcił siwiejącą głową.
 To ciekawe  powiedział w zamyśleniu Stefanek.  Ale do licha, skąd
siÄ™ na wozie wziÄ…Å‚ Paragon?
Pan Aopotek rozłożył ręce.
 W duchy, proszę ja kogo, nie wierzę. Oczy mam jeszcze dobre. Nie będę
przysięgał, ale zdaje mi się, że chłopca widziałem.
 Więc przypuszcza pan, że on był w zmowie z tymi...  Stefanek urwał,
jakby się przeraził tej myśli.
 W głowie mi się to nie mieści  podjął pan Aopotek.  Przecież to
w gruncie rzeczy porządny chłopak.
 Ja też nie wierzę  wtrącił trener.  Ale jednak trzeba zawiadomić milicję
o zaginięciu chłopca.
Całą noc przesiedział Maniuś w piwnicy. Zwinął się w kłębek jak zbity, sko-
pany psiak i dygocąc z zimna spał snem nerwowym, niespokojnym. Rano obudził
go warkot motoru. Otrząsnął się z bolesnego odrętwienia. Nasłuchiwał. Jakiś sa-
mochód wytaczał się z hukiem z podwórza. Chłopiec był jeszcze zaćmiony snem,
ale gdy ocknął się na dobre, domyślił się, że złodzieje zabierają ukradzioną cięża-
rówkę. I wtedy z całą świadomością pojął, w jakiej znalazł się sytuacji.
Początkowo chciał rzucić się do drzwi z krzykiem, by go wypuszczono. Ale
przy pierwszym gwałtowniejszym ruchu doznał dotkliwego bólu w okolicy brzu-
cha. Przypomniał sobie, jak go wczoraj obił Romek Wawrzusiak. Rozsądek kazał
mu pozostać w spokoju.
Musiało być jeszcze wcześnie, bo po odjezdzie ciężarówki zaległa wokół
głucha, dzwoniąca w uszach cisza. Maniuś rozejrzał się z lękiem. Piwnica była
niemal pusta. W jednym rogu stała tylko zeschnięta, rozlatująca się beczka.
142
W drugim  leżało trochę przegniłych ziemniaków. Przez drzwi przeciekało wą-
tłe światło. Jego wąskie smugi kładły się jak szare promienie. Z boku również coś
szarzało. Maniuś podszedł do tego miejsca i spostrzegł, że również w murze jest
mała szczelina, przez którą przecieka światło wstającego dnia.
Powrócił do swego kąta, usiadł podciągając pod brodę chude, obolałe kolana.
Zapadł znowu w męczący półsen. Jak długo trwał w tym stanie, nie wiedział.
Ocknął się dopiero na zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Zerwał się, wtulił
w kąt i z lękiem oczekiwał nadejścia swoich oprawców.
Kiedy drzwi się otwarły, w mętnej smudze bijącego z góry światła ujrzał Kró-
lewicza.
 Paragon, gdzie ty jesteś?  zapytał szeptem młody Wawrzusiak mrużąc
nieprzywykłe do ciemności oczy.
 Co chcesz ode mnie?  syknÄ…Å‚ ManiuÅ›.
Królewicz zbliżył się do niego. Miał na sobie nowy garnitur. Bił od niego
zapach taniej wody kolońskiej i brylantyny.
 Po co ci to było?  powiedział z odcieniem współczucia.  Z szefem ani
z Romkiem nie warto zadzierać.
Maniuś wyczuł w jego głosie łagodniejszą nutę, więc zapytał:
 Co oni ze mnÄ… zrobiÄ…?
Królewicz obejrzał się i ściszył głos:
 Słuchaj, dziś nasz mecz... Ja cię wypuszczę... Niech nie mówią, że prze
grali, bo nie było Paragona... Jak wygrać z wami to, bracie, honorowo. Tylko
musisz mi przysiąc, że nie puścisz pary z gęby, rozumiesz?
Maniuś był tak oszołomiony tym, co usłyszał, że nie powiedział ani słowa,
tylko skinął głową.
 Przysięgasz?
 Przysięgam.
 Na co?
 Na mojÄ…  SyrenkÄ™".
 Mało.
 Nie... na moją śmierć. Jeżeli pisnę słowo, to możecie mnie zabić.
 Dobrze  piękne oczy Królewicza zapłonęły dziwnym blaskiem.  Pa
miętaj ! Ja też ryzykuję. Jeżeli się dowiedzą, że to ja ciebie wypuściłem, to oberwę
tak, jak ty wczoraj. Pamiętaj. Widzisz, ja nie taki, jakżeś myślał. A teraz chodz 
pociągnął go za rękaw.
 Julek!  zawołał ktoś złym, rozdrażnionym głosem.  Julek, gdzie jesteś?
Królewicz przylgnął do wilgotnego muru.
 Schowaj się  rzucił szeptem Maniusiowi.
Na najwyższym stopniu schodów ukazały się czyjeś nogi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl