[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugiej. Ot, choćby jej zaręczyny. Stanowiły kolejny, przemyślany
krok na równej drodze, którą podążała. Od czasu ich zerwania
nauczyła się pokonywać niespodziewane przeszkody i objazdy, ale
Chase był niczym jednokierunkowa ulica, która nie figurowała na
żadnej mapie.
Trudno, pomyślała, smarując maścią sierść Brawury. Za szybko
wykonała skręt, ale nic strasznego się nie stało. Nie wypadła na
wirażu, po prostu zabłądziła. Każdemu może się zdarzyć. Grunt, że
odnalazła właściwą drogę.
- Byłam pewna, że cię tu znajdę. - Candy oparła się o drzwi boksu
i poklepała konia. - Jak się miewa Wódz?
- Zwietnie. - Eden podeszła do umocowanej w rogu umywalki i
umyła ręce. - Możemy być o niego spokojni.
- To znaczy, że dzisiejszą noc spędzisz we własnym łóżku, a nie
na stosie siana?
Eden rozciągnęła kręgosłup. Tak bardzo obolała nie czuła się
nawet po intensywnej grze w tenisa. Ale to był przyjemny ból.
- Nie sądziłam, że stęsknię się za tą twardą, wąską pryczą.
- Skarbie, martwię się o ciebie - oznajmiła po chwili Candy.
- O mnie? - Nie znajdując ręcznika, wytarła ręce o dżinsy. -
Dlaczego?
- Za ciężko pracujesz.
- Nie żartuj. Prawie nic nie robię.
- Od drugiego tygodnia harujesz bez wytchnienia. - Nie
dopuszczając przyjaciółki do głosu, Candy kontynuowała: - Przecież
widzę, że jesteś wyczerpana.
- Tylko zmęczona. Noc w wyrku zamiast na sianie zdziała cuda.
Zobaczysz.
- Słuchaj, przy innych możesz chować głowę w piasek, ale ze mną
masz rozmawiać.
Nieczęsto głos Candy przybierał tak zdecydowane brzmienie.
Eden popatrzyła zdziwiona na przyjaciółkę.
- W porządku. O czym chcesz pogadać?
- O Elliocie - rzekła Candy, widząc, jak twarz Eden tężeje. - Nie
zarzuciłam cię pytaniami tamtego wieczoru, kiedy wróciłaś z randki.
- Jestem ci wdzięczna.
- To nie bądz. Bo pytam teraz. Co się wydarzyło?
- Nic. Zjedliśmy kolację, porozmawialiśmy o literaturze i muzyce,
a potem Chase odwiózł mnie do obozu.
Candy weszła do boksu, zamykając za sobą skrzypiące drzwi.
- Miałam się za twoją przyjaciółkę.
- Jesteś nią. - Wzdychając ciężko, Eden zacisnęła na moment
powieki. - No dobrze. A więc po kolacji, a przed moim wyjściem,
sprawy trochę wymknęły się spod kontroli.
- Jakie sprawy?
Eden ponownie westchnęła. Nawet nie miała siły się roześmiać.
- Nigdy dotąd nie byłaś taka wścibska.
- A ty nigdy dotąd nie tkwiłaś tak długo w stanie przygnębienia.
- Twierdzisz, że jestem przygnębiona? - Odgarnęła grzywkę z
czoła. - Hm, może faktycznie jestem.
Candy pociągnęła ją na stojącą pod ścianą wąską ławeczkę.
- Pogadajmy.
- Nie wiem, czy potrafię. - Eden splotła dłonie, po czym wbiła
wzrok w pierścionek z opalem, który kiedyś należał do jej matki. - Po
śmierci taty, kiedy zawalił się cały mój świat, obiecałam sobie, że ze
wszystkim się uporam. %7łe wszystkie problemy sama rozwiążę.
- Dobrze, ale to nie znaczy, że czasem nie możesz się na kimś
oprzeć.
- Na tobie stale się opieram. Aż dziw, że jeszcze nie chodzisz
przegięta.
- Powiem ci, jak zacznę kuśtykać... Kochanie, odkąd przestałyśmy
raczkować, ciągle jedna drugą wspiera. Na zmianę. Opowiedz mi o
Chasie.
- Boję się. Wszystko dzieje się za szybko. - Eden oparła się o
ścianę. - A sam Chase wzbudza we mnie zbyt silne emocje. - Obróciła
się twarzą do przyjaciółki. - Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, dziś
byłabym żoną Erica. Jak mogę być zakochana w innym mężczyznie
tak szybko po zerwanych zaręczynach? To kompletnie...
- Bez sensu? - Candy wybuchnęła dzwięcznym śmiechem. -
Złotko, to ja jestem ta kochliwa i niestała w uczuciach. Ty zawsze
byłaś wierna i lojalna. Poczekaj, tylko się nie złość. Przeanalizujmy
wszystko na spokojnie. - Skrzyżowawszy nogi w kostkach, uniosła
rękę. - Po pierwsze - zgięła jeden palec - zaręczyłaś się z tym dupkiem
Erikiem, ponieważ ci się oświadczył. Ale czy go kochałaś?
- Nie, chociaż wydawało mi się...
- Nieważne, co ci się wydawało. Odpowiedz brzmi  nie". Po
drugie, kilka miesięcy temu Eric ukazał ci swoje prawdziwe oblicze.
Zerwał zaręczyny. Ty natomiast poznałaś fascynującego mężczyznę. -
Candy coraz bardziej zapalała się do tematu. - A teraz wyobraz sobie,
co by było, gdybyś kochała Erica, a on by cię rzucił. Pogrążyłabyś się
w rozpaczy. Długo byś leczyła złamane serce, aż w końcu
odzyskałabyś radość życia. Zgadza się?
- Mam nadzieję.
- I gdybyś wtedy poznała fascynującego mężczyznę, to nie
broniłabyś się przed miłością, prawda? - Poklepała się po udach. -
Więc nie rozumiem, w czym tkwi problem?
Eden popatrzyła na swoje ręce. Nie była pewna, czy zdoła
przyjaciółce wyjaśnić, o co jej chodzi.
- Po prostu historia z Erikiem czegoś mnie nauczyła. %7łe miłość to
dar, to poświęcenie, zaangażowanie, akceptacja, pójście na
kompromis. Nie wiem, czy mnie na to stać. A nawet gdyby było, to
nie jestem pewna, czy Chase'owi na mnie zależy.
- Instynkt nic ci nie podpowiada?
Potrząsając przecząco głową, Eden wstała z ławki. Rozmowa z
Candy wiele jej dała, ale niczego w gruncie rzeczy nie zmieniła.
- Nauczyłam się nie ufać instynktowi, tylko rozumowi, dlatego
idę zasiąść do ksiąg rachunkowych.
- Kochanie, zrób sobie przerwę.
- Przerwę miałam, kiedy pół obozu drapało się na potęgę, kiedy
piorun strzelił w drzewo, kiedy kuchenka się zepsuła i kiedy
weterynarz przyjeżdżał do konia. - Obejmując przyjaciółkę w pasie,
skierowała się do wyjścia. - Miałaś rację. Nie warto wszystkiego
tłamsić w sobie. A teraz wracamy do spraw bieżących.
- Czyli do liczenia.
- No właśnie. Może na tyle mnie to zmęczy, że zasnę jak
niemowlę.
- Pomogę ci - zaoferowała Candy.
- Dzięki, ale wolałabym skończyć tę robotę przed Nowym
Rokiem.
- Och, ty paskudo!
- Przecież nie znasz się na cyfrach. - Zaciągnęła zasuwę w
drzwiach. - Nie przejmuj się mną. A rozmowa z tobą dobrze mi
zrobiła.
- W porządku. - Candy westchnęła. - Tylko nie siedz za długo.
Biurem, jak go szumnie nazywano, był maleńki pokoik przy
kuchni, w którym stał metalowy stolik z demobilu. Eden zapaliła
lampę, nachyliła klosz pod odpowiednim katem, a po chwili wahania
włączyła radio tranzystorowe na stację z muzyką klasyczną. Liczyła,
że znajome, spokojne melodie ukoją jej nerwy.
Oddychając głęboko, przysunęła krzesło i usiadła. Tu, w tym
malutkim pokoiku, wszystko było czarne i białe, nie istniały odcienie
szarości ani żaden wachlarz możliwości. Dobór jedzenia czy program
zajęć można było modyfikować, ale nie finanse. Liczby miały stałe,
niezmienne wartości. Musiała je zestawić, podsumować, wyciągnąć
wnioski.
Otworzyła szufladę, wyjęła kwity, faktury, czeki, księgę
rachunkową. Powoli i cierpliwie dodawała kolejne pozycje, a z
maszyny sumującej wysuwał się coraz dłuższy pasek papieru.
Dwadzieścia minut pózniej jej najgorsze obawy się potwierdziły.
Dodatkowe koszty, które musiały ponieść w trakcie ostatnich dwóch
tygodni, mocno nadwerężyły ich budżet. Bez względu na to, ile razy
sumowała wydatki, zawsze otrzymywała tę samą odpowiedz. Nie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl