[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kropkę unoszącą się nad ziemią. Helikopter leciał na wysokości
trzystu metrów i szybko przemierzał dzielące go od nich
kilometry. Jeśli nie zmieni kierunku, przeleci mijając ich
bokiem.
- Ktoś szuka Psa numer cztery? -zapytała Erin.
- Jeśli tak, to właśnie nad nim przeleciał.
Nagle helikopter zmienił kierunek. Cole zaklął, chwycił Erin
za rękę i ruszył biegiem w stronę kępy eukaliptusów, rosnących
wzdłuż zewnętrznego łuku zakola suchego łożyska.
- Padnij na ziemię i nie ruszaj się! -rozkazał.
Erin musiała go posłuchać. Zciągnął ją na dół i obejmując w
pół ramieniem przygwozdził do ziemi. Otworzyła usta, żeby o
coś zapytać, kiedy usłyszała wzmożony warkot helikoptera. Był
tak blisko, że można było rozróżnić pojedyncze uderzenia łopat
tnących powietrze. Po minucie hałas zaczął zamierać.
- Nie! -odezwał się Cole, kiedy Erin chciała się podnieść.
- Dopiero kiedy nie będzie go słychać przez pięć minut.
Leżała sztywno, prawie nie czując pod sobą piachu, kamieni
i korzeni drzew. Do jej świadomości docierała tylko
przytłaczająca cisza dnia i napięcie człowieka, który leżał obok
niej. Szczęk naboju wchodzącego do komory strzelby zabrzmiał
w jej uszach jak grzmot.
- Jesteś pewien, że Pies numer cztery leży właśnie tam? -
zapytała.
- Tak.
- Może pilot się zgubił.
Warkot silnika ponownie zaczął się przybliżać, burząc ciszę.
- A może zaraz przywiezie nam tu skrzynkę zimnego piwa
-odparł ponuro Cole. -On wyraznie przeszukuje teren. Kiedy ci
powiem, żebyś nie podnosiła głowy, nie rób tego.
Zimny dreszcz przebiegł Erin, kiedy z głosu Cole'a
wywnioskowała, że grozi im realne niebezpieczeństwo.
- A co będzie, jak znajdzie samochód?
Cole nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na położenie
słońca. Ciemności zapadną zbyt pózno, żeby im pomóc.
Pozostała mu tylko nadzieja, że drzewa, pod którymi
zaparkował Rovera, okażą się wystarczająco gęste. Sam latał
nad Kimberley i wiedział, że tutejsze drzewa są bardzo nikłą
ochroną. Jak u wszystkich roślin? Którym udało się przetrwać w
tych surowych warunkach, liście eukaliptusów i akacji były
bardzo wąskie i zwisały w dół, żeby jak najmniej słońca padało
na ich powierzchnię. W innych rejonach liście są szersze i
ustawiają się pod kątem prostym, by schwytać dużo słońca.
Warkot przybliżył się, odbijając się echem od wapiennych
wzgórz i między stromymi ścianami wąwozu. Erin nie
potrzebowała ostrego rozkazu Cole'a, żeby jeszcze mocniej
przywrzeć do ziemi. Przytuliła policzek do gorącego piachu i
zastanawiała się, jak to możliwe, że teren, przed chwilą tak
pusty i cichy, w jednej chwili wypełnił się hałasem i
wniesionym przez człowieka zagrożeniem.
Ryk silnika sięgnął szczytu i stopniowo opadł, kiedy
helikopter znów zmienił kierunek.
- Jeśli zostanie na tym kursie, zaraz przeleci nad Roverem
-stwierdził Cole. -Gdyby wylądował, idę prosto do samochodu.
Jeżeli nie wrócę i ktoś inny zacznie cię wołać, wstań i wyjdz z
ukrycia.
- Ale...
- %7ładnych ale -przerwał jej gwałtownie. -W porze suszy
sama tu nie przetrwasz, tak jak ja nie przetrwałbym nagi
śnieżycy na Alasce. Street może mieć jakiś powód, żeby
utrzymać cię przy życiu, natomiast ten kraj z pewnością cię nie
oszczędzi.
Cole zdjął kapelusz, wytarł czoło wewnętrzną stroną dłoni i
rozejrzał się po okolicy. Dno suchego wąwozu było wąskie i
kręte. Biegło łagodnie w górę, pomiędzy dwa wzgórza położone
jakieś półtora kilometra od nich. %7łar palił niemiłosiernie. Coraz
grubsza pokrywa chmur pogarszała warunki, a wilgotne
powietrze dobrze przenosiło dzwięki. Oboje natychmiast
usłyszeli, kiedy helikopter zmienił kierunek.
- Dlaczego krąży właśnie tutaj? -wymamrotała Erin.
- Bo to jedno z niewielu miejsc, gdzie roślinność jest na
tyle gęsta, żeby ukryć samochód. Możliwe też, że helikopter jest
wyposażony w tak czuły sprzęt, że potrafi wykryć metalową
karoseriÄ™ samochodu.
- A może w Roverze jest nadajnik? -zapytała z obawą
dziewczyna.
- Wątpię. Sprawdzałem. Zresztą pilot nadal szuka, więc nie
odbiera sygnału.
Hałas nagle się wzmógł. Zaczął dobiegać z innej strony, co
znaczyło, że pilot zmienił kierunek lotu i znów się do nich
zbliża. Był już niemal tuż tuż. Dzwięk silnika niósł się wokół
nich. Erin próbowała wciągnąć powietrze w bolące płuca. Miała
wrażenie, że oddycha przez wilgotną wełnę. Zamknęła oczy i
siłą woli starała się nakłonić helikopter do odwrotu.
Warkot wolno zamierał. Erin westchnęła głęboko. Zanim
zdążyła się odezwać, silnik znów zaryczał w nagłym zrywie, a
potem nagle całkiem ucichł, kiedy maszyna wylądowała.
- Znalazł samochód -domyślił się Cole.
Skoczył na równe nogi, odrzucił wszystkie bagaże, oprócz
strzelby, napełnił kieszenie nabojami i pobiegł w dół wąwozu.
Wściekły upał i grząski piach spowalniały jego ruchy, pętały
nogi i zmieniały płuca w ogień, a mięśnie wołów. Rover był
oddalony o półtora kilometra. Pokonanie tej odległości w
normalnych warunkach zajęłoby Blackburnowi osiem minut.
Teraz miałby szczęście, gdyby dobiegł tam w dwanaście.
Był jeszcze prawie czterysta metrów od samochodu, kiedy
helikopter uruchomił silnik i wzbił się w powietrze. Zawisł na
wysokości trzydziestu metrów i zataczając kręgi zaczął oddalać
się od pojazdu, wyraznie czegoś szukając. Kurz wzbił się
wąskimi obłokami w powietrze. Nagle helikopter zawrócił i
skierował się prosto na Cole'a.
Skoczył pod cienką zasłonę porastających brzegi łożyska
eukaliptusów. Tuż za nimi, u stóp stromego zbocza, leżało
rumowisko wapiennych głazów, pozostałość po obsunięciu się
ziemi w porze deszczowej. Dotarł do skał, kiedy helikopter był
jakieś sto metrów od niego. Warkot maszyny rozsadzał mu uszy.
Cole rozejrzał się za lepszym schronieniem. Zobaczył, że spod
niektórych kamieni woda wymyła ziemię, tak że głazy niemal
zawisły w powietrzu, tworząc nawis. Rzucił się w ich cień,
kiedy helikopter zakołysał się i ruszył na niego jak rozszalały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl