[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostarcza pożywienia, cienia w upalne dni, drewna na opał zimą, że można z niego zbudować
dom, meble, łódz... że nie ma większej przyjemności niż zasadzić drzewo i móc patrzeć, jak
rośnie. Nie wspomniał tylko o tym, co już i tak wiedziałem ze szkoły - że drzewa oczyszczają
powietrze, w związku z czym są tak ważne dla naszej planety!
Nagle, zanim się zorientowałem, człowieczek zniknął. Ale za to we mnie coś się
zmieniło. Już nie chciałem zostać astronautą. Teraz chciałem sadzić drzewa!
Popędziłem co sił w nogach do domu z dwiema gruszkami, których nie zdążyłem zjeść,
i magazynami, które już mnie nie interesowały. Wbiegłem prosto do gabinetu ojca.
- Co ci jest, synu? Wyglądasz, jakbyś doznał epifanii.
Zawsze używał słów, których nie znaliśmy, zapewne licząc na to, że poszukamy ich w
słowniku, chociaż akurat mnie nigdy się to nie zdarzyło. Z wielkim przejęciem opowiedziałem
mu swoją przygodę. Trzeba mu przyznać, że jak na rodzica zachował się bardzo przyzwoicie:
nigdy nie zasugerował, że zasnąłem i mi się to wszystko przyśniło albo że zjadłem za dużo
gruszek lub przeczytałem zbyt wiele dziwnych historyjek. Zamiast tego powiedział:
- No cóż, synu. To, o czym mówił ten staruszek, ma sens. Jeśli nie zaczniemy sadzić
drzew w miejsce tych, które wycinamy, w dodatku w takich samych ilościach, doprowadzimy
do tego, że planeta Ziemia będzie mieć kłopoty. Co powiesz na to, żebyśmy ty i ja coś z tym
zrobili? Zostaniemy wspólnikami. Ty znajdziesz leśnika, który udzieli nam kilku porad na
temat sadzenia drzew. Ja postaram się o środki na zakup nasion. Będziesz także
odpowiedzialny za ich obsadzenie i uprawÄ™.
Mój ojciec był mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego, że pomagał mi przy sadzeniu
drzew, a skończyło na tym, że zostałem jego wspólnikiem w klinice. Ale to jeszcze nie koniec
historii. Na studiach uczyłem się niemieckiego, języka nauki. Wtedy właśnie poznałem moją
żonę. W podróż poślubną pojechaliśmy do Niemiec z zamiarem doskonalenia naszego
drugiego języka. No i zawsze ciągnęło mnie, żeby zobaczyć Schwarzwald.
Pewnego razu odwiedziłem sklep z drewnianymi rzezbami. W pewnym momencie
podniosłem wzrok i zobaczyłem małego człowieczka, który kiedyś przemówił do mnie w lesie.
Miał długie, zwisające wąsy i kapelusik tyrolski, włożony tak, że rondo zasłaniało mu oczy.
Wyrzezbiony był z dużego, omszałego już kawałka drewna. Na kapeluszu zostało nawet trochę
kory.
- Co to jest? - spytałem sprzedawcę po niemiecku.
- Duch lasu - odpowiedział bezbłędnym angielskim. - Zamieszkuje drzewa i przynosi
szczęście tym, którzy w niego wierzą. Ten został wykonany przez miejscowego artystę.
- Skąd wiedział, jak wygląda duch lasu? - zapytała Nell.
Sprzedawca spojrzał na nią z politowaniem.
- Wszyscy to wiedzą - odparł.
Już miałem mu powiedzieć, że spotkałem kiedyś tego ducha, ale ugryzłem się w język.
Chyba chciałem uniknąć litościwego spojrzenia. Rzezba wisi teraz u mnie w domu nad
kominkiem i przypomina mi o dniu, który zmienił moje życie. Czy miałem wtedy halucynacje?
A może zjadłem za dużo gruszek? Któż to wie.
- Fascynująca historia - powiedział Qwilleran. - Bardzo bym chciał zobaczyć tę
rzezbÄ™.
- W takim razie odpuśćmy sobie deser i pojedzmy do mnie na kawę i ciasto orzechowe
Nell.
W drodze powrotnej Qwilleran wypytywał doktora o przyczyny niezwykłej
popularności orzecha czarnego w okolicy.
- To drzewo zawsze wyjątkowo dobrze tu rosło. I w niektórych stanach Zrodkowego
Zachodu. W czasach, gdy budowano rezydencję Limburgerów, orzech czarny był masowo
wykorzystywany w meblarstwie i pracach wykończeniowych i w zasadzie został wówczas
wycięty. Teraz wróciło zapotrzebowanie na panele i okleiny, zwłaszcza na rynku azjatyckim.
Ale żeby zrobić dobrą okleinę, trzeba użyć najtwardszej, środkowej części dojrzałego pnia, a
orzech czarny długo rośnie. Cena dobrego prostego drzewa w odpowiednim wieku może
przekroczyć nawet pięćdziesiąt tysięcy. Sam zasadziłem zagajnik orzechowy, który zostawię
w spadku swoim wnukom.
- To bardzo interesujÄ…ce - mruknÄ…Å‚ Qwilleran. - SkÄ…d pochodzÄ… pana informacje?
- Mój przyjaciel, Bob Chenoweth, napisał do bólu wyczerpującą książkę na ten temat.
Może ma pan ochotę pożyczyć? To naprawdę utalentowany autor.
- Czy ma walijskich przodków? - Qwilleran szczycił się tym, że potrafi określić
pochodzenie nazwisk. - I czy śpiewa? Wie pan, co mówią: wszyscy Walijczycy śpiewają,
wszyscy Szkoci są skąpi, wszyscy Anglicy mają sztywną górną wargę, a każdy Irlandczyk
musi napisać sztukę.
- Chciałbym najpierw obejrzeć ducha lasu - powiedział Qwilleran, gdy dojechali do
domu doktora.
Rzezba wisiała nad kominkiem - pobrużdżona twarz, opadające powieki, długie
zwisające wąsy. Artyście naprawdę udało się tchnąć w nią życie.
- Podobny do mnie, kiedy zbyt długo nie odwiedzam fryzjera - zauważył Qwilleran.
Chwilę pózniej pojawiło się obiecane ciasto orzechowe.
Qwilleran miał już pewne doświadczenia z ciastem orzechowym i zwykle wydawało
mu się ono zbyt słodkie. To jednak miało gorzkawo-wytrawny orzechowy posmak i
kremową, lekko ciągnącą się konsystencję. Choć na ogół nie brakowało mu słów, tym razem
wymamrotał jedynie pełne uznania  mmm...  .
- Dobre, prawda? - odezwał się Bruce. - Neli piecze je bez przerwy. Ja łupię orzechy.
- Trzeba się przyzwyczaić do smaku tych orzechów - zauważyła Neli. - Cała nasza
rodzina ma bzika na ich punkcie.
- Jak dużą macie rodzinę?
- Trzy córki. Najmłodsza jest w tej chwili w Nowej Szkocji. Zdobywa nagrody w
konkursach szkockich tańców.
- Zrednia właśnie zdała na akademię medyczną. A najstarsza... - Bruce wyciągnął z
portfela fotografię młodej kobiety w jasnobrązowej koszuli, jaskrawożółtych szortach,
miękkim kapeluszu i butach z wysokimi cholewami. Stała przy dużym pniu, z którego kora
schodziła jak skórka z banana, prawdopodobnie na skutek uderzenia pioruna. Doktor oznajmił
z nieukrywaną dumą: - Ma dyplom z leśnictwa. Pracuje jako strażnik leśny. Troska o lasy
stała się ostatnio na tyle popularnym tematem, że na pewno daleko zajdzie - i próbując
zamaskować rodzicielską dumę, zażartował: - To ta z lewej.
W tym zaangażowanym lekarzu pediatrze - pomyślał Qwilleran - duch lasu wciąż
walczy o swoje.
Zegar z kukułką przypomniał, że czas płynie nieubłaganie. Nastąpiły komplementy,
podziękowania, obietnice i przypomnienia, po czym Qwilleran został wypuszczony do domu
z egzemplarzem książki Wszystko o orzechu czarnym pod pachą. Przez chwilę pojawiła mu
się w głowie myśl, czy przypadkiem los nie pozbawił go pewnego rodzaju dobrodziejstw:
bycia ojcem, kochającej żony, utalentowanego potomstwa, troski o przyszłe pokolenia oraz
ciasta orzechowego pieczonego  bez przerwy . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl