[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedramiona miałam złączone, a palcami dotykałam łokcia drugiej ręki.
Zaczęła wiązać mi ramiona, robiąc pętlę pomiędzy nadgarstkami a łokciami.
Po chwili związała górną, potem dolną część mojego tułowia, otaczając liną piersi i
unieruchamiając ręce przy bokach ciała. Fachowo przebiegła palcami po moich
ramionach, zanim zaciągnęła więzy sprawdzała, czy lina jest we właściwym
miejscu i niczego nie uszkodzi.
Wszyscy uczestnicy w milczeniu uważnie słuchali poleceń Tabithy. Przestała
mi mówić, jak mam się poruszać, i zamiast tego zaczęła kierować mną, jakbym była
lalką, istotą, która może jedynie odpowiadać na pytania dotyczące napięcia węzłów.
Zaczęłam odprężać ciało pod wpływem jej dotyku. Rozluzniając mięśnie,
pozwoliłam, żeby krępowała mnie zgodnie ze swoją wolą. Zamknęłam oczy
świadoma obserwującej mnie widowni.
Tabitha skończyła robić uprząż i zostawiła mnie na środku pokoju. Podeszła
do grupy, żeby sprawdzić rezultaty pracy uczestników, którzy mocowali na swoich
partnerach podobne więzy. Systematycznie do mnie wracała, ściskała mi dłonie i
sprawdzała tętno. Chciała być pewna, że wszystko w porządku. Zaczęłam się lekko
chwiać, jakbym nagle wstała po masażu.
Gdy Tabitha skończyła instruować grupę i zaczęła mnie rozwiązywać, byłam
otumaniona. Lina łagodnie muskała moją skórę. Rozwiązywanie było niemal tak
przyjemne jak związywanie. Rozprostowałam ręce i rozmasowałam palce,
pobudzając krążenie krwi.
Zauważyłam, że lina zostawiła wzór na skórze: delikatne, białe wgłębienia,
które powstały w odpowiedzi na napięcie więzów, gdzie nie dopływała krew, oraz
otaczające je czerwone ślady. Wzór przywodził na myśl tradycyjny obrus we
włoskiej restauracji.
Cherry zapewniła, że ślady znikną w ciągu kilku godzin, co było dobrą
wiadomością, bo wieczorem miałam próbę. Rozstaliśmy się, obiecując sobie, że się
niedługo skontaktujemy i będziemy dalej poznawać nowojorską scenę fetyszystów.
Tamtego dnia grałam bardzo dobrze. Byłam zadowolona, że poznałam nowe
osoby.
Zlady na ręce zniknęły tak szybko, że chciałam, żeby wróciły. Przypominały
mi przyjemne popołudnie. Niestety zostały mi jedynie wspomnienia. W trakcie
wiązania byłam ubrana taki był wymóg warsztatów. Kursanci mieli się
koncertować na lekcji, a nie rozpraszać nagimi ciałami.
Następnym razem, pomyślałam, chciałabym spróbować nago, żebym mogła
poczuć linę na całym ciele, a nie tylko na ramionach.
Dobra robota zawołał Simón, kiedy pakowałam bailly ego do futerału, i
wrócił do rozmowy z Aleksem, puzonistą.
Po raz drugi poszliśmy do kawiarni i rozpoczęliśmy niezobowiązującą bliższą
znajomość. Im lepiej go poznawałam, tym lepiej grałam. Zaczęłam podążać za jego
tak subtelnymi ruchami, że pewnie sam nie był świadomy, że je wykonuje.
Interpretowałam muzykę niemal dokładnie tak jak on i upajałam się ciepłem jego
pochwał, gdy mówił mi, że się rozwijam.
Do zobaczenia w czwartek odpowiedziałam, wychodząc.
Nie czułam się w pełni komfortowo w związku z tą sytuacją. Nastał czas, aby
w rozmowie przypadkowo rzucić imię Dominika, tak żeby Simón wiedział, że nie
jestem całkiem wolna, nawet jeśli mojego partnera nie ma w Nowym Jorku. Simón
nie próbował się do mnie zbliżyć, ale nie mogłam pozbyć się poczucia winy, że
zachęcałam go do tego.
Za pózno na to właśnie zadzwoniłam do jego mieszkania w kamienicy na
West Side, nieopodal Lincoln Center. Stałam na schodach z gorącym ciastem
dyniowym w rękach. Marija upiekła je dla mnie, mimo moich protestów, jak tylko
dowiedziała się, że idę na randkę z dyrygentem.
Simón otworzył drzwi i wziął ode mnie ciasto. Miał na sobie złotą kamizelkę,
w mankietach złote spinki, na nogach szpiczaste wężowe botki. Przypominał
gangstera z filmów z lat trzydziestych. Strój pasował do niego, ponieważ czasami
Simón trzymał batutę jak broń maszynową. Byłam na siebie zła, że się nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]