[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzieć, że zawsze chciałam twego dobra.
- W to nie wątpię - mruknęła ponuro Shelley. Każdy
może się tak usprawiedliwiać, pomyślała z goryczą. Piekło
wybrukowane jest dobrymi intencjami.
Paula spojrzała na nią z wyrzutem i dodała płaczliwie:
- Chyba zdajesz sobie sprawę, że od początku byłaś {
do mnie uprzedzona. Miałam nadzieję, że się zaprzy-
jaznimy, ale ty na każdym kroku mi się sprzeciwiałaś.
Teraz musisz nareszcie wysłuchać, co mam ci do powie-
dzenia. Pamiętam doskonale wakacje sprzed dziewięciu
lat. To był drugi rok naszego małżeństwa. Ciągle wspomi-
naliście twoją matkę. Zdawałam sobie sprawę, że jej nie
dorównuję, i okropnie się bałam, że Colin w końcu mnie
rzuci, Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, dlaczego się
ze mnÄ… ożeniÅ‚. A z tobÄ… miaÅ‚am same kÅ‚opoty. - Zmarsz­
czyła brwi i usiadła bliżej Shelley. - Byłaś śliczną dziew-
czynką, która na moich oczach zmieniała się w niezwy-
kle atrakcyjną kobietę. Wszyscy mężczyzni się za tobą
oglądali. Nagle zdałam sobie sprawę, jak wielka ciąży na
mnie odpowiedzialność. ByÅ‚am przerażona. Instynkt ma­
cierzyński nie jest moją najmocniejszą stroną. Sama za- i
wsze byłam zwariowaną kokietką i nagle okazało się, że
mam dorosÅ‚Ä… córkÄ™, którÄ… muszÄ™ chronić przed uwodzi­
cielami,
Shelley z roztargnieniem słuchała zwierzeń maco- j
chy. Myślała uporczywie o jej porannej rozmowie z Ko-
stasem.
Paula chwyciła ją nagle za ręce.
NARZECZONY Z KORFU 149
- Nie sÅ‚uchasz mnie, Shelley! Musisz mi wreszcie po­
święcić trochę uwagi! Chcę, żebyś zrozumiała, jak bardzo
cierpię. Wszystko zepsułam!
- Wiele matek zachowałoby się tak samo. Wiadomo,
strach ma wielkie oczy.
- Byłam wtedy okropna dla Kostasa. Nie zasłużył na
te wszystkie epitety. Straciłam panowanie nad sobą. -
UsiadÅ‚a jeszcze bliżej i niespodziewanie przytuliÅ‚a Shel­
ley. - Wybacz mi, kochanie. Byłam okropna i bardzo cię
za to przepraszam. - Czule pogłaskała ją po policzku.
- Nie chcę się wtrącać, ale moim zdaniem i ty powinnaś
szczerze porozmawiać z Kostasem. CoÅ› was dzieli, a na­
stępstwa tego faktu będą katastrofalne. Ratujcie swoje
małżeństwo, póki nie jest za pózno. To bardzo wrażliwy
człowiek. Aatwo go zranić.
Shelley odsunęła się i wierzchem dłoni otarła policzki
mokre od Å‚ez.
- Wiem, że chcesz dla nas jak najlepiej, ale nie znasz
całej prawdy. Kostas rzeczywiście starannie wszystko
przemyślał, nim się ze mną ożenił. Zrobił to z rozsądku.
Nie wiem, co od niego usÅ‚yszaÅ‚aÅ›, ale opowieÅ›ci o dozgon­
nym uczuciu lepiej włożyć między bajki.
MusiaÅ‚y przerwać rozmowÄ™, bo Kostas wyszedÅ‚ z do­
mu i podążał w ich stronę.
- Idz do niego, skarbie. Musicie porozmawiać. Nie
wolno marnować takiej szansy - mamrotała gorączkowo
Paula.
Gdy Shelley odwróciła głowę, by popatrzeć na męża,
odeszła pospiesznie, zostawiając ich samych. Kostas
usiadł przy stoliku i nalał sobie kawy do filiżanki.
150 NARZECZONY Z KORFU
- Twój ojciec chyba mnie polubiÅ‚ - oznajmiÅ‚ ze smut­
nym uśmiechem. - Szuka następcy. Chętnie przeszedłby
na emeryturę. Choroba serca mocno nadszarpnęła jego
siły. Sądzi, że jesteś za młoda, żeby kierować jego firmą.
Przez kilka lat powinnaÅ› jeszcze gromadzić doÅ›wiadcze­
nia. Chce, żebym go zastąpił, póki ty nie będziesz gotowa
to uczynić.
- JesteÅ› szczęściarzem - odparÅ‚a z goryczÄ…. - Zdoby­
łeś wszystko, na czym ci zależało.
- Pozory mylą - odparł ponuro i zwiesił głowę.
- Co ty mówisz? - obruszyła się i podniosła głos. -
UrzeczywistniÅ‚eÅ› wszystkie swoje zamierzenia: odzyska­
Å‚eÅ› dobre imiÄ™, a teraz staniesz na czele ogromnego przed­
siębiorstwa. Czego ci więcej trzeba?
Jęknął z rozpaczą i wściekłością, a potem chwycił jej
dłoń.
- Masz rację. Z dumą noszę znów swoje nazwisko,
zdobyłem ciebie, moja firma doskonale prosperuje, nie
brak mi pieniędzy. Mogę za nie kupić prawie wszystko.
Ale jedno mnie ominęło.
- A mianowicie? - zapytała drżącym głosem.
- W moim życiu brakuje miłości. Bez niej wszystko
staje się nieważne.
Te słowa były potwierdzeniem najgorszych przeczuć.
Nie mogła się łudzić, że Kostas ją kocha, skoro wyznał
przed chwilą, że nie wie, czym jest miłość.
- Od poczÄ…tku wiedziaÅ‚eÅ›, w co siÄ™ pakujesz - tÅ‚uma­
czyÅ‚a cierpliwie, chociaż serce pÄ™kaÅ‚o jej z żalu. - PopeÅ‚­
niłeś błąd, kierując się wyłącznie rozsądkiem. To się zle
kończy.
NARZECZONY Z KORFU 151
- Audziłem się, że gdy wrócisz na Korfu, wszystko się
zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To było
dla mnie wielkie rozczarowanie. Od chwili gdy weszłaś
do tego domu, wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Zamiast
stopniowo ciÄ™ do siebie przekonywać, dziaÅ‚aÅ‚em w po­
śpiechu. Miałem nadzieje, że zaręczynowy pierścio-
nek Kiriakisów sprawi cud i przypomni ci o uczuciu, któ­
re nas dawniej łączyło. - Wzruszył ramionami i westchnął
ciężko.
| Shelley miała zamęt w głowie.
- Nie czuję do ciebie nienawiści - zapewniła, nie wie-
dząc, jak rozumieć jego słowa. Po prostu bałam się
przyznać, co do ciebie czuję. Pod wpływem nagłego
impulsu wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku. -
Mniejsza o powody, dla których mnie poślubiłeś. Nie
dbam o to, czy chodziło ci o dobre imię, czy o szczęście
twojej matki. To mnie nie interesuje, rozumiesz?
- Dlaczego tak mówisz? - zapytał, nie kryjąc
wzburzenia. Długo milczała, wpatrzona w jego pobladłą
twarz.
- Bo cię kocham - szepnęła w końcu. - Bardzo cię
kocham. JesteÅ› mojÄ… pierwszÄ… i jedynÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…. Powinie­
neś o tym wiedzieć. Nie poszłabym z tobą do łóżka, gdyby
było inaczej.
Usta jej drżaÅ‚y. WyznaÅ‚a mu wszystko i bezpo­
wrotnie utraciła swoją dumę. Mniejsza z tym. Liczyła się
tylko miÅ‚ość do Kostasa. Powinien wiedzieć, że jest ko­
chany.
Usmiechnęła się radośnie do swoich myśli. Nagle po-
czuła, że wziął ją w ramiona.
152 NARZECZONY Z KORFU
- Czy możesz powtórzyć to, co przed chwilÄ… powie­
działaś? Chciałbym to jeszcze raz usłyszeć.
- Kocham ciÄ™. Bardzo ciÄ™ kocham - odparÅ‚a ze Å‚za­
mi w oczach. - To boli. Nie wiem, jak żyć z tÄ… Å›wiadomo­
ścią.
Przytulił ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać.
- W takim razie dlaczego ciągle powtarzałaś, że nie
chcesz wyjść za mąż bez miłości? Byłem pewny, że jestem
ci obojętny.
- SÄ…dziÅ‚am, że ty mnie nie kochasz - wykrztusiÅ‚a z tru­
dem.
- Oboje chyba dowiedliÅ›my, że nie jesteÅ›my zbyt do­
myślni - oznajmił rozbawiony. - Zakochałem się w tobie
od pierwszego wejrzenia. Ukradłaś mi serce i już go nie
odzyskałem.
ObjÄ…Å‚ jÄ… ramieniem i poszli do ogrodu, a potem dalej,
w cień wiekowych oliwek o srebrzystych liściach, gdzie
nie było żywego ducha. Potrzebowali samotności, by
ujawnić wszystkie sekrety gromadzone latami w zbola­
Å‚ych sercach.
Zmęczeni długim spacerem położyli się na wiosennej
trawie. Kostas z uśmiechem przyglądał się żonie.
- Jesteś piękna, Shelley. Jako nastolatka byłaś urocza,
ale teraz prawdziwa z ciebie Afrodyta, najpiękniejsza
z bogiń.
- Pamiętasz legendę o księżniczce z Ilirii, która
oświadczyła się władcy Korfu? -
- Tak. Czemu pytasz?
- Powiedziałeś wtedy, że kobiety mądre i stanowcze
dostajÄ… zawsze to, czego pragnÄ….
NARZECZONY Z KORFU 153
- To prawda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl