[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czy po to, aby umrzeć w swoim podwodnym
królestwie?
Król krabów stał samotnie na brzegu, gdy jego
poddani, wciąż jeden za drugim, zanurzali się w
mętnej wodzie i znikali. Nie poruszał się. Tylko
błyszczące oczy wskazywały, że ciągle jeszcze tli się
w nim życie.
- Dalej na drania! - krzyczał Cliff. - Daj mu
wszystko, co masz!
Helikopter wisiał coraz niżej w powietrzu, trucizna
biła z rozpylacza. Olbrzymi korpus kolo-
169
ru ziemi pokrył się pianą. Potwór wyprostował się
jeszcze raz, błyskając złymi oczami w stronę ludzi i
maszyny - sprawców jego klęski.
Na przekór swoim prześladowcom podniósł w górę
szczypce. W jego ślepiach błyszczała niewiarygodna
złość. Wciąż nie chciał się przyznać do porażki.
Ruszył z największym wysiłkiem, dosłownie
doczołgał się na skraj brzegu. Pozostawił po sobie
zaledwie małą zmarszczkę na niezmąconej tafli
wody, która jeszcze przez kilka chwil była dowodem,
że w ogóle istniał.
Cliff Davenport odwrócił się do pilota. Jego twarz
była wynędzniała, przeorana zmarszczkami. Mimo
to czuł się szczęśliwy.
- Możemy wracać do domu - powiedział. Dwa
wieczory pózniej Cliff Davenport, Pat Benson i
Grisedale jedli razem kolacjÄ™ w hotelu pani Jones.
Nazajutrz cała trójka miała wrócić do Londynu.
- A więc - zaczął Grisedale, popijając powoli kawę i
zapalając papierosa. Twarz promieniała mu
radością. - Zdaje się, że ostatecznym argumentem
była trucizna przeciw chwastom. Wolałbym je
widzieć leżące martwe na drodze, ale cóż, ta trucizna
nie zabija od razu. Chciałbym dla własnej satysfakcji
wiedzieć, dokąd popłynęły umrzeć, bo chciałbym
mieć pewność, że zostały wykończone. Posłaliśmy
płetwonurków pod wodę, ale nic nie znalezli. Nawet
jednego trupa!
170
- Słyszałeś o legendarnym grobowcu słoni w Afryce?
- zapytał Cliff z zamyśloną twarzą. - Jest
przedmiotem poszukiwań od wieków, lecz jeszcze
nikomu nie udało się go znalezć. Nikt też nie natknął
się nigdy na martwego słonia w buszu. A jednak jest
gdzieś takie miejsce, do którego się udają, gdy czują,
że zbliża się koniec. Prawdopodobnie tak samo jest z
tymi krabami. Bóg wie, skąd przyszły. Może teraz
tam powrócą, aby umrzeć.
- Oby tak było - westchnął Grisedale. - Nikt z nas nie
ma ochoty na drugą krabią wojnę. Pat ziewnęła.
- Nie mogę powiedzieć, że żal mi stąd odjeżdżać -
powiedziała, trzymając ręce w dłoniach Cliffa - choć
miało to swoje dobre strony.
- Lepiej pójdę spać - stwierdził Grisedale taktownie,
spojrzawszy na zegarek. - Muszę być wcześnie w
drodze. Jutro wieczorem jeszcze raz lecÄ™ do Belgii.
- Tylko nie spóznij się na ślub - przypominała mu
Pat.
- Nie spóznię się na pewno - zaśmiał się - o ile nie
będą podawane kanapki z krabami...
- Nie ma obawy! - skrzywiła się Pat. - Do końca życia
nie chcę już widzieć żadnego kraba. Fu!
Następnego ranka, gdy Pat i Cliff przemierza
li szosę wzdłuż wybrzeża, morze miało barwę
głębokiego błękitu.
- Zastanawiam się - powiedziała Pat - zastanawiam
się, co też kryje się w tych głębinach.
Cliff objął ją lewą ręką w talii.
- Może lepiej nie wiedzieć - odparł. - Zostawmy lepiej
w spokoju tajemnice oceanu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl