[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mo\e się pomyliliśmy? - wątpił Xaxxa. Mo\e on jeszcze nie jest gotów do walki?
- Jest gotów - zapewnił go Kasyx. - Inaczej nic pozwoliłby, \eby wiadomość o
węgorzach dostała się do prasy. Wie, \e i my o tym wiemy, i wie, \e go szukamy.
- Dobra, zobaczymy - mruknÄ…Å‚ Xaxxa.
Tebulot milczał. Był zbyt zaprzątnięty rozmyślaniem o swoich problemach z rodzicami
i o niebezpieczeństwach. którym mieli tej nocy stawić czoło. Nie stracił opanowania i daleki
był od tego. Pragnął jednak, by walka wreszcie się zaczęła, jak najszybciej, by mógł odsunąć od
siebie trawiące go lęki. Kochał matkę i ojca. Nie chciał się od nich oddalać, nie chciał
wyobcowania w rodzinie. Dopóki jednak nie odnajdą i nie zwycię\ą Yaomauitla, nie będzie w
stanie znalezć niczego, co mogłoby, powiedziane lub uczynione, z powrotem zbli\yć go do
rodziców.
Ju\ mieli zawrócić z powrotem ku wybrze\om, gdy Samena odezwała się cicho:
- Jest. Bardzo blisko. CzujÄ™ to.
Pozostała trójka przysunęła się zaraz do Sameny. Ruszyli razem: formacja duchów
pomiędzy wzgórzami. Podą\ali za nią, powtarzając ka\dą jej ewolucję, ka\de nurkowanie i
zakręt, jak zespół akrobacji samolotowej, a wszystko to w absolutnej ciemności, przez która ich
prowadziła, u\ywając swych dodatkowych zmysłów.
- Trochę w prawo - powiedziała Samena.
Skierowali się tam, by w końcu z szelestem przeniknąć przez. gęsty gaj rozło\ystych
palm i zatrzymać się ponad wielkim. pomalowanym na kolorowo domem na zakręcie
autostrady.
- To tu. Jest tutaj - stwierdziła Samena i bez wahania przepłynęła przez dachówki
wprost do sypialni.
Na du\ym mosię\nym łó\ku le\ał obok \ony mę\czyzna o orientalnym typie urody.
Pościel była czarna, atlasowa, dywanik przed łó\kiem i meble białe. Na ścianie widniał wielki,
stylizowany obraz Sotaro Yasui. Wojownicy Nocy stanęli w nogach łó\ka i popatrzyli
niepewnie na śpiącą parę.
- Które z nich? Mę\czyzna czy kobieta? - zapytał Tebulot.
- Mę\czyzna - odrzekła Samena. - I czuję to naprawdę mocno, mocniej ni\
kiedykolwiek.
- Gotowi? - upewnił się Kasyx.
Skinęli głowami. Kasyx uniósł ręce i wyrysował oktagon. Gdy rozszczepił dr\ące w
nim nocne powietrze, ujrzał biel i padający śnieg.
- Wygląda na to, \e trochę zmarzniemy - uprzedził, lecz bez wahania uniósł ośmiokąt
nad głowę. Potem powoli opuścił go, ujmując ręce towarzyszy, by dodać im odwagi i mocy.
- Tym razem wygramy - zapewnił ich. - Tym razem wyślemy Yaomauitla z powrotem
do Meksyku, do jego miejsca stałego zakwaterowania.
Ośmiokąt opadł na podłogę. Znalezli się w kompletnej ciszy, a wokół nich padał
bezgłośnie śnieg. Cisza była tak przytłaczająca, \e z początku \adne z nich nie śmiało się
poruszyć, nie wspominając o najl\ejszym nawet szepcie. Było jednak bezwietrznie i
zdumiewająco ciepło. Rozejrzeli się dookoła. Jak tylko daleko mogli sięgnąć wzrokiem, we
wszystkich kierunkach rozpościerała się śnie\na pustynia.
Tebulot podszedł do Kasyxa. Musiał podnosić nogi, jakby brodził, maszynę przewiesił
przez ramiÄ™.
Nigdy dotąd nie widziałem tyle śniegu - powiedział, rozglądając się uwa\nie na boki.
- Mo\e to japoński śnieg - rzucił Kasyx. - Sameno? Czy mo\e wiesz, gdzie tu ukrył się
ten diabeł?
Samena zasłoniła twarz dłońmi i milczała przez prawie minutę. Znieg padał cicho na
pióra jej kapelusza, z wolna czyniąc je białymi. Xaxxa chodził tymczasem w kółko, wyciągając
dłonie i patrząc, jak gwiazdki śniegu topnieją mu na skórze.
- Wiecie co? - uśmiechnął się. - Nigdy dotąd nie widziałem śniegu. Czy to nie dziwne?
W końcu Samena wskazała gdzieś na prawo.
- Tam. Sądzę, \e tam. Trudno powiedzieć. Coś czuje, lecz wydaje się to jakieś dziwne,
jakby nie wszystko było w porządku.
- Tak czy inaczej, spróbujemy - rzekł Kasyx i cała czwórka zaczęła przedzierać się we
wskazanym przez Samenę kierunku. Zostawiali za sobą głęboki ślad, kalający gładką, śnie\ną
powierzchniÄ™.
- Ciekawe, czy to sen, czy zmora? - zastanawiał się Tebulot, wcią\ rozglądając się
podejrzliwie.
- Wygląda na zmorę - stwierdziła Samena. - To wszystko nie ma w sobie za grosz
równowagi. Wygląda na spokojne, lecz to tylko pozór. Mo\e ktoś umarł, czuję, \e to mo\liwe,
i ktoÅ› tutaj przygotowuje siÄ™ do pogrzebu.
- W wielu krajach Wschodu kolor biały jest kolorem \ałoby - przytaknął Kasyx. - Mo\e
cały ten sen jest czymś w rodzaju pogrzebu.
Brnęli dalej przez śnieg. Gdzieniegdzie, w zapadliskach gruntu, śnieg zalegał grubszą
warstwą. Musieli brodzić w nim niemal po pas. Ziemia pod śniegiem była jednak pewna i ubita,
posuwali się zatem dość szybko. Znieg nie przestawał padać - gęsto i bezgłośnie. Niebo, z
którego spływał, było zimne, ciemnoczerwone i wcią\ nie znajdowali ani śladu Yaomauitla.
- Jak sądzicie, mo\e jednak się pomyliliśmy? - spytał Tebulot, gdy przystanęli dla
odpoczynku.
Samena potrząsnęła głową.
- Nie ma mowy. On gdzieś tu jest. Próbuje po prostu nas zdezorientować i zmęczyć.
- Nie napracował się jak dotąd - zauwa\ył Tebulot.
- Trzeba czegoś więcej ni\ śnieg, by mi przeszkodzić - dodał Xaxxa.
Kasyx podniósł dłoń do hełmu i zlustrował otoczenie w podczerwieni. Szukał
jakichkolwiek siadów ciepła - diabelskich czy ludzkich. Wszystko jednak, co widział, to
postaci Tebulota, Sameny i Xaxxy, oraz złociste pulsowanie naładowanej maszyny.
- Wcią\ uwa\asz, \e podą\amy we właściwym kierunku? - spytał Samenę.
- Sądzę, \e tak - powiedziała. - Jest ju\ mocniejsze ni\ przedtem, rwie się jednak i myli, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl