[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozmowę dwóch służących księcia. Nie było okazji, by wcześniej powiadomić cię o tym,
panie.
 A co książę zamierza z nami zrobić?  zapytał Stanton.
 Ty, panie zginiesz w nieszczęśliwym wypadku  odpowiedział Yin.  Zaś twoja kon-
kubina zostanie z nim na zawsze.
 Co radzisz nam zrobić?
 Dowiedziawszy się co zamierza książę, postarałem się o przebranie dla ciebie i twojej
konkubiny. To ubrania dwóch kulisów. Mam je przy sobie. Proszę się w nie przebrać, a ja
tymczasem przyniosę resztę rzeczy, które będą wam potrzebne.
Mówiąc to Yin zdjął jedwabne poszewki z dwóch dużych poduszek i oczom Stantona
ukazały się dwa luzne płaszcze, dwa słomiane kapelusze oraz dwie pary drewnianych
sandałów ze skórzanymi paskami. Yin uśmiechnął się i zniknął za drzewami.
Zivana nie czekając na reakcję Stantona, chwyciła ubranie i ukryła się za krzewem, by się
przebrać. Stanton poszedł w jej ślady. Po kilku minutach stanęli naprzeciw siebie w
nowych wcieleniach. Zivana miała włosy skryte pod jedwabną chustką, na którą nałożyła
kapelusz. Wydała się Stantonowi całkiem inna choć równie piękna.
Na polanie znów pojawił się Yin z niewielkim tobołkiem i pustym workiem, w który zaraz
zapakował poprzednie ubrania i ozdoby Zivany i Stantona.
 Teraz Czcigodny Panie  zwrócił się Yin do Stantona  proszę iść za mną.
Podążali za służącym i wkrótce wyszli z zagajnika na wąską ścieżkę pnącą się stromym
zboczem góry. Yin zatrzymał się.
 W połowie tej góry, panie  powiedział  jest wejście do jaskini i kilka grot, " gdzie
możecie się ukryć. Jednak dalej musicie iść
sami.
 Co będzie z tobą?  zapytał Stanton.
 Ja najszybciej jak będę mógł wrócę do Pekinu i opowiem Czcigodnemu Tseng
Weno-wi, co ci się przytrafiło, panie.
 Powiedz mu też, by poinformował Li Hung Changa, że Bokserzy zaatakują stolicę
trzydziestego czerwca na sygnał i pod przywództwem księcia Tuana. Yin przytaknął
głową.
 Powiedz mu również, by poinformował
o tej nowinie pana Herberta Sąuaiers z ambasady amerykańskiej.
 Zrobię to Czcigodny Panie. Mówiąc to Yin skłonił się i zniknął za skałami.
Kiedy znów pojawił się przed Stantonem, nie miał już w ręce worka z rzeczami Stantona i
Zivany, które upchnął w głębokiej, skalnej szczelinie.
 Będziesz tego potrzebował Czcigodny Panie  powiedział Yin wręczając Stantonowi
tobołek z niezbędnymi w ucieczce rzeczami
i jedzeniem.
 Czy masz pieniądze, Yin?  zapytał go Stanton.
 Tak, panie  odrzekł służący wiedząc dobrze, że Stanton również ma ich pod dostat-
kiem. Były ukryte w szerokim pasie, z którym jego pan nigdy się nie rozstawał.
 Zpiesz się, panie  ponaglił Stantona Yin.  Ja wracam już do służby. Powiem im, że
zasnąłeś zmęczony bezsenną nocą i postój przedłuży się trochę. Bądz ostrożny,
Czcigodny!
 Ty także uważaj na siebie, Yin. Dziękuję za wszystko!
Stanton pożegnał się ze służącym, po czym chwycił Zivanę za rękę i pociągnął ją za sobą
stromą ścieżką mówiąc:
 Chodzmy, czeka nas niełatwa wycieczka w góry...
Rozdział 5
Jak stopy? Bolą?  zapytał Stanton. Zivana posłała mu promienny uśmiech.
 Przydałyby się wygodniejsze buty, ale jakoś wytrzymam.
 Przewędrowałem w takich sandałach mnóstwo kilometrów i nie odczuwam już niewy-
gody. Martwię się jednak, czy pani dotrze w nich do celu naszej podróży.
 Mamy poważniejsze zmartwienia na głowie niż moje stopy  odrzekła, przypominając
mu o grożącym im niebezpieczeństwie.
Siedzieli na głazie porośniętym grubym mchem. Przed nimi roztaczały się niepowtarzalnie
piękne widoki. W dole wiła się wąska, srebrna nitka potoku i wyboista droga, którą jeszcze
godzinę temu podążali na północ. Bezchmurne niebo, słońce i ciepły wiatr sprawiały, że
łatwo było zapomnieć o grożącym im niebez-
pieczeństwie. Jednak z każdą minutą powietrze robiło się gorętsze. Zivana wprawdzie nie
narzekała na trudy wędrówki, lecz Stanton z myślą o niej zatrzymał się w cieniu karłowatej
sosny. Wiedział, że nawet dla silnych męskich nóg drewniane sandały z grubymi,
skórzanymi rzemieniami nie są idealnym obuwiem do wspinaczki. Tym bardziej nie były
nim dla tak delikatnych stóp kobiecych, które w ogóle nie przywykły do chodzenia po
górach.
W worku, który dał im Yin, oprócz jedzenia Stanton znalazł brzytwę do golema głowy,
gumę do naklejania na powieki, nóż, a także szmatkę do przemywania twarzy.
Rozłożyli jedzenie na omszałym głazie, a gdy się pokrzepili Zivana zapytała:
 Idziemy dalej?
 Tak, musimy się śpieszyć. Nie jestem pewien, czy książę wyruszy za nami na północ.
Być może odgadł już, że kierujemy się na południe do domu Tsenga.
 Wydaje się, że noc będzie chłodna  zauważyła Zivana.
 Mam nadzieję, że dotrzemy przed zmierzchem do grot  odpowiedzią^ chociaż nie był
o tym przekonany.
Droga stawała się coraz trudniejsza. Im dłużej pięli się w górę, tym częściej napotykali
połacie śniegu, po których trudno było iść
i trzeba było je omijać. Poza tym coraz silniejszy
wiatr wiał im w twarze. Gdyby w nocy zachmurzyło się, mógłby zacząć padać mokry
śnieg.
Zwiadom tego Stanton zebrał resztę jedzenia i zapakowawszy je do worka wstał, by ruszyć
w drogę. W tym momencie dobiegły go z oddali słabe krzyki i nawoływania. Spojrzał na
Zivanę - i natychmiast ruszył w drogę. Dziewczyna bez słowa, pośpiesznie się podniosła i
zaczęła wspinać się za nim wąską ścieżką. Szybko przeciskali się między olbrzymimi
nawisami skalnymi, zaczepiając płaszczami o kłujące niskie krzewy. Otaczający ich
krajobraz był piękny i dziki. Stanton mimo woli pomyślał, że gdyby nie okoliczności, które
zmuszały ich do pośpiechu, byłby on godny podziwu i dłuższej kontemplacji.
Znalezli się teraz za ogromną skalną ścianą i szum potoku całkiem ucichł. Stantonowi
wydawało się jednak, że nadal słyszy słabe nawoływania i jakby odgłosy uderzeń kijów o
kamienie. Ludzie księcia musieli przetrząsać okolicę, powoli posuwając się w górę, jakby
naganiali zwierzynę w sidła.
Stanton i Zivana szli już prawie ponad godzinę, a grot wciąż nie było widać. Zaczęli
niepokoić się nie tylko o to, czy zdążą schronić się gdzieś przed nocą, lecz czy w ogóle
zdołają uciec przed podążającymi za nimi ludzmi. Nagle, spoglądając w dół na porośniętą
drzewami
kotlinę, Stanton dostrzegł zarysy białej świątyni. Początkowo sądził, że to złudzenie, lecz
posuwając się dalej ścieżką natrafił na wąskie schody wyciosane w kamieniu. Zatrzymał
się u ich szczytu. Po chwili dołączyła do niego Zivana. Zwiątynia leżała około czterdziestu
metrów poniżej ich stóp. Oboje uważnie przyglądali się budowli, która wydawała się opus- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl