[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tomaszewskiego, bo tak się nazywał młody mechanik, zaliczyć do osób, które mogły być
zainteresowane śmiercią Bojarskiego. Górski nigdy Tomaszewskiego o to nie posądzał.
Chodziło mu jednak o sprawdzenie, czy to nie on właśnie był autorem anonimów
adresowanych do Namirskiego.
Taki był cel obecnej wizyty Górskiego w warsztacie. Chciał odbyć na ten temat rozmowy
i przy okazji, pod pretekstem zrobienia odpisu - jakiegoś rachunku, wziąć próbkę tekstu z
maszyny do pisania, którą widział w kantorze, a do którego mieli swobodny dostęp wszyscy
pracownicy. Posłużenie się więc maszyną do pisania, jak i wysłuchanie czyjejś rozmowy
telefonicznej nie stanowiło dla nich większego problemu.
Kiedy kapitan odbył już rozmowy z pracownikami i kończył pisanie tekstu, do kantoru
wpadł młody człowiek i zaczął wołać zwracając się w stronę Kępskiego:
- Co jest z tym wozem? Poleciłem Józkowi, żeby był gotowy na drugą, a on jeszcze się
guzdrze. Rozpuścił was tu wuj.
- Chwileczkę, panie Zbyszku - Kępski uśmiechnął się do młodzieńca - nie jego to wina,
jeżeli defekt okazał się większy niż można było przypuszczać. Za kilka minut skończy. A
poza tym, pamiętaj, chłopcze - Kępski przeszedł na ty - że nie jesteś tu jeszcze właścicielem.
- Ma pan wątpliwości co do tego? - chłopak spojrzał zuchwale na rozmówcę.
- Tak - odparł spokojnie Kępski - bo nie wiadomo jeszcze, co postanowi główna
spadkobierczyni, pańska matka, a w tej chwili przeszkadzasz mi też w rozmowie z panem
kapitanem.
- Przepraszam - chłopak spokorniał w jednej chwili i spojrzał z szacunkiem na Górskiego.
- Panie kapitanie zaczął pośpiesznie mówić po chwili konsternacji - czy ten zatrzymany
przyznał się już do winy? Czy działał on sam? Kiedy będzie proces? - Z wypiekami na
twarzy, jednym tchem recytował pytania przyglądając się jednocześnie badawczo Górskiemu.
Ten uśmiechnął się.
- O ile wiem, studiuje pan prawo. Prawnik - musi być opanowany i cierpliwy. A pan
chciałby wiedzieć wszystko od razu.
- Pan kapitan wybaczy - Zbyszek zaczął się usprawiedliwiać - ale to jest chyba
zrozumiale w moim przypadku...
- Oczywiście - zgodził się kapitan. Tylko pan...
Ostry dzwięk dzwonka telefonu przerwał kapitanowi dalsze słowa. Kępski wyciągnął
rękę w stronę słuchawki patrząc jednocześnie pytająco na Górskiego.
- Proszę bardzo - odpowiedział.
- Tylko pan - powtórzył kapitan, gdy Kępski skończył rozmowę z jakimś klientem - jako
przyszły prawnik orientuje się zapewne, że organy ścigania nie zawsze mogą na bieżąco
informować o szczegółach dochodzenia nawet osoby z rodziny zamordowanego. Tak jest i w
tym przypadku.
- Rozumiem i przepraszam - chłopak zaczerwienił się.
Kapitan wstał, pożegnał się z Kępskim i zapytał, gdzie tu jest najbliższy postój taksówek.
- Chętnie pana odwiozę - zaoferował się Zbyszek.
- To pański wóz już naprawiony? - zdziwił się Górski.
- W naprawie jest samochód znajomego. Mój jest zawsze sprawny - odparł z wyrazną
dumą chłopak.
Po chwili jechali już w stronę komendy. Zbyszek prowadził szybko i pewnie. Widać było,
ze sprawia mu to przyjemność. Milczenie przerwał Górski.
- Oryginalna maskotka - kapitan wskazał na plastykowego chłopczyka umieszczonego
przy tylnej szybie samochodu. Chłopiec miał śmieszną czapeczkę i krótkie spodenki.
- A tak - ożywił się Zbyszek. To Kajtek polewacz.
- Jak to polewacz? - zdziwił się kapitan.
Zbyszek roześmiał się. - Proszę wziąć go do ręki i ściągnąć spodenki - zaproponował.
Górski wykonał polecenie. Z zabawki wypłynęła cienka strużka wody.
- Rzeczywiście uzasadniona nazwa. Gdzie pan to kupił? - zainteresował się.
- Gdzie? - Zbyszek zawiesił głos zastanawiając się nad odpowiedzią.
- W którymś kiosku z gazetami - rzekł po chwili. - Chyba przed dworcem - dodał.
Gdy dojechali na miejsce, chłopiec spojrzał nieśmiało na kapitana, jakby chciał jeszcze o
coś prosić. Ten wyczuł to natychmiast.  Będzie znowu pytał o szczegóły dochodzenia" -
pomyślał, ale głośno zachęcił go do mówienia:
- Proszę śmiało, co jeszcze chce pan powiedzieć.
- Jeżeli panu podoba się Kajtek, to proszę go zabrać - zaproponował Zbyszek.
Kapitan spojrzał zdziwiony. Zaskoczyła go ta propozycja. Spodziewał się zresztą pytań, a
nie podarunku.
- Dobrze - rzekł szybko w odpowiedzi - tylko ja nie mam niczego, co mógłbym dać w
zamian.
- To nieważne - zapewnił Zbyszek.
- Dziękuję zatem - kapitan skinął mu głową na pożegnanie, wziął maskotkę i wysiadł z
samochodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl