[ Pobierz całość w formacie PDF ]

filozofowaniom i wróćmy do naszego pałacu, gdzie jesteśmy szczęśliwi w świątyni największego z
bożków  boga miłości. I wydała rozkaz, żeby wracać do domu.
Lecz po drodze wstąpili do Jeruzum'a i tam wraz z Pawłem wybierała podarki dla jego matki,
pozwoliła mu nawet kupić dla siebie parę drobnych upominków. Wydali dosyć dużo pieniędzy i
śmiali się jak szczęśliwe dzieci. I gdy wrócili do posępnego pałacu, przynieśli ze sobą radość, jak
ostatni promień słońca przed zachodem.
Nie chciała puścić Pawła na taras wychodzący na Canale Grandę. Gdy przechodzili, zauważyła, że na
przodzie w łukowym wycięciu tarasu ustawiono kilka krzaków liliowego bzu. Nie ma teraz powodu
do obawy, że dojrzą ich ciekawi sąsiedzi. Przygotowywano już dla nich uroczystą ucztę i Paul
wiedział, że to będzie boska noc.
Lecz piękna pani wiedziała, że niedługo będzie trzeba ubierać się
na obiad i zadecydowała, że do obiadu muszą pozostać w swoich pokojach.
 Musisz się trochę przespać, Paul  rzekła  zebys był trzezwy i świeży do nowych rozkoszy.
I dopiero po długim błaganiu pozwoliła mu położyć się na tarasie, aby zamykając oczy do snu mógł
widzieć ją przy sobie.
* * *
%7ładna angielska kobieta nie wymyśliłaby podobnych szczegółów do tych, które się złożyły na całość
Uroczystości Pełni Księżyca, tak cudownej w oczach Pawła. Przypominała mu raczej jakieś
uroczystości z zamierzchłych stuleci, z czasów cesarstwa rzymskiego.
Gdy obudził się na tarasie, piękna pani już poszła do swego pokoju i miał zaledwie tyle czasu, żeby się
przebrać przed oznaczoną godziną, o której mieli się spotkać w małym saloniku.
Siedziała w starym, weneckim krześle, które kupiła w Lucernie. Gdy Paweł wszedł, uderzyła jego
oczy promienna, najcudowniejsza wizja, jaką kiedykolwiek w życiu widział.
Ubrana była w bladozieloną gazę, która opływała ją tysiącem drobnych fałdek. W pasie opasywał ją
sznur pereł, największe perły miała na szyi i w uszach. Jej przepyszną głowę wieńczył diadem, a
wspaniałe diamentowe i brylantowe wisiory spływały po obu stronach na włosy i aż na czoło. Jakąś
wspaniałość miała w całej swej postaci i równocześnie drapieżny wdzięk pantery. Oczy jej gorzały
namiętnością i jakąś tajemniczą siłą.
Paul przyklęknął jak dworzanin i pocałował ją w rękę. Potem poprowadził ją na ucztę.
Dymitr, gdy się zbliżył, podniósł zasłonę przy drzwiach prowadzących na taras i oczom Pawła ukazał
siÄ™ zachwycajÄ…cy widok.
Cały taras został zamieniony w kosz róż. Całe ściany były nimi pokryte. Po jednej stronie stało łoże
zasypane samymi ciemnopąso-wymi. Z sufitu zwieszały się łańcuchy róż, róże oplatały lampy, a do
światła mieszał się księżyc, przeglądający przez krzaki bzu i nadawał całej scenie charakter
czarodziejskiej ferii.
Podano obiad. Stół zarzucony był tuberozami i różami pnącymi się dokoła małej fontanny, która
tryskała silnie pachnącą wodą. Zapach tych wszystkich kwiatów! I ta ciepła letnia noc! Nic dziwnego,
że Pawłowi kręciło się od tego wszystkiego w głowie.
Zaledwie usiedli, gdy z wielkiego salonu, do którego drzwi były przysłonięte zasłonami z róż,
oplatających szczelnie trzcinowe portiery, doleciały słodkie tony skrzypiec i żałosny głos chłopięcy.
Koncert wyborowy, najpiękniejsze melodie działały jeszcze bardziej podniecająco na zmysły. Paweł
nie miał pojęcia, że takich muzyków można było znalezć w Wenecji i domyślał się, może słusznie, że
począwszy od tych artystów, a skończywszy na dekoratorze i nawet kucharzu, wszyscy przybyli z
Paryża, żeby im upiększyć tę noc. Przez cały czas uczty piękna pani do szału wprost doprowadzała go
swym nadziemskim czarem. Tak jak nigdy przedtem, zebrała wszystkie swe uroki i rozsypywała je
przed jego zdumionymi oczyma. A każde jej słowo, każdy ruch i spojrzenie przepojone były
najnamiętniejszą miłością. Była to doprawdy noc godna bogów i egzaltacja Pawła dosięgła zenitu.
 Mój Paul ukochany  rzekła, gdy na stole pozostały już tylko owoce i złote wino i gdy już byli
sami  nawet muzykanci odeszli i melodie ich dolatywały teraz z gondoli.  Paul, ja chciałabym,
żebyś ty nigdy nie zapomniał tej nocy, żebyś w swoich myślach widział mnie zawsze tak niebiańsko
szczęśliwą, zamkniętą w twoich ramionach, zarzuconą różami. I słuchaj, musimy wypić razem więcej
naszego weselnego wina i upoić się do reszty. Paweł nabrał teraz wielkiej elokwencji, język rozwiązał
mu się, jak nigdy w życiu i szeptał ubóstwiające słowa językiem prawie tak subtelnym i pięknym, jak
ona. A księżyc zalewał taras srebrnym światłem, a róże pachniały coraz mocniej. Natura i sztuka
wysiliły się zgodnie, żeby im stworzyć noc najwyższej rozkoszy.
 Mój kochany!  szeptała piękna pani, leżąc w jego objęciach na posłaniu z róż i na wpół ukryta w
ich aksamitnych płatkach. To są zaślubiny naszych dusz. Czy w życiu, czy po śmierci one nigdy już
nie mogą rozstać się ze sobą.
Zwit sączył blade światło przez orchideowe zasłony, gdy dziwna królowa wysunęła się z objęć
śpiącego kochanka i pochyliwszy się nad nim, ucałowała jego śliczne, wycięte w kapryśny łuk usta.
On nawet nie poruszył się - leżał zupełnie wyczerpany, znużenie miłosne ogarnęło go i trzymało silnie
w swych słodkich ramionach. W niepewnym świetle był tak blady, że sen jego wydawał się snem
śmiertelnym.
Piękna pani patrzyła na niego z bólem tak wielkim, ze oczy jej nie mogły już płakać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl