[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a był to odebrany
Kurufinowi Angrist  i wyłuskał Silmaril z żelaznych pazurów, którymi klej-
not był przymocowany do korony.
Gdy zamknął zdobycz w dłoni, blask przenikał przez jego żywe ciało tak,
że ręka wyglądała jak świecąca się latarnia. Klejnot wszakże nie sprzeciwiał się
166
zdobywcy i nie ranił go. Berenowi przyszło na myśl, że mógłby zrobić więcej, niż
obiecał Thingolowi, i zabrać z Angbandu wszystkie trzy skarby Feanora, lecz taki
los nie był sądzony Silmarilom. Ostrze Angrista pękło i stalowa drzazga prysnęła
w powietrze, trafiając w policzek Morgotha, który jęknął i drgnął, a wszyscy jego
wojownicy poruszyli się we śnie.
Wtedy strach ogarnął Berena i Luthien, więc puścili się pędem ku wyjściu na
nic nie bacząc i bez przebrania; byle jak najprędzej ujrzeć znowu światło dzienne.
Nie natknęli się na żadne przeszkody i nie byli ścigani, lecz Bramy bronił strażnik,
Karcharoth który ocknął się już i stał gniewny w progu Angbandu. Zanim go
zobaczyli, on ich spostrzegł i dopadł biegnących. Luthien była bardzo zmęczona,
nie miała czasu ani sił, by uśmierzyć bestię. Lecz Beren ją osłonił, wznosząc rękę
zaciśniętą na Silmarilu. Karcharoth zatrzymał się i na chwilę ogarną go lęk.
 Precz stąd, uciekaj!  krzyknął Beren.  Oto jest ogień, który zniszczy
i ciebie, i wszystkie złe stwory świata!  Mówiąc to błysnął Silmarilem przed
ślepiami wilka.
Lecz Karcharoth spojrzał na święty klejnot i wcale się nie zląkł, tylko żar-
łoczny duch nagle ocknął się w nim i rozpłomienił; chwycił zębami rękę Berena
i odgryzł ją w nadgarstku. Natychmiast poczuł piekący ból we wnętrznościach,
gdy Silmaril sparzył jego przeklęte ciało; uciekł więc wyjąc tak, że ściany doliny
przed Bramą odbijały echo jego bolesnej skargi. Tak był straszny w tym szale,
że wszelkie żywe istoty, które wówczas przebywały w dolinie lub ku niej zdąża-
ły, umykały w popłochu. Karcharoth bowiem zabijał każde stworzenie na swojej
drodze i pędząc z Północy szerzył spustoszenie wszędzie, gdzie się zjawił. Ze
wszystkich okropności, jakie nawiedziły Beleriand przed upadkiem Angbandu,
najstraszliwszy był szał Karcharotha, bo wstąpiła w niego wtedy moc Silmarila.
Tymczasem Beren leżał zemdlony na progu niebezpiecznej Bramy i śmierć
zbliżała się do niego, bo jad był w kłach wilka. Luthien wyssała truciznę z okrop-
nej rany i próbowała ją zagoić, skupiając resztkę swoich czarodziejskich sił. Lecz
za nimi w czeluściach Angbandu narastał zgiełk i pomruk straszliwego gniewu.
Zbudziły się zastępy Morgotha.
Zdawało się, że wyprawa po Silmaril zakończy się klęską i rozpaczą, lecz
w tym momencie nad ścianą doliny ukazały się trzy potężne ptaki lecące ku pół-
nocy na skrzydłach ściglejszych nizli wiatr.
Wiadomość o wyprawie Berena i grożących mu niebezpieczeństwach rozeszła
się bowiem wśród zwierząt i ptaków, a Huan sam prosił wszystkie stworzenia, aby
czuwały i w razie potrzeby pospieszyły mu z pomocą. Thorondor i jego podwładni
wzbili się więc wysoko nad królestwo Morgotha, a ujrzawszy szaleństwo Wilka
i upadek Berena opuścili się w dół w chwili, gdy siły Angbandu zerwały z siebie
więzy snu.
Orły porwały Luthien i Berena, uniosły ich w powietrze aż w obłoki.
Pod nimi nagle przetoczył się grzmot, pioruny strzeliły z ziemi ku niebu, gó-
167
ry zatrzęsły się w posadach. Thangorodrim buchnął ogniem i dymem, miotając
płomienne pociski na całą okolicę i wszędzie szerząc spustoszenie. Noldorowie
w Hithlumie zadrżeli z przerażenia. Lecz Thorondor leciał wysoko nad ziemią
i wybierał podniebne szlaki, na których słońce nie przyćmione świeci przez dzień
cały, a księżyc przesuwa się pomiędzy nie osłoniętymi przez chmury gwiazdami.
Tak przemknęli szybko nad Dor-nu-Fauglith i Taur-nu-Fuin aż do ukrytej doliny
Tumladen. Ani obłoki, ani mgły nie przesłaniały widoku, więc Luthien zobaczyła
daleko w dole jak gdyby blask drogocennego zielonego kamienia, światło pięk-
nego Gondolinu, siedziby Turgona. Lecz zapłakała, myśląc, że Beren umrze nie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl