[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią. Nie zabroniono mi tego, a byłem w końcu jej ojcem. Wiedziałem, że ma ogromne
zdolności, ale...
Oczywiście musiałem być bardzo ostrożny. Oprócz swej matki, Polgara znała mnie
najlepiej na świecie i podejrzewałem, że potrafiłaby wyczuć moją obecność z odległości
dziesięciu lig. Podążając za nią na północ wzdłuż granicy z Ulgolandem ogromnie
powiększyłem swój repertuar wcieleń. Myślę, że niemal co godzinę zmieniałem postać.
Posunąłem się nawet do tego, że pewnego wieczoru, by obserwować, jak rozbija obóz,
przybrałem postać myszy polnej. Mało brakowało, abym dokończył żywota w szponach
sowy.
Moja córka nie dawała po sobie poznać, czy wie o tym, iż ją śledzę, ale z Polgara nigdy nic
nie wiadomo. Przeszła przez góry do Muros, po czym skręciła na południe, w kierunku
Arendii. To obudziło mój niepokój.
Jak mogłem się spodziewać, została zaczepiona przez wacuńskich Arendów na drodze
wiodącej do Vo Wacune. Arendo-wie są zwykle bardzo uprzejmi względem dam, ale ta
grupka chyba zostawiła swe dobre maniery w domu. Dość nieuprzejmie ją przepytali i
oświadczyli, że skoro nie ma eskorty, to będą musieli się nią zaopiekować.
Nie uwierzycie, jak gładko sobie z tym poradziła. Protestowała właśnie gwałtownie, gdy
pomiędzy jednym a drugim oburzonym słowem, uśpiła ich wszystkich. Nie zauważyłbym
nawet tego, gdyby nie wykonała drobnego gestu ostrzegawczego. Rozmawiałem już z nią o
tym kilkakrotnie, ale ona nadal uważała, że samo Słowo uwalniające Wolę nie wystarcza.
Zawsze czuła potrzebę dodania gestu.
Wacuńscy Arendowie zasnęli natychmiast, nie trudząc się zamykaniem oczu. Uśpiła nawet
ich konie. Potem odjechała, mrucząc pod nosem. Po kilku milach zebrała Wolę i
powiedziała: Zbudzcie się", ponownie machając ręką.
Arendowie nie zdawali sobie sprawy z tego, że właśnie ucięli sobie drzemkę, więc wydawało
im się, że Pol po prostu zniknęła. Czar lub magia, wszystko jedno jak to nazwiecie,
denerwował Arendów, więc postanowili nie jechać za nią - co nie znaczy, że wiedzieli, w
którą stronę pojechała.
Polgara nie wyjawiła mi żadnych szczegółów na temat swego zadania w Arendii, toteż nadal
musiałem za nią podążać. Jednak po tym spotkaniu w lesie kierowała mną bardziej
ciekawość niż obawa o jej bezpieczeństwo. Wiedziałem, że potrafi zatroszczyć się o siebie.
Pojechała do Vo Wacune. Po dotarciu do bram miasta, z władczą miną zażądała, aby
zaprowadzono ją do pałacu księcia.
Ze wszystkich miast starożytnej Arendii, Vo Wacune było najprzyjemniejsze. Targi bydła
w Muros przynosiły Arendom wacuńskim niezły dochód, dlatego pod dostatkiem mieli
pieniędzy na architektoniczne przedsięwzięcia. U podnóża wzgórz, na wschód od miasta
znajdowały się kamieniołomy marmuru, a pokryte marmurem domy zawsze ładniej
wyglądały od budowli z innego kamienia. Vo Astur było zbudowane z granitu, Vo Mimbre z
żółtego kamienia, tak obficie występującego w południowej Arendii. W tym wypadku
chodziło jednak o coś więcej. Vo Astur i Vo Mimbre były twierdzami i wyglądały jak
twierdze, zwaliste i nieładne. Marmurowe Vo Wacune wyglądało jak miasto ze snów. Miało
wysokie, delikatne wieżyczki, szerokie, cieniste ulice i wiele ogrodów i parków. Za każdym
razem, gdy czytacie opis jakiegoś tajemniczego miasta niewysłowionej urody, możecie być
pewni, że powstał w oparciu o opis Vo Wacune.
Z zagajnika w pobliżu bramy obserwowałem, jak Pol wjeżdża do miasta. Potem, po chwili
zastanowienia, ponownie zmieniłem postać. Arendowie bardzo lubią psy myśliwskie, więc
przybrałem postać psa i poszedłem za nią. Książę uzna, że jestem jej psem, a ona dojdzie do
wniosku, że należę do niego.
- Wasza miłość - pozdrowiła księcia z głębokim ukłonem. - Koniecznie musimy
porozmawiać na osobności. Swe myśli muszę ci wyjawić z dala od uszu innych.
- To nie leży w zwyczaju, lady... ? - Książę zawiesił głos. Bardzo chciał wiedzieć, kim był po
królewsku wyglądający gość.
- Przedstawię się, gdy zostaniemy sami, wasza miłość. W biednej Arendii wszędzie pełno
nieprzyjaznych uszu, a wieść o mej wizycie nie może dotrzeć ani do Vo Mimbre, ani do Vo
Astur. Twe królestwo zagrożone jest, wasza miłość, a ja przybyłam, aby temu zaradzić.
Gdzie nauczyła się mówić tym archaicznym językiem?
- Maniery twe i zachowanie takie są, iż skłonny jestem udzielić ci posłuchania, lady - odparł
książę. - Oddalmy się zatem, abyś mogła przekazać mi te najwyższej wagi wieści. -Wstał z
tronu, podał ramię Pol i wyprowadził ją z sali.
Powlokłem się za nimi, stukając pazurami po posadzce. Szlachta arendzka zawsze
pozwalała swym psom biegać po domach, więc nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jednakże
książę odgonił mnie, a sam z Pol wszedł do komnaty na końcu korytarza. To nie był jednak
żaden problem. Skuliłem się na podłodze z głową przy drzwiach.
- A teraz, lady - powiedział książę - proszę, wyjaw mi swe imię.
- Nazywam się Polgara - odparła, porzucając kwiecistą mowę. - Być może o mnie słyszałeś.
- Córka Prastarego Belgaratha? - Książę wydawał się oszołomiony.
- Zgadza się. Ostatnio otrzymywałeś złe rady, wasza miłość. Tolnedrański kupiec
utrzymywał, iż mówił w imieniu Rana Yor-due XVII. A tak nie było. Ród Yordue nie
proponuje ci przymierza. Jeśli posłuchasz jego rady i zaatakujesz terytorium Mimbrate,
legiony nie przybędą ci z pomocą. Jeśli złamiesz przymierze z Mimbrate, oni natychmiast
sprzymierzą się z Asturami i to będzie twój koniec.
- Kupiec tolnedrański miał dokumenty, lady Polgaro - zaprotestował książę. - Miały pieczęć
samego Rana Yordue.
- Nie tak trudno podrobić imperialną pieczęć, wasza miłość. Mogę ci taką zrobić choćby
zaraz.
- Skoro Tolnedranin nie mówił w imieniu Rana Yordue, to w czyim?
- On występował w interesie Ctuchika, wasza miłość. Mur-gowie pragną, by na Zachodzie
panował niepokój. Arendia, targana tą nie kończącą się wojną domową, jest najlepszym
miejscem na nowe ognisko zapalne. Zrób z kłamliwym Tolnedrani-nem, co chcesz. Ja
muszę udać się do Vo Astur, a potem do Vo Mimbre. Plan Ctuchika jest bardzo złożony i
jeśli się powiedzie, jego ostatecznym wynikiem będzie wojna pomiędzy Arendia i Tolnedrą.
- To być nie może! - wykrzyknął książę. - Przy takim rozbiciu legiony nas zetrą w proch!
- Otóż to. A wówczas zostaną wciągnięci Alornowie i wybuchnie ogólna wojna. Nic bardziej
nie zadowoliłoby Ctuchika.
- Wydobędę potwierdzenie tego głupiego spisku z Tolnedranina, lady Polgaro - powiedział. -
Ręczę za to swym słowem.
Drzwi otworzyły się i książę przeszedł nade mną. Jeśli psy dostatecznie długo kręcą ci się
pod nogami, to przestajesz je zauważać.
Polgara jednak nie dała się nabrać.
- W porządku, ojcze - odezwała się znużonym tonem - możesz już wracać do domu. Bardzo
dobrze potrafię sobie radzić bez ciebie.
I prawdę powiedziawszy, radziła sobie. Jednakże nadal ją śledziłem. Udała się do Vo Astur
i przeprowadziła z księciem Asturii podobną rozmowę jak z księciem Vo Wacune. Potem
pojechała do Vo Mimbre i ich również ostrzegła. W trakcie tej jednej podróży zniszczyła
coś, czego zbudowanie zajęło strupieszałemu Ctuchikowi pewnie z dziesięć lat. Nigdy jej nie
spotkał, a już miał powody, by jej nienawidzić.
Wyjaśniła mi to wszystko, gdy wróciliśmy do Doliny - po tym jak zrugała mnie za łażenie za
sobą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]