[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wysłuchać gry na fortepianie i śpiewu Eustacji i
Araminty. Wprawdzie panny prezentowały całkiem
znośne umiejętności, Georgiana nie była jednak w
odpowiednim nastroju, by czerpać przyjemność z ich
muzykowania.
- A pani, Georgiano? - spytał Ashdowne, pochylając
się nad nią. - Czy pani nic nam nie zaśpiewa?
Panna Bellewether prychnęła lekceważąco.
- Mogłabym, jeśli chce pan posłuchać skrzypienia, od
którego kolacja podchodzi z powrotem do gardła.
Dzwięczny śmiech markiza natychmiast zwrócił
uwagę pozostałych biesiadników. Matka zmarszczyła
czoło, ojciec szeroko się uśmiechnął, a siostry nadąsały.
Naturalnie szansa na poważną rozmowę była stracona.
Georgiana głośno westchnęła, a potem zaczęła stukać
czubkiem pantofla o podłogę. Wkrótce jednak
przeszkodził jej w tym but Ashdowne'a. Spiorunowała
markiza wzrokiem, ale wywołało to następny wybuch
śmiechu tego nieznośnego człowieka.
Jak mógł spokojnie udawać, że z przyjemnością
słucha bardzo przeciętnie muzykujących panien, podczas
gdy ona siedziała jak na szpilkach i nie mogła się
doczekać końca? Dosłownie kipiała ze złości. Nigdy nie
mogła zgadnąć, czego się spodziewać po tym człowieku.
Najpierw uważała go za wyniosłego gbura, szybko jednak
okazało się, że jest dla niej wspaniałym partnerem do
rozmów. Ale gdy zaczęła uznawać jego intelektualny
wkład w śledztwo, nagle odkryła również inne strony
jego charakteru. Zobaczyła, jak wygląda, gdy jest wesoły,
prowokujący, uroczy... zmysłowy.
Drażniła ją zmienność jego natury, ale z drugiej
strony naprawdę potrzebowała urozmaicenia. Może
właśnie dlatego, że jej życie było nużąco zwyczajne, a
rodzina i znajomi tuzinkowi.
Dość tego, postanowiła nie wiadomo który raz, była
bowiem coraz bardziej przekonana, że musi zakończyć
współpracę z markizem. Gdy już pozbędzie się tego
dziwnego człowieka, odzyska równowagę i znowu będzie
mogła oprzeć swoje życie na fundamencie logiki i
rozumowania, krótko mówiąc, na podnietach typu
intelektualnego. I nawet jeśli jej ciało zamierzało się
przeciw temu buntować, to ani myślała mu ulegać.
Z zadumy wyrwał ją Ashdowne, który wstał i zaczął
uprzejmie bić brawo. Wyglądało na to, że koncert dobiegł
końca.
- Dziękuję za muzykę - powiedział, definitywnie
stawiając kropkę nad i Georgiana odetchnęła z ulgą. - A
teraz, panno Bellewether, liczę, że dotrzyma pani
obietnicy i pokaże mi ogród.
Przez chwilę Georgiana patrzyła na niego
zdezorientowana. Wreszcie pojęła, że jest to odpowiedz
na jej próby nawiązania osobistej rozmowy, więc również
wstała.
- Naturalnie - potwierdziła.
- Ogród? - W tonie matki było słychać dezaprobatę
dla tego pomysłu, ale ojciec nie zwrócił na to uwagi i
grzmiącym głosem udzielił przyzwolenia.
- Idz, dziecko, pokazać milordowi ogród, tylko nie za
długo. - Puścił do niej oko, a Georgiana poczuła, że
płonie ze wstydu. Wydawało jej się niemożliwe, by
rodzice pomyśleli, że markiz i ona szukają samotności,
bo... bo chcą flirtować. Policzki jej poczerwieniały, ale
Ashdowne zachował niezmącony spokój. Mimo
protestów młodszych sióstr ruszyli ku wysokim drzwiom
prowadzącym na dwór.
Większość ogrodów w Bath była mała i ten nie
stanowił wyjątku. Panował w nim mrok. Niedawno spadł
deszcz i wokół snuła się mgła, która Georgianie wydała
się irytująca. Wpatrywała się w opar z poczuciem
zawodu, bo w taki wieczór wielebny mógł zrobić
wszystko, co mu się żywnie spodoba. Czy na przykład
właśnie w tej chwili nie pozbywał się dowodów
przestępstwa? - pomyślała ze złością.
Gdy Ashdowne stanął obok niej, zapomniała o całej
sprawie. Przed chwilą mgła wydawała jej się ogłupiająca,
zamazywała bowiem obraz świata, a teraz jawiła się
czymś romantycznym, otoczyła ich bowiem delikatnym
welonem, jakby chciała stworzyć dla nich całkiem
odrębny świat. Georgiana złapała się na tej myśli i aż
zadrżała ze zgrozy, że poddaje się takim romantycznym
nastrojom.
Wyraznie nie była sobą. Potwierdzała to również
niedorzeczna reakcja jej ciała. Georgiana cofnęła się o
krok, szukając ratunku w większym dystansie między nią
a markizem, lecz niewiele to dało. Wiedziała, że musi
zacząć rozmowę, zanim do reszty straci rozum,
odchrząknęła więc i wbiła wzrok w buty Ashdowne'a.
- Milordzie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]