[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
W naturalny sposób przyjazna i pomysłowa Gina podarowała rodzinie coś, czego
nie mogła już jej zabrać. Zawsze była hojna, ale tym razem przeszła samą siebie - jak
gdyby za jednym zamachem dała im wszystkie gwiazdkowe prezenty świata. Nie mogli
jej odmówić.
Po raz pierwszy w życiu Dizo schował dumę do kieszeni, ponieważ w końcu odna-
lazł tę Ginę, którą uwielbiał. Pragnął wszystkiego, co miała do zaoferowania.
Babcia odchrząknęła głośno, ściągając go na ziemię.
- Dlaczego stoisz na korytarzu? Chodz i powiedz mi, czym wszyscy się tak gorącz-
kują.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka.
- Oświecę cię, kiedy ty mi najpierw coś powiesz.
- Nie mogę złamać obietnicy, wiesz o tym.
- Czyli jednak jest jakiś sekret.
- W pewnym sensie.
- Mówisz zagadkami.
- Więc przestań wścibiać nos w nie swoje sprawy - wypaliła.
Babcia była twardą kobietą, która potrafiła utrzymać rodzinę w ryzach. Zawsze
powtarzała wnukowi, by marzył o lepszym życiu, a pewnego dnia stanie się ono jego
udziałem.
Niewiarygodne, ale marzenie naprawdę się spełniło, tak jak przewidziała, choć
przyszło mu zapłacić za nie wysoką cenę. Gina nigdy nie zrealizuje celu swojego życia.
Dizo zrozumiał to zbyt pózno. Teraz nie można już zatrzymać biegu wydarzeń, trzeba
będzie z tym żyć.
Zwierzył się babci i licząc na jej radę, zapytał:
- Co mam robić?
- Iść powoli do przodu.
Nie tego się spodziewał, ale na więcej mądrości ze strony babci nie mógł teraz li-
czyć. Wyglądała na zmęczoną. Wieczorny lek zaczął działać.
- Buonanotte, cara. Rano opowiem ci o prezencie Giny.
R
L
T
Pocałowawszy ją w czoło, wrócił do salonu. Impreza chyba dobiegła końca. Po-
szukał wzrokiem Giny.
- Gdzie moja żona? - zapytał.
- Giovanni pokazał jej skuter, który kupił w zeszłym miesiącu, i zaproponował
przejażdżkę. Wrócą za parę minut. - Wuj trącił go w ramię. - Napij się ze mną. Zachowa-
łem tę butelkę canonnau na specjalną okazję. - Nalał dwa kieliszki.
Kieliszek na uczczenie ślubu. I na tym koniec. Dziś wieczorem musi być trzezwy.
Powoli, powiedziała babcia. Od dziś to będzie jego motto. Gina założyła, że nie będzie
nocy poślubnej. Myliła się.
Kiedy Giovanni i Gina wrócili z przejażdżki, Dizo i wuj stali przed domem.
Przyjęła zaproszenie kuzyna Diza po to, by jej mąż mógł spokojnie porozmawiać z
babcią. Giovanni obwiózł ją po sąsiadach, przedstawiając każdemu, a do tego nauczył
kilku słów w dialekcie sardyńskim. Gdy się zatrzymali, nie potrafiła opanować śmiechu.
Nastrój Diza wcale się nie poprawił. Podszedł do skutera i pomógł jej zsiąść. Z
pewnością uważał, że nie przystoi jej takie zachowanie, ale nie potrafiła odgadnąć jego
prawdziwych myśli kryjących się za zasłoną przenikliwych oczu.
- Dobrze się bawiłaś?
- Pewnie! Gio prowadzi jak zawodowiec.
- Gio? - Dizo nawet nie próbował ukryć zaskoczenia.
Chyba go to nie bawiło. Dlaczego?
- To moje nowe przezwisko - wyjaśnił Giovanni z niekłamaną satysfakcją, szcze-
rząc zęby do Giny.
- No wiesz, Dizo. Takie jak twoje - przypomniała mu. - Gio mógłby niezle prze-
wiezć mojego brata. Kiedy wszyscy zjawią się w Capriccio, Lucca będzie musiał poży-
czyć mu motor. Może nawet wybiorą się na tor w Monako.
- Jutro zapraszam na kolejną przejażdżkę.
- To miło z twojej strony - zaczął Dizo, zanim Gina otworzyła usta - ale obawiam
się, że już nas tu nie będzie.
Regina posłała mężowi pytające spojrzenie.
Dizo spojrzał Ginie w oczy, dając znak, żeby mu nie zaprzeczała.
R
L
T
- Jesteśmy w podróży poślubnej.
- Wiem, ale myślałem, że zostaniecie nieco dłużej.
- No tak, ale mamy już pewne plany.
Ginie zrobiło się żal biednego Gia.
- Wiesz co, jeśli zajrzymy do was przed wyjazdem, dam ci znać. A jak nie, to zo-
baczymy się w Castelmare.
Sprawiał wrażenie zawiedzionego, ale szybko znalazł pociechę.
- Super. Ciao, Dinozzo. - Skinął głową wujowi, a potem posłał Ginie promienny
uśmiech. - Ciao, Gina. Jesteś najlepszą niespodzianką, jaka trafiła się tej rodzinie. - I ru-
szył do domu oddalonego o kilka kilometrów od farmy.
Gina spojrzała na Diza, którego zbolała mina cały czas świadczyła, jak zle się czuł
w nowej roli. Przypomniała sobie, że ostatniej nocy nie spał, ponieważ martwił się o nią.
Na szczęście stały ląd ukoił ból. Dziś mógł się wyspać w spokoju, pewny, że Gina jest
cała i zdrowa.
Widziała tylko jeden szkopuł. Aóżko było podwójne, a Dizo był wielkim umię-
śnionym facetem, który potrzebował dużo miejsca. Nie mogła poprosić wuja o posłanie
w innym pokoju, pozostało jej więc umościć się na brzeżku materaca i przetrwać do rana.
Z tym postanowieniem podziękowała wujowi za gościnę i ruszyła do środka. Ro-
dzina rozeszła się już do pokoi.
Przebywanie pod jednym dachem w tak bliskiej odległości z tak dużą liczbą ludzi
było dla niej czymś nowym. Polubiła jednak przytulność domku na farmie, przypo-
mniawszy sobie, jak samotna się czuła w skrzydle pałacu przeznaczonym wyłącznie dla
niej samej. Musiała przyznać, że to dzięki Dizowi.
Zabrakło jej tchu, gdy pomyślała, że za chwilę położy się z nim do łóżka. Zeszłej
nocy zbyt się denerwowała i zbytnio zmogła ją choroba morska, by mogła myśleć o
czymkolwiek poza kołysaniem promu. Dziś wyobrażała sobie jedynie swoje pragnienie.
Dizo wszedł do sypialni tuż za nią. Jej tętno raptownie przyspieszyło. Zamknąwszy
za sobą drzwi łazienki, zdjęła ubranie i włożyła prostą, żółtą, sięgającą kolan koszulę
nocną bez rękawów, bardzo powiewną. Umyła się, spakowała walizkę i pomyślała, że
teraz wystarczy już tylko wyjść na spotkanie męża.
R
L
T
Przez uchylone drzwi zauważyła, że nie zgasił światła. Wpadła do pokoju jak opa-
rzona i wyłączyła światło, a dopiero potem zamknęła za sobą drzwi. W półmroku widzia-
ła, że Dizo leży na brzegu łóżka, na boku, odwrócony do niej tyłem. Tak było łatwiej.
Wsunęła się pod kołdrę i również odwróciła do niego plecami.
- Gina?
Dzwięk jego głębokiego głosu pobudził jej zmysły.
- Tak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]