[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dużo, ale mięsnych... Krew się odrobi...
Zajął się zaraz gorąco.
Na ręce go wziąć i na posłanie moje! krzyczał. Truchlicę choć za włosy mi ciągnąć, aby z zielem
tu bywała, a razno!
Gdy Lasotę ludzie podnieśli, choć zęby ścinał, krzyk mu się wyrwał. Niewiasty zawtórowały jękiem.
Wstydz się! zawołał Dersław. Co ból znaczy, gdy człowiek w sobie serce ma? Zmiej się! Będziesz
zdrów jak ryba. Truchlica ma zioła, co goją, choćby ogień był w ranie. A, dawajcie Truchlicę!
Może lepiej niż zioła baby podziałały na Lasotę piękne łzawe oczy Piotruszy, która z matką za chorym
poszła.
Dersław konia odprawił i został przy Lasocie, po męsku się nim zajmując.
Gdy Truchlica oglądała rany i okładała je a lepiła, ów opowiadał, jak niegdyś posiekany leczył się i wylizał
dzięki temu (wedle jego przekonania), że miał rozum, bo jadł i pił ciągle, a nie dał życiu w sobie zagasnąć.
Wnet krupnik kazał warzyć tłusto dla Lasoty, a tak był pewien, że z pomocą Truchlicy, owczarza i
krupników zdrowie rychło powróci, iż chciał czekać z podróżą do Poznania, ażby się Nałęcz dzwignął.
Być może, iż zawsze podejrzewając powinowatego i Piotruszę o serdeczniejszy, niż go sobie życzył,
stosunek, wolałby był chorego z niewiastami samymi nie porzucać. A tu znowu sprawa ogólna na sercu mu
leżała.
Z Lasoty dobywszy, co tylko on wiedział o księciu i jak o nim sądził, dłuższy czas z nim spędziwszy,
Dersław zawyrokował:
Na tego Piasta-znoska nie ma się co nam oglądać, darmo! Trzeba się wyrzec wszelakiej myśli o nim.
Sprzeciwiałem się temu, gdy Przedpełk, Szczepan z Trląga i Wyszota, powróciwszy, zawyrokowali o nim, że z
niego nic nie wyrośnie; myślałem, że wprost podrażnił ich i zli nań byli, ale teraz widzę, że to duda jest, w którą
dąć potrzeba nieustannie, aby jaki taki głos wydała. Więc precz z tymi dudami! Niech się na nią nie oglądają
nasi, trzeba Ziemowita Mazura uprosić... Ci wiedzą, czego chcą i dokąd idą.
Właśnie z tym postanowieniem pilno było na zjazd Dersławowi, lecz że do Poznania się, czekając na
wyzdrowienie Lasoty, opóznił, a niechętni królowi mieli się zebrać w Gnieznie, tam i stary pospieszył. Nie był
na zjezdzie w Koszycach na Węgrzech i mało co wiedział o skutkach jego, chciał się o tym dowiedzieć, i
wnieść, aby się już Białego i na nim pokładanych wyrzeczono nadziei.
Gniezno wybrali sobie wielkopolscy malkontenci dlatego może, iż tam i najliczniejszy ich zjazd mógł
przejść nie postrzeżony, bo go bodaj niedziela, święto i pobożność usprawiedliwiały.
Zaleciwszy więc żonie, aby na Truchlicę zdała pilność około chorego, a Piotruszy do niego na straż nie
posyłała, z dodatkiem, że młody, choć posiekany, niebezpieczny, Dersław podjadłszy dobrze, napiwszy się i
pożegnawszy, do Gniezna wyruszył.
Znalazł tam już ludzi znacznych wielką gromadę i niemal wszystkich tych, którzy z Węgier powracali.
Ponieważ na zamku arcybiskupim ani w żadnym gmachu widoczniejszym nie mogli się zebrać przybyli,
musiano obradować w szopie.
Jedną z nich przy gospodzie obszerną oczyszczono z wozów i śmiecia, tatarkiem wysypano i jedlinką,
poustawiano stoły i ławy, podesłano słomę pod nogi, i niewymyślne rycerstwo ówczesne, jakby w
najwykwintniejszych gmachach, znajdowało się pomieszczonym wygodnie.
Krom tych, którzy stronę króla i starej królowej trzymali, a z Krakowianami byli związani, znalazło się tu
prawie wszystko, co Wielkopolska miała najdostojniejszego. Nałęczów szczególniej, rozrodzonych bujnie, było
mnogo. Duchowieństwo też z różnych stron licznie się zjechało.
Domagano się naprzód od tych, co w Koszycach byli, aby o przebiegu sprawy z królem Ludwikiem dali
wiadomość. Wieść już była tu doszła, że król naprzód, nie mając męskiego następcy po sobie, żądał, aby się
Polacy zgodzili na przyjęcie za królowę córki Katarzyny, przeciwko czemu opór był wielki. Tymczasem
Katarzyna zmarła i po niej znowu na Marię przelać chciał król jej prawa.
Z tych, co z Koszyc powracali, za najwymowniejszego uchodził Pobożanin imieniem Spytek, na którego też
zakrzyczano zaraz, aby głos zabrał, może dlatego, że choć mąż był poważny i słowa łatwego, mawiał tak zawsze
wesoło o największych sprawach, że raczej do śmiechu niż do roznamiętnienia pobudzał. Spytek wstał, w boki
się wziął, spojrzał po zgromadzeniu i począł:
Miłościwi moi rzekł rad bym był, gdybyście mi z powodzenia i zwycięstwa kazali sobie liczbę
zdawać, a nie z pogromu, tymczasem i biedę a upokorzenie własne trzeba znać, aby się z nich dzwigać. Wiecie
to, że naprzód nami bez nas chciano rozporządzać i nawet do Koszyc na zjazd nie powołano Wielkopolski, aby
co Dobki i Zawisze postanowią, my przyjęli z pokorą.
Wrzawa mu przerwała. Spytek pomilczał, brodę poprawił, wąsa pokręcił i mówił dalej:
Rozmyślili się potem i zawołali nas do Koszyc. Jechaliśmy tedy tłumnie, a z tym postanowieniem, żeby
poradlnego nie dać i córki na tron nie dopuścić... Zwołano nas zrazu słodkimi słowy, na lep biorąc, którym
Krakowianie aż się oblizywali. Gdy przyszło do głosów, a Dobkowi wszyscy za soczewicę tron sprzedać
ofiarowali się, myśmy się oparli.
Huknięto znowu i przyklaśnięto wołaniem:
A, opierać się będziemy, po kądzieli tron nie pójdzie! Piast się znajdzie!
Spytek poczekał, dał znak ręką i mówił znowu:
Gdy Dobkowi zobaczyli, że przy swoim stoimy twardo, że nas ni starostwy, ni pieniędzmi, ni łaskami nie
kupią, poczęli naprzód grozić niełaską króla. Ano, kto łaską wzgardził, ten i na niełaskę zważać nie będzie.
Chodzili koło nas, chodzili, nie zmogli. Co dzień spodziewali się, że zmiękniemy, a na próżno. Jeden drugiego
pilnował. Duchowieństwo błogosławiło.
Ciągnęło się tak już dni kilka, aż na ostatek Jurga stary (tu wskazał na siedzącego) wniósł, że w Koszycach
nie mamy czego siedzieć dłużej, byśmy Krakowian bodaj porzuciwszy, tłumnie odjechali, azali bez nas co
poczną. Musiała o tym wieść zaraz prysnąć po mieście, bo oni zawsze ludzi na podsłuchach mieli, ulękli się
naszego postanowienia. Dobiesław z synem pobiegli do króla spłoszeni, wołając, że wszystko się wniwecz
obróci, gdy Wielkopolanie precz pójdą.
Dopieroż radzić.
A wiedzieć to trzeba, że to miasto Koszyce zewsząd jest warownymi murami opasane, ani do niego wlezć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]