[ Pobierz całość w formacie PDF ]
magazynów. Długowłosą, smukłą, w lśniąco granatowej, prostej, długiej sukni
odsłaniającej ramiona i dekolt. Włosy miała wysoko upięte, gładko zaczesane z
kilkoma uroczymi kosmykami luzno spuszczonymi na skroniach.
Była olśniewająca. Poczuł się onieśmielony.
- Wyglądasz cudownie. Chciałbym cię teraz namalować.
Lodowa Piękność, pomyślał. Chłodna, powściągliwa i niedostępna.
- Wzięłam sobie do serca twoje rady co do koloru. - Zastanawiała się,
dlaczego tak dziwnie na nią patrzy. - I nie mam żadnych bufek.
- Właśnie widzę. - Powinna mieć szafirowy naszyjnik. - Jest trochę
chłodno. Masz coś na wierzch?
- Tak.
Rozdrażniona jego tonem podeszła do łóżka i narzuciła szeroki jedwabny
szal. Właśnie wtedy zauważył, że suknia ma z tyłu rozcięcie sięgające ud.
- Przypuszczam, że wywołasz tym niemałą burzę. Ukłuło, ale zachowała
zimną krew.
- Jeśli nie podoba ci się moja suknia, powiedz to otwarcie. - Otuliła się
szalem. - Już za pózno, żebym się przebrała, ale uwierz mi, więcej jej nie włożę.
- Chwileczkę.
Chwycił jej dłoń. Wyczuł gładkość obrączki na palcu prawej ręki. Ciągle
była jego Laurą. Wystarczyło spojrzeć w jej oczy.
- Muszę przygotować Michaela - powiedziała, próbując przejść obok.
- Czy powinienem cię przepraszać za to, że jestem mężczyzną i bywam
zazdrosny?
Zamrugała.
- Nie włożyłam jej, żeby zwracać uwagę innych mężczyzn. Kupiłam ją, bo
mi się podobała i pasowała do mnie.
Dotknął jej twarzy.
- Spójrz na mnie. Pamiętaj, kim jestem, Lauro. Nie zniosę, gdybyś stale
porównywała mnie z kimś innym.
- Nie robię tego.
- Pewnie podświadomie, ale robisz.
- Chciałbyś, żebym zmieniła się w ciągu dwóch tygodni. Nie potrafię.
- Nie. - Pogładził palcem obrączkę. - Nie oczekuję tego, ale pamiętaj, że
należę to twojej terazniejszości, nie przeszłości.
- W ogóle go nie przypominasz. Tylko widzisz, lepiej jest przygotować się
na najgorsze, niż oczekiwać, że spotka nas wszystko, co najlepsze.
- Nie mogę obiecać ci tego, co najlepsze.
Nie dawał obietnic bez pokrycia. To była jego zaleta.
- Ale możesz mnie przytulić. - Zrobił to i napięcie opadło. - Ja też byłam
zazdrosna.
- Czyżby?
Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
- Wyglądasz bosko w tym garniturze.
- Naprawdę? - Poczuł się zarazem skrępowany jak i rozbawiony. - Nigdy
wcześniej nie widziałem cię w stroju wieczorowym.
- A ty wyglądasz jak bohater. Zaśmiał się, ujmując jej twarz.
- Nie żartuj sobie, aniele. Nie ma we mnie ani krztyny bohaterstwa.
- Mylisz się. - Jej głos brzmiał najzupełniej poważnie. - Dla mnie jesteś
prawdziwym bohaterem. Chociaż raz pozwól mi to powiedzieć otwarcie.
Wzruszył ramionami, po czym musnął palcem jej nos.
- Chodzmy po Michaela. Mama nie znosi spóznialskich i wie, jak
uprzykrzyć im życie.
Gabe nie uważał siebie za kogoś niezwykłego. Czuł się świetnie, dyskutując
o swojej pracy lub obstawiając wyniki meczów w nadchodzącym sezonie. Wolał
rozmawiać, niż spełniać dobre uczynki.
Kiedy ktoś uzna cię za bohatera, myślał, na pewno kiedyś go rozczarujesz.
Nie sprostasz nadmiernym oczekiwaniom, bo popełniasz błędy, nie znasz od-
powiedzi na wszystkie pytania, nie dostrzegasz światełka w ciemnościach. Brat
miał go za bohatera i oczywiście się zawiódł.
Michael uwielbiał takie przyjęcia, pomyślał Gabe, sącząc szampana.
Ubóstwiał towarzystwo, śmiech, gwar i plotki. Ludzie zakochiwali się w nim od
pierwszego wejrzenia. Był otwarty, zabawny, urokliwy i ciepły. Zawsze chętny do
pomocy, życzliwy, uczynny, pełen entuzjazmu. Bohater dnia codziennego, jedna z
tych wyjątkowych postaci, dzięki którym świat stawał się odrobinę lepszy.
Znał jednak umiar i gdy trzeba było, zachowywał dystans.
Dobry Boże, jak strasznie mu go brakowało. Byli tu ludzie, którzy znali
Michaela, przyjaznili się z nim. Gabe nie czuł się dobrze w domu rodziców, gdzie
dorastali i dzielili tak wiele.
Trzeba żyć dalej. Przeszłość, terazniejszość, przyszłość, normalna kolej
rzeczy. Gabe spojrzał na Laurę. Właśnie rozmawiała z jego ojcem.
Spotkał ją podczas szalejącej burzy śnieżnej, a niedługo potem trzymał w
objęciach jej synka. Zakochał się w niej cicho, niepostrzeżenie, bez fajerwerków,
bez miłosnych manewrów, bez uwodzenia. Najgłębszą prawdę mówi się szeptem.
To anioł zesłał Laurę w chwili, kiedy najbardziej jej potrzebował. Była mu
wdzięczna i gotowa ofiarować miłość w zamian za to, co jej dał. Były dni, kiedy
myślał, że to wystarczy.
Ale były też inne dni.
Chciał ją chwycić i bezustannie żądać, by patrzyła na niego, na to, kim jest i
co czuje. %7łeby zapomniała, co się kiedyś zdarzyło i zaufała temu, co dzieje się
teraz. Chciał wymazać z jej pamięci wszystkie chwile, które sprawiały, że
uśmiechała się niepewnie i z obawą. Ale wiedział też, że doświadczenia, dobre i
złe, ukształtowały Laurę, tę Laurę, którą pokochał. I domagał się wzajemności,
bez cienia wdzięczności i poddania. Wiedział jednak, że jego chęci się nie liczą.
Jedynie czas mógł coś zmienić.
Usłyszał śmiech i brzęk kieliszków. Aromat wina mieszał się z wonią
kwiatów i perfum. Poświata księżyca rozświetlała ciemny taras, a pokój tonął w
półmroku lamp. By choć przez chwilę zażyć samotności, Gabe wymknął się na
górę do synka.
- Mały staje się coraz bardziej podobny do ciebie. Stwierdzam to za każdym
razem, gdy go widzę - powiedział Cliff.
- Naprawdę tak uważasz? - rozpromieniła się Laura.
- Absolutnie, chociaż jeżeli chodzi o ciebie, nikt by nie uwierzył, że
niedawno urodziłaś dziecko.
- Pogładził jej policzek, co ją nieco onieśmieliło.
- Nasz Gabe ma znakomity gust.
- Cliff, wstydz się, flirtować z piękną kobietą za plecami żony.
- Witaj, Marion. Jak zwykle spózniona.
- Amanda już mi dała reprymendę. - Sącząc szampana, spojrzała uważnie
na Laurę. - A więc to jest ta tajemnicza Laura.
- Moja nowa córka. - Cliff uścisnął synową.
- Stara przyjaciółka, Marion Trussalt. Galeria Trussaltów wystawia prace
Gabe'a.
- Tak, wiem. Miło mi panią poznać.
Nie była ładną kobietą, zauważyła Laura. Przylizane, czarne włosy i ciemne
oczy nie lśniły żadnym pięknem. Miała na sobie obszerną kolorową tunikę, w
zamyśle demonstracyjnie swobodną, artystyczną , lecz tak naprawdę zbyt
wyszukaną, przez co efekt raził sztucznością.
- Oczywiście że miło, przecież łączy nas Gabe.
- Marion stukała paznokciami o kieliszek i uśmiechała się, ale jej oczy były
[ Pobierz całość w formacie PDF ]