[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cudowny olejek. Hans mi go polecił.
- Jaki Hans? - wyrwało mu się bezwiednie.
- Mój masa\ysta. Norweg o rękach artysty. Nauczył mnie najlepszych technik.
- Zało\ę się, \e tak - mruknął Nathan.
Jackie uśmiechnęła się złośliwie za jego plecami.
Bo\e, kto by się spodziewał, \e ten człowiek ma takie muskuły? Nigdy by nie
podejrzewała, \e pod tymi konserwatywnym strojami kryje się tak atletycznie umięśniona
sylwetka. Ubiegłej nocy, kiedy trzymał ją w objęciach, była zbyt oszołomiona, \eby zwrócić
na to uwagę. Powiodła rękami po jego ramionach.
- Jesteś fantastycznie zbudowany - powiedziała. - Czego, niestety, nie mogę
powiedzieć o sobie. Chodziłam przez jakiś czas na siłownię, ale, jak widać, bez widocznych
rezultatów. Tyle tylko, \e się obficie pociłam.
Dosyć tego, pomyślał Nathan. Jeszcze jeden uścisk tych smukłych palców, a gotów
popełnić jakieś niewybaczalne głupstwo. Odwrócił się na stołku i chwycił ją za ręce.
- Co ty wyprawiasz?!
Serce podskoczyło jej w piersi, zaraz jednak przypomniała sobie, \e jej nadrzędnym
celem jest zemsta.
- Próbuję ci pomóc, Nate - powiedziała łagodnie. - Człowiek spięty zle trawi.
- Nie jestem wcale spięty. I nie mów do mnie Nate!
- Przepraszam. Wiesz, \e do twarzy ci z takim spojrzeniem? O, takim.. . - Chciała
wykonać jakiś gest, ale Nathan trzymał ją mocno za ręce.
Nakazał sobie cierpliwość. Postanowił policzyć w myślach do dziesięciu, doszedł
jednak tylko do czterech.
- Uwa\aj, Jackie! Jak pamiętasz, umówiliśmy się na okres próbny. Nie wiem, jaką
prowadzisz grę, ale radzę ci, skończ z tym.
- Ja prowadzę jakąś grę? - Uśmiechnęła się, lecz w jej oczach po raz pierwszy pojawił
się zimny błysk, który z jakichś niepojętych powodów podniecił Nathana. - O czym ty
mówisz?
- Co takiego masz na ustach?
- Ach, to? - Jackie koniuszkiem języka oblizała wargi. - Przecie\ ka\da kobieta ma
prawo od czasu do czasu się umalować. Nie podobam ci się?
O nie, pomyślał, nie będzie się poni\ał, odpowiadając na takie pytania.
- Masz te\ coÅ› na oczach.
- Czy kosmetyki sÄ… na Florydzie zakazane? Wiesz co, Nate.. . przepraszam, Nathan -
zdaje się, \e coś ci odbiło. Chyba nie myślisz, \e próbuję cię.. . uwieść? - Uśmiechnęła się
wyzywająco. - Taki du\y, silny mę\czyzna potrafi się chyba obronić? Ale je\eli ci to
przeszkadza, obiecujÄ™, \e od dziÅ› nie tknÄ™ szminki. Co ty na to?
- Kto walczy nie fair, ładuje w błocie. - Jego głos zabrzmiał tak miękko i spokojnie, \e
Jackie niebacznie uwierzyła, i\ nadal to ona pociąga za sznurki.
- Tak mówią - Odrzuciła włosy i spojrzała na niego spod długich rzęs. - Rzecz w tym,
\e ja te\ potrafię się bronić.
Dopiero wtedy dotarło do niej, \e zle go oceniła, a takie pomyłki często bywają fatalne
w skutkach. Nathan przeszył ją cię\kim spojrzeniem, od którego serce zamarło jej w piersi.
Nagle wydało jej się, \e to Jake mierzy do niej z obu luf.
Wtedy zrozumiała, \e bez względu na to, jakie miała plany, tym razem będzie to coś
więcej ni\ tylko pocałunek. Tym razem to on będzie decydował co, gdzie i jak. Na nic się zda
jej paplanina i czarujące śmiechy.
Na dzwięk dzwonka do drzwi \adne z nich nie ruszyło się z miejsca. Serce Jackie
znowu o\yło i zaczęło boleśnie łomotać. Więc to dzwonek ją ocalił! Omal nie zachichotała
nerwowo. Nagle zrobiło jej się słabo.
- To musi być pani Grange - zauwa\yła. - Bądz łaskaw mnie puścić, Nathan, to
otworzę drzwi. A ty skończ spokojnie śniadanie.
Nathan puścił ją, ale dopiero po najdłu\szych dwudziestu sekundach w jej \yciu,
podczas których gotowa była zapomnieć o dzwonku i zrobić to, co sugerowało jego
spojrzenie. A potem odwrócił się do stołu i poczuł, \e nie ma ju\ ochoty na kawę, tylko na coś
mocniejszego.
Jackie tymczasem wymknęła się z kuchni. Miała nadzieję, \e jajka na jego talerzu
dawno wystygły.
Panią Grange polubiła niemal od pierwszego wejrzenia. Kiedy otworzyła drzwi,
zobaczyła tęgą kobietę w kretonowej sukni i adidasach. Pani Grange ju\ od progu zmierzyła
jÄ… badawczym wzrokiem.
- No, no.. . - mruknęła, wydymając wargi. Jackie z miejsca pojęła aluzję.
- Dzień dobry. Pani Grange, prawda? - Wyciągnęła z uśmiechem rękę. - Jestem Jackie
MacNamara. Nathan będzie miał mnie na głowie przez kilka tygodni. Wszystko przez to, \e
nie ma serca mnie wyrzucić. Jadła ju\ pani śniadanie?
- Godzinę temu. - Starsza pani weszła do domu i postawiła na podłodze pokazną
płócienną torbę. - MacNamara. - powtórzyła. - Musi pani być krewną tego, jak mu tam.. . ?
Jackie to wystarczyło.
- Przyznaję się bez bicia. To mój kuzyn. Ale ju\ go tu nie ma.
- Mała strata - prychnęła pani Grange, rozglądając się wokoło. Choć zauwa\yła świe\e
kwiaty w wazonach, postanowiła wstrzymać się z ostateczną oceną. - Powiem pani to samo
co jemu. Po świniach nie sprzątam.
- Ma pani absolutną rację. - Jackie obdarzyła ją promiennym uśmiechem i pomyślała,
\e jeśli drogi kuzynek Fred próbował oczarować gosposię, to trafił jak kulą w płot. -
Mieszkam w pokoju gościnnym, tym biało - niebieskim. Tam te\ pracuję, wiec je\eli poda mi
pani swój harmonogram, usunę się na ten czas, \eby pani mogła w spokoju posprzątać. Lunch
zaplanowałam na mniej więcej dwunastą trzydzieści - ciągnęła, a w myślach ju\ układała
takie menu, które pozwoliłoby pani Grange pozbyć się kilku kilogramów nadwagi.
Starsza pani znów zacisnęła usta. To rzadki przypadek, \eby pracodawca proponował
jej lunch. Na ogół traktowano ją z uprzejmą obojętnością, jak bezduszny automat do
sprzÄ…tania.
- Przyniosłam kanapki - powiedziała.
- To ju\ od pani zale\y, ale miałam nadzieję, \e zje pani z nami. Gdyby pani czegoś
potrzebowała, będę na górze. Nathan jest w kuchni. Zaparzyłam te\ świe\ą kawę. - Raz
jeszcze się uśmiechnęła, po czym ruszyła w stronę schodów.
Przez cały ranek Jackie słyszała szum odkurzacza i cię\kie kroki pani Grange w holu.
Z ulgą stwierdziła, \e odgłosy te nie przeszkadzają jej w pracy. Prawdziwy pisarz, powinien
mieć, jej zdaniem, na tyle \ywą wyobraznię, \eby móc wyeliminować wszelkie przeszkody z
zewnątrz. Kiedy wybiło południe, Jake i Sarah stali u progu kolejnej przygody.
Na lunch postanowiła przyrządzić sałatkę jarzynową Włączyła radio i nucąc, zabrała
się do roboty. Obmyślała przy tym kolejny rozdział. Kiedy Nathan wszedł do kuchni,
przyciszyła radio i postawiła przed nim miskę z sałatką.
- Mo\e być mro\ona kawa?
- Dobrze - mruknął obojętnie, lustrując ją zimnym wzrokiem. Jeden fałszywy krok, a
zaatakuje ją bez pardonu. Wprawdzie nie potrafił powiedzieć, na czym miałby polegać jej
fałszywy krok oraz jego atak, był jednak zdecydowany.
- Je\eli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym pózniej skorzystać z telefonu.
Oczywiście zapłacę za wszystkie zamiejscowe rozmowy.
- W porzÄ…dku.
- Dzięki. Myślę, \e czas dobrać się Fredowi do skóry.
- Co? - Nathan zastygł z widelcem w pół drogi do ust. - Co ty knujesz?
- Lepiej, \ebyś nie wiedział. O, zdecydowała się pani jednak, pani Grange.
Nathan odwrócił się, zirytowany, i spojrzał na gosposię.
- Pani Grange?
- Proszę, niech pani siada - odezwała się Jackie, zanim zdą\ył coś więcej powiedzieć. -
Mam nadzieję, \e będzie pani smakowało. To potrawa syryjska.
Pani Grange wgramoliła się na stołek i z powątpiewaniem popatrzyła na zawartość
salaterki.
- Chyba mi nie zaszkodzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl