[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ależ, monsieur - zaprotestowała. - To niemożliwe, by suknia była gotowa na dzisiaj wieczór.
- Potrzebuję jej o wiele wcześniej - powiedział, rozsądnie wsuwając jej do ręki kilka następnych
banknotów. - Chcę ją mieć na czwartą.
- C' est impossible! - Rozszerzyła ze zdumienia oczy.
- Bzdura. Nie ma rzeczy niemożliwych. - Podał jej małą skórzaną sakiewkę, wypchaną monetami.
Madame Bertrand wzięła mieszek i zważyła go w ręku.
- Czasami cuda się zdarzają - powiedziała, mrucząc 'z zadowolenia.
- To prawda. A mnie potrzebny jest cud. I to w kolorze błękitnym.
- Bleu?
- Właśnie w tym odcieniu. - Wyciągnął z pudła zakupiony wcześniej czepek.
Zdziwiona kobieta uniosła brwi.
- Chce mi pan powiedzieć, monsieur, że kupił najpierw kapelusz i pragnie, bym dopasowała do
niego suknię? I to wszystko ma być zrobione na czwartą?
- Tak - odparł po prostu.
- To będzie pana drogo kosztować - ostrzegła.
- Nie dbam o to.
Krawcowa ze znawstwem zmierzyła wzrokiem jego elegancki płaszcz i wspaniałe buty. Palce
zacisnęła mocniej na sakiewce.
- Tiens! W takim razie dokonam cudu.
- Wierzyłem, że tak będzie - odrzekł ufny przede wszystkim we własne możliwości.
Madame zakręciła się energicznie i zaczęła wydawać polecenia swoim asystentkom. Wkrótce
James siedział w przymierzalni i popijał wino, podczas gdy właścicielka przewracała do góry
nogami pracownię, aby zrealizować jego zamówienie.
- Ma być dokładnie w kolorze kapelusza?
- Dokładnie.
- A rozmiar?
- Nie mam pojęcia.
Zacisnęła usta, tak jakby w myślach liczyła do dziesięciu, by się uspokoić.
- Czy mniej więcej taki? - spytała mimo to uprzejmie i popchnęła jedną ze szwaczek.
- Och, nie. Caroline jest wyższa i ... szczuplejsza. Madame zniknęła za zasłoną i wróciła z następną
dziewczyną. Potrząsnął głową.
- Za wysoka i ma za mało ... - Nie zważając na trzymany kieliszek szampana, poruszył rękami, by
zademonstrować pełne kształty Caroline.
- Szersza w biuście? I średniego wzrostu? - odczytała madame.
Skinął głową.
Francuzka znów zniknęła za zasłoną.
- Gdzie jest Suzanne? Potrzebna mi Suzanne.
Kilka minut pózniej Suzanne, piękna szwaczka, została wepchnięta do pokoju.
- Jak ta, monsieur Ferrington?
- Tak. - Uśmiechnął się. - Właśnie. Ale nadal, za mało ... jakby tu powiedzieć? Obfita w biuście?
- Rozumiem - odparła madame.
- I węższa w biodrach.
- Dobrze. - Madame wyszła i pokoju razem z pomocnicą.
Szczęśliwy James popijał wino. Jeszcze nie robił zakupów dla kobiety. Bardzo mu się to podobało.
- Panie Ferrington, tak myślałam, że to pański głos usłyszałam.
Zaskoczony odwrócił się i w drzwiach ujrzał lady Lavenham, ubraną w wieczorową suknię. W stał
i lekko się ukłonił.
- Pani?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Pierwsza nie wytrzymała kobieta.
- Jestem zdziwiona, widząc pana u madame Bertrand.
Omiotła spojrzeniem pudła piętrzące się obok na krześle. - Nie wiedziałam, że lubi pan robić
zakupy dla kobiet.
Nic nie odpowiedział. Mógł udać, że kupuje coś dla matki albo dla sióstr, ale nagle odechciało mu
się kłamać. Wolał nie mieszać w to Caroline. Wystarczy, że udawał jej kuzyna.
Poza tym przestraszył się zachowania lady Lavenham. Stała wyprostowana, jej gniewne niebieskie
oczy patrzyły na niego zimno.
- Nic pan nie mówi? %7ładnych tłumaczeń? Wy, mężczyzni, zawsze macie jakieś kłamstwa do
dyspozycji. Chciałabym usłyszeć, co ma pan do powiedzenia.
W tej samej chwili madame Bertrand wpadła do pokoju w otoczeniu Suzanne i innych szwaczek.
- Voila; monsieur Ferrington! Dokonałam cudu.
Lady Lavenham syknęła na intruzkę .. Madame Bertrand zatrzymała się w miejscu.
- Czy przyszłam nie w porę?
- Nie - odparł James z niekłamaną ulgą.
Francuzka zobaczyła, jak dama z zaciekawieniem przygląda się przyniesionym sukniom.
- Może będzie lepiej, monsieur, jeśli wrócę za chwilę. Kiwnęła na pomocnice, by ruszyły za nią, ale
lady Lavenham zatrzymała ją.
- Nie, proszę nie wychodzić z mojego powodu. Przepraszam, że panu przeszkodziłam, panie
Ferrington.
Przyglądając się jej ostrożnie, jakby miał do czynienia z kobrą, zmusił się do serdeczności.
- Ależ wcale mi pani nie przeszkodziła, madame. Lady Lavenham uśmiechnęła się niemal miło.
- Zobaczymy się na balu u lordostwa Andrews?
- Mam zamiar tam przyjść.
- Dobrze. - Znów spojrzała na suknię. - Jestem pewna, że Lena nie będzie mogła się doczekać, żeby
pana zobaczyć.
- Ja również - zapewnił uprzejmie.
- A zatem do wieczora - powiedziała, wychodząc z pokoju. Zmarszczył brwi. Powinien potraktować
ją z większą finezją, ale jej niespodziewane wejście zaskoczyło go zupełnie. Teraz będzie mogła
posłużyć się tym spotkaniem jako wymówką, by odrzucić jego oświadczyny.
W zamyśleniu napił się wina. Przestał się tym już zupełnie przejmować. Co więcej, myśl, że stanie
się wolny od zobowiązań, zaczęła mu się nawet podobać.
Jego zamyślenie przerwał głos krawcowej.
- Suknia była zamówiona przez księżnę Bedford, możemy dodać perełki, o tu, w tym miejscu. -
Przyłożyła sznur perełek do gorsu sukni. - Wtedy suknia nabierze wizytowego charakteru.
- Kolor jest idealny.
Madame zauważyła jeszcze, że trzeba wypruć rękawy i na ich miejsce wszyć nowe, z białej satyny,
które teraz trzymała jedna z jej pomocnic. Przypinając je szpilkami, pokazała klientowi, jak
wszystko będzie wyglądać. Wkrótce udało jej się przekonać go, że prostą suknię rzeczywiście
można przemienić w strój balowy.
Caroline będzie wyglądała prześlicznie.
Kiedy madame wyjdzie od pana Ferringtona, przyślij ją do mnie - zwróciła się do służącej lady
Lavenham.
Wróciła do swej przymierzalni, kipiąc ze złości. Obserwowała Ferringtona, odkąd oświadczył się
jej najmłodszej córce. Według informacji nie miał kochanki.
Teraz wyglądało na to, że jednak się myliła. %7ładen mężczyzna nie spędziłby tyle czasu na
wybieraniu sukni dla własnej matki. .
Zupełnie nie zdziwiła jej ta nowina. Lavenham utrzymywał kochankę od lat. .
Znów owładnęło nią jakże znane, gorzkie uczucie. Nie poślubiłaby Lavenhama, gdyby jedyny
mężczyzna, którego kochała nad życie, nie zginął.
Nadal bolała nad śmiercią Roberta, ból był ciągle żywy i świeży, jakby to zdarzyło się wczoraj, a
nie trzydzieści lat temu. W oczach stanęły jej łzy. Ręce zaczęły się trząść. Usiadła na
wymoszczonym poduszkami krześle. Smutek nie opuszczał jej nigdy. Wzmagał się zwłaszcza
wtedy, gdy ogarniały ją bolesne wspomnienia.
Przez te wszystkie lata pozwalała jej przetrwać świadomość, że kobieta winna śmierci Roberta,
Minerva Pearson, cierpi za swój czyn. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl