[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Caroline.
_ Dopilnuję, by nic złego jej nie spotkało.
_ Ja również, ja również. - RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ wesoÅ‚o. - Dzi¬siejszy wieczór zapowiada siÄ™
interesująco. Do widzenia, panie Ferrington. Mam jeszcze do załatwienia mnóstwo spraw.
Zobaczymy siÄ™ wieczorem.
_ Do widzenia pani - powiedział, uniósłszy kapelusz.
Zciągnął lejce Trojana, spoglądając na odjeżdżający powóz.
Zobaczy dzisiaj wieczorem Caroline. Serce zabiło mu mocniej. Promienie słoneczne świeciły jakby
jaśniej, kolory stały się
żywsze, a życie wspaniałe.
Postara się, by Caroline wreszcie zdała sobie sprawe z tego, co ich łączy. Tak dalej już być nie
może. Całą noc śnił o niej, obudził się podniecony i płonący z nie spełnienia.
Tylko ona potrafiłaby ukoić dziką namietność, która pulsowała w jego żyłach. Przekona ją do siebie
i zdobędzie.
Może już nawet dzisiaj.
Jeśli zatańczy. Ale przecież nie zrobi tego ubrana na czarno" Wyciągnął zegarek i sprawdził, która
godzina. Za piętnaście dziesiąta. Daniel na pewno czeka na niego, by popracować nad
dokumentami przygotowywanymi na piÄ…tek.
Mial jednak teraz coś ważniejszego do roboty. Musi się upewnić, że Caroline będzie miała co
włożyć na bal. Im dłużej rozważał swój pomysł, tym bardziej się do niego zapalał. Nie znał się co
prawda na sprawach damskiej mody, ale wiedział, w jakim kolorze będzie jej najlepiej. Wyobraził
ją sobie w błękicie, żywym odcieniu szafirów i czystego jesiennego nieba. Kolor ten mógł najlepiej
podkreślić rudy odcień jej włosów.
Skierował konia ku pracowniom, ulokbwanym wokół giełdy. Tam na pewno będą wiedzieli, gdzie
mógłby kupić suknię na bal.
Trzy godziny pózniej był nadal w trakcie zakupów, zupełnie nie przejmując się oczekującym na
niego Danielem.
Tyle trzeba było rozważyć, wybierając damski kapelusz.
Odwiedził trzy modystki, zanim wybrał aksamitny czepek w kolorze egipskiej lapis lazuli,
ozdobiony strusimi piórami i wielką broszą z brylantem. Modystka zapewniła go, że to
odpowiednie nakrycie gÅ‚owy na bal. PodobaÅ‚o mu siÄ™. Cudow¬nie bÄ™dzie wyglÄ…dać na gÅ‚owie
Caroline.
Idąc za radą specjalistki, dokupił rękawiczki, buty i wreszcie, obładowany pudłami, znalazł się w
pracowni madame Bert¬rand, najlepszej krawcowej w Londynie. Modystka ostrzegÅ‚il go, że
znalezienie gotowej sukni na bal będzie bardzo trudne. Kiedy więc znalazł się u madame Bertrand,
powiedział, że chce rozmawiać z samą właścicielką.
Francuzka okazaÅ‚a siÄ™ chudÄ…, ale zgrabnÄ… kobietÄ… o kasz¬tanowych wÅ‚osach i brwiach tak
wydepilowanych, że nadawały jej wieczny wyraz lekceważenia. Wyłożył swoje żądania, wsuwając
w rękę kilka banknotów.
- Ależ, monsleur - zaprotestowała. - To niemożliwe, by suknia była gotowa na dzisiaj wieczór.
- Potrzebuję jej o wiele wcześniej - powiedział, rozsądnie wsuwając jej do ręki kilka następnych
banknotów. - Chcę ją mieć na czwartą.
- C' est impossible! - Rozszerzyła ze zdumienia oczy.
- Bzdura. Nie ma rzeczy niemożliwych. - Podał jej małą skórzaną sakiewkę, wypchaną monetami.
Madame Bertrand wzięła mieszek i zważyła go w ręku.
- Czasami cuda się zdarzają - powiedziała, mrucząc 'I. zadowolenia.
- To prawda. A mnie potrzebny jest cud. I to w kolorze błękitnym.
- Bleu?
- Właśnie w tym odcieniu. - Wyciągnął z pudła zakupiony wcześniej czepek.
Zdziwiona kobieta uniosła brwi.
- Chce mi pan powiedzieć, monsieur, że kupił najpierw kapelusz i pragnie, bym dopasowała do
niego suknię? I to wszystko ma być zrobione na czwartą?
- Tak - odparł po prostu.
- To będzie pana drogo kosztować - ostrzegła.
- Nie dbam o to.
Krawcowa ze znawstwem zmierzyÅ‚a wzrokiem jego elegan¬cki pÅ‚aszcz i wspaniaÅ‚e buty. Palce
zacisnęła mocniej na sakiewce.
- Tiens! W takim razie dokonam cudu.
- Wierzyłem, że tak będzie - odrzekł ufny przede wszyst-
kim we własne możliwości.
Madame zakręciła się energicznie i zaczęła wydawać polecenia swoim asystentkom. Wkrótce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]