[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który zakaszlał z zakłopotaniem. Ale nie powinienem was trzymać na zimnie
i śniegu przed wejściem! zawołał, obracając się z wdziękiem. Chodzmy,
kuzyni! Dokończymy powitanie w nieco lepszych warunkach.
Mroczny Wiatr walczył z narastającym rozdrażnieniem. Ten młodzik, Zpiew
Ognia, był doprawdy irytujący. Jego umiejętności tylko wzmagały gniew.
Zwiadczył o nich chociażby ptak. Tayledras rzadko eksperymentowali z no-
wymi gatunkami do oswajania, ale nigdy nie próbowali tego z ptakami ognistymi.
Uznano je za nieprzydatne do takiego zadania z powodu ich płochliwości i trud-
ności w przyzwyczajaniu się do nowego otoczenia. A jednak na ramieniu adepta
226
ptak ognisty siedział tak spokojnie jak każdy inny. Nic dziwnego, że klan określił
go jako nowatora. . .
Mógł być starszy, niż na to wyglądał; u adeptów pierwsze oznaki starzenia
ujawniały się dopiero koło sześćdziesiątki, jednak Mroczny Wiatr nie dałby mu
tyle lat. Arogancja Zpiewu Ognia była arogancją młodości; być może liczył jesz-
cze mniej lat niż Mroczny Wiatr.
Równie mocno drażniła go widoczna fascynacja Elspeth.
Jest piękny jak bóg szeptał złośliwy głos w mózgu. Jak mogłaby się
oprzeć jego urokowi? Jak ktokolwiek może go nie podziwiać?
Mało pocieszał go fakt, że Zpiew Ognia wybrał na mieszkanie ekele w prze-
ciwnym końcu Doliny, ściśle rzecz biorąc, obok Gwiezdnego Ostrza, na tym sa-
mym drzewie, ale nieco wyżej. Gdy tylko mag wrzucił niedbale swoją paczkę do
sypialni, odesłał ptaka na żerdz i zdjął ciężki płaszcz odwrócił się i spojrzał
w dół na Mroczny Wiatr, z tym swoim doprowadzającym do pasji uśmiechem.
Chciałbym się spotkać z twoim ojcem, jeśli pozwolisz rzekł bez ogró-
dek. Zbiegł po schodach i zapukał do drzwi starego maga, jakby go oczekiwano.
Może i tak było, bo Kethra otworzyła od razu i zaprosiła go do środka. Mroczny
Wiatr został na zewnątrz. Nikt o nim nie pomyślał. Poczuł się jak głupiec. Dzię-
kował losowi, że oszczędził mu świadków tej sceny. Zazgrzytał zębami i poszedł
znalezć sobie coś pożytecznego do roboty.
Hej, Mroczny Wietrze!
Nieznajomy głos mógł należeć tylko do nowo przybyłego adepta. Mroczny
Wiatr stanął, z wysiłkiem przyjął przyjemny wyraz twarzy i odwrócił się do maga.
Zpiew Ognia przebrał się już w strój bardziej odpowiedni w ciepłej Dolinie:
krótką tunikę i spodnie. Gdyby Mroczny Wiatr nie widział tego na własne oczy,
nie uwierzyłby, że można stworzyć kostium bardziej efektowny niż ten, w którym
adept przyjechał. Jednak można przykład miał przed sobą. Złoto, biel i błękit
ubrania odpowiadały błękitowi oczu, bieli włosów i złocistej karnacji maga. Ktoś
pewnie hertasi zadał sobie wiele trudu, by doprowadzić czuprynę uzdrowi-
ciela do porządku. Mroczny Wiatr poczuł się niepozorny, wręcz brzydki.
Rozmawiałem z Kethrą, twoim ojcem, starszymi i Tre valenem rzekł
raznie Zpiew Ognia, doganiajÄ…c Mroczny Wiatr. Potwierdzili to, czego dowie-
działem się od was. Na razie nie możemy nic zrobić z kamieniem. Muszę go
dokładnie zbadać.
Przynajmniej ma na tyle zdrowego rozsądku pomyślał Mroczny Wiatr,
a na głos powiedział: Chyba nie muszę ci przypominać o ostrożności. . .
Zpiew Ognia skinął głową; wyglądał wyjątkowo poważnie.
Wiem, kamień jest wyjątkowo zdradliwy rzekł. Tak nie zachowywał
się jeszcze żaden inny kamień w żadnym innym klanie. Nie liczę na szczęśliwy
227
traf.
Mroczny Wiatr odetchnął z ulgą. Młody adept, jakkolwiek arogancki, nie był
jednak głupcem.
Jeszcze coś ciągnął Zpiew Ognia. Coś, co, jak myślę, przewidziałeś.
W całej Dolinie tylko dwoje ludzi może mi pomóc pokonać kamień: ty i cudzo-
ziemka. Jednak nie zostaliście jeszcze zatwierdzeni jako adepci.
Mroczny Wiatr skrzywił się i ruszył w kierunku swojego ekele. To prawda
przytaknął. Mamy adeptów, ale żaden z nich nie czuł się na siłach zająć się
naszym kształceniem.
Wiem. Mądrze z ich strony, że nie przeceniali swych możliwości odparł
idący obok uzdrowiciel. To się musi skończyć. Podejmę się ćwiczyć z wami
i sam was zatwierdzę. Potrzebuję pełni waszych sił i zdolności. Spojrzał przed
siebie; Mroczny Wiatr łypnął okiem. Mam także zamiar popracować nad two-
im ojcem, ale o to już się nie martw.
Jasne. Przecież to tylko mój ojciec. Dlaczego miałbym się przejmować tym,
co z nim zrobią? pomyślał, ale zatrzymał te myśli dla siebie. Skinął tylko
głową. W takim razie kiedy się spotkamy? Czy będziesz pracował z każdym
z nas osobno, czy razem?
Razem odparł niedbale adept, jakby go to nie obchodziło. Chcę,
żebyście działali jako partnerzy. Jutro się zobaczymy, byle nie za wcześnie.
Ziewnął. Jestem zmęczony. Hertasi obiecali mi masaż. Muszę odpocząć po
trudach podróży.
Obrócił się na pięcie i skręcił na ścieżkę prowadzącą do ekele Gwiezdnego
Ostrza.
Oczywiście, hertasi już się do niego przyczepiły pomyślał z irytacją
Mroczny Wiatr. Lgną do piękna i potęgi, a tego mu nie brakuje. Pewnie z pół
tuzina błagało o służbę u niego, ledwie pojawił się w Dolinie. Biegli za nim ze
wsi położonej na bagnach, choć uważają się za tak niezależnych. A Nera na prze-
dzie .
Poszedł do Elspeth, by oznajmić jej nowiny. Zastanawiał się, jak je przyjmie.
Jak się odniesie do tego niespotykanego człowieka. . . zaskoczyło go ukłucie za-
zdrości, jakie poczuł na wspomnienie podziwu w jej oczach.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Nyarę obudził szum wielkich skrzydeł widocznych ponad wieżą i odgłos ko-
goś ciężkiego lądującego na dachu. Wyślizgnęła się z łóżka, łapiąc w przelocie
pelerynę uszytą ze skóry zabitego przez siebie niedzwiedzia. Zanim zdążyła się
przestraszyć czy choćby otrząsnąć z senności, odezwała się Potrzeba:
To gryfy. Pozdrów je ode mnie.
Dziewczyna stała, nie całkiem jeszcze rozbudzona i nie do końca świadoma
tego, co siÄ™ dzieje.
Gryfy? Otuliła się futrem i poszła schodami w górę. Gryfy? Ale dla-
czego tu przyleciały? myślała po drodze.
Witaj, mała! zawołał Treyvan, gdy ostrożnie wysunęła głowę. Jak
tam lekcje?
Wyglądał tak przyjaznie i pogodnie, jak nigdy dotąd odkąd Nyara go po-
znała. Jego pióra lśniły w słońcu, głowa i grzebień były dumnie podniesione. Jak
gdyby nigdy nic się nie stało jakby nie zdradziła jego dzieci, nie zawiodła
zaufania, nie uciekła z ukradzionym mieczem. Jakby nic ich nie dzieliło.
Starała się nie pokazać zmieszania. Wyszła na dach.
Chyba dobrze rzekła nieśmiało, jednocześnie kiwając głową Hydonie,
stojącej obok Treyvana. Tak przynajmniej twierdzi Potrzeba. Kazała was po-
zdrowić. Jak mnie znalezliście?
Ssstój ssspokojnie, niech ci sssię przyjrzę powiedziała Hydona, prze-
krzywiając głowę jak ptak, gdy go coś zaciekawi. Nyara znieruchomiała. Do-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]