[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myśl... a dam ci ryby, bułki, sera... zjesz i będzie ci z tym zdrowiej!
Miała posłuchać Cazita rozkazu, gdy ciotka zawołała, podnosząc głowę.
Capitane Zeno!
Kapitan wydawał rozkazy, ale odwrócił głowę do dobrze znanego mu głosu.
Cóż tam każe signora Anunziata?
Każę, każę iść jeść, głód na morzu niedobry, a i wina szklanka ci nie zawadzi...
A cóż ci podróżni jeść będą? zapytała Cazita.
2
Książę Radziwiłł.
21
Muszą tam mieć z sobą coś w sakwach, a co nam z tego? żywo odparła ciotka prze-
cież nie godzili się o jedzenie. Jeśli im głód dogryzie, niech poproszą i zapłacą... to są ludzie,
których pieniądze już przeznaczone na to, aby się rozsypały po drodze, lepiej, żebyśmy my je
wzięli niż kto inny. Ecco!
A ja wiem szepnęła cicho, ale żywo Cazita że ojciec mi pozwoli zanieść polsko-
weneckiemu szlachcicowi fiascone wina, a choćby sera i chleba...
Nie pozwolę, nie rzekł, śmiejąc się, kapitan ale mu je sam zaniosę.
A czemuż nie ja? spytała córka.
Dlatego, dziecko ty moje zawołał Zeno że z serem mógłby i ciebie zjeść...
Rozśmieli się, ale wtem Cazita, bardzo zręcznie wyminąwszy ciotkę, wśliznęła się na
wschodki, spadła po nich jak kot w głąb statku i w chwilę potem wydrapała się nazad po nich
z flaszką oplataną, serem i chlebem. Jednym susem stanęła przed Konradem, skłoniła mu się,
uśmiechnęła, wskazała na ojca, tłumacząc pochodzenie daru... i zarumieniona, słowa nie rze-
kłszy, uciekła; wpadła nazad na wschodki, znikła... Kapitan Zeno uśmiechał się, ciotka gde-
rała...
Tymczasem na pokładzie ta postawiona flasza, ten chleb i ser, niewykwintny dziecięcego
serca podarek... pozostał przed Konradem, który go tknąć nie śmiał, tak był niezmiernie wzru-
szony dowodem współczucia i dobrego serca dziewczęcia. Lica mu gorzały, serce biło, prze-
cież nie spotkało to nikogo innego, tylko jego... jego jednego zatem... Zatem szły złotem tkane
marzenia. Cazita była tak cudnie piękną, on tak młody!
Węgrzynek patrzał na to zdziwiony, ale trochę i dumny, że się na jego panu poznać umia-
no.
Słuchaj no, chłopcze rzekł do niego Konrad rozwiąż no mi ty zaraz ten sepecik, co
jest w miechu skórzanym, a żywo...
Chłopak ukląkł i zabierał się do roboty, nie wiedząc, o co chodziło, ale domyślając się, że
pan po polsku miał zawdzięczyć ową flaszę wina i chleba kawałek.
Tak było w istocie. Panu Konradowi przyszło na pamięć, że na wyjezdnym poczciwy Pu-
kało, który niczego nie zaniedbał, co by w podróży przydać się mogło (czytając różne opisy
wędrówek dla informacji jak powiadał), wynalazł tam, że wszędzie małymi datkami wiele
zrobić było można. Za pozwoleniem więc pryncypała nakupił różnych ad hoc fraszek, to jest
ad captandam benevolentiam wschodnich narodów służyć mogących... między innymi dosyć
wyrobów bursztynowych. Te bursztyny przypomniał sobie pan Konrad. Nie chciał on zbyt
kosztownym darem obrazić kapitana i jego córki, a chciał polskim sercem poczciwym, czymś
im przecie odwdzięczyć. Na wierzchu w sepeciku leżał właśnie piękny różaniec bursztynowy
z Męką Pańską zgrabnie wyrobioną. Zdało się Konradowi, że go przeznaczenie jakieś umyśl-
nie położyło na oku, i dobył różańca, ściskając w dłoni, czekając tylko pory dogodnej, aby z
niego ofiarę zrobić ślicznemu dziewczęciu.
Do Wenecji daleko było jeszcze, wiatr ku wieczorowi zwolniał, statek posuwał się leniwo,
miał więc pan Konrad dosyć czasu, a gdyby nawet zawstydzona Cazita pokazać się już nie
chciała, postanowił go dla niej oddać ojcu. Tak, ze spokojniejszym już sumieniem wziął się
do wina, chleba i sera.
Węgrzynek byłby się chętnie o swoją też część tej biesiady upomniał, bo go dosyć we-
wnątrz zwijało, ale Konrad postanowił nie zostawić ani prószynki i z oczów mu było widać,
że gotów był bić się o nie, gdyby mu je kto chciał odebrać.
Węgrzynek więc dobył swojego chleba kupionego w Trieście i pożywał go, odświeżając
prozaiczną cybulą, która mu dość smakowała. Wzdychał jednak za ojczystą słoninką, przypie-
kaną, kto wie czy i nie za gorącą misą krupniku ale te były daleko...
22
[ Pobierz całość w formacie PDF ]