[ Pobierz całość w formacie PDF ]
górę z szybkością odrzutowca. - Myślałam, że odwozisz mnie do domu.
- Myślałaś, że zostawię cię tam, w tej małej, ponurej klitce? Całkiem samą? - do-
rzucił. - Gdzie nikt się tobą nie zajmie?
- Nie potrzebuję, żeby ktoś się mną zajmował - stwierdziła z uporem.
- Właśnie, że potrzebujesz.
Przestała więc protestować, gdyż Riccardo zaniósł ją - zaniósł! - do głównej sy-
pialni. W głowie jej się kręciło, gdy położył ją na wielkim łóżku.
Potem rozebrał ją, zostawiając jej tylko biustonosz i figi, nakrył kołdrą i poszedł
zadzwonić po lekarza.
- Nie potrzebuję lekarza - protestowała, chociaż miała już teraz bardzo silne dresz-
cze.
Lekarz zjawił się wkrótce potem, kazał zmierzyć temperaturę i przyłożył do jej
piersi paskudnie zimny stetoskop.
- Ma bardzo wysoką gorączkę - oznajmił. - Musi pan dopilnować, żeby pana przy-
jaciółka dużo piła - dodał. - I brała regularnie środki przeciwbólowe. To paskudny przy-
padek grypy, ale za kilka dni powinna poczuć się lepiej.
Angie chciała sprostować, że nie jest przyjaciółką Riccarda, ale ktoś wsadził jej do
głowy lokomotywę parową. Niepewnie uniosła głowę znad poduszki.
- Nie mogę zostać tutaj na... a-a-a-psik!
- Proszę odpoczywać - powiedział lekarz surowo.
R
L
T
- Och, dopilnuję tego - zapewnił Riccardo.
Szczerze mówiąc, czuła się jak w niebie. Nigdy jeszcze nie była tak rozpieszczana.
Przez dwa dni i dwie noce zasypiała i budziła się, cała zlana potem. Raz - jak przez
mgłę - zobaczyła Riccarda w koszuli z podwiniętymi rękawami, który wycierał jej nagie
ciało gąbką, zmoczoną letnią wodą.
Ale trzeciego dnia Angie obudził zapach kawy. Miała wrażenie, że ktoś usunął wa-
tę, która wypełniała jej głowę. Mrugając oczami, rozejrzała się z niedowierzaniem do-
okoła.
Była w sypialni Riccarda! Leżała w jego łóżku. Sama.
Jej nogi były tak słabe, że wyjście z łóżka wymagało trochę czasu, ale po kilku se-
kundach poczuła się na tyle pewnie, że przeszła do łazienki z pewnością człowieka, który
był tam już wcześniej, chociaż nie bardzo pamiętał, kiedy to było. Popatrzyła w lustro,
przygotowujÄ…c siÄ™ na szok.
Włosy miała rozczochrane, policzki zapadnięte; musiała stracić na wadze przy-
najmniej pięć funtów. Ale na jej twarz zaczęły wracać kolory, a oczy sprawiały wrażenie
zaskakująco pogodnych. Znalazła nieużywaną szczoteczkę do zębów i mydło, odświeży-
ła się i używając jednej ze szczotek Riccarda, doprowadziła swoje włosy do jakiego ta-
kiego stanu.
Od strony sypialni dolatywały ją dzwięki radia, z głębi mieszkania dały się słyszeć
inne odgłosy. Udała się w tym kierunku. W oszczędnie i nowocześnie urządzonej kuchni
znalazła Riccarda, który z zadziwiającą wprawą zajmował się zaparzaniem kawy. Ubra-
ny był w ciemne spodnie i jedwabną koszulę, miał bose stopy, a czarne włosy nadal wil-
gotne po kÄ…pieli.
Musiał usłyszeć jej kroki, gdyż odwrócił się i spojrzał na nią. Obrzucił ją uważnym
spojrzeniem i Angie poczuła, że się czerwieni.
- WyglÄ…dasz lepiej - mruknÄ…Å‚ z aprobatÄ…. - O wiele lepiej.
- Czuję się lepiej. Riccardo... - Objęła się ramionami. - Co się stało?
- Byłaś chora - odpowiedział cicho.
- Więc ty... ty...
- Nie teraz. UsiÄ…dz. ProszÄ™.
R
L
T
Wskazał miękki, obity czarną skórą fotel, zarzucony poduszkami. Usiadła w nim z
wdzięcznością, gdyż jej nogi nie były tak pewne, jak sądziła.
- Kawy? - spytał.
Zastanawiała się, czy uświadomił sobie, że ich role się zmieniły. Teraz on zajmo-
wał się nią. Tylko nie przyzwyczaj się do tego, pomyślała. Proszę.
- I coś do jedzenia, jak sądzę. Musisz być głodna.
- Umieram z głodu.
- Mogą być jajka?
- Wspaniale.
Roztapiając masło na patelni, przyłapał się na podśpiewywaniu pod nosem. Dzie-
sięć minut pózniej siedzieli obok siebie przy kontuarze, zajadali jajecznicę z chlebem z
rodzynkami i popijali mocnÄ…, czarnÄ… kawÄ™.
Pomiędzy kolejnymi kęsami Angie rozkoszowała się chwilą, choć wiedziała, jak
bolesne będą wspomnienia o tym.
- Dziękuję, Riccardo - powiedziała cicho. - Za to, że tak wspaniale o mnie dbasz.
- Nie chcę twoich podziękowań.
- Trudno. I tak je dostaniesz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]