[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teraz jest sobie mniej więcej zwyczajnym mieszkańcem M-4 i posiadaczem
malucha . Sądzę nawet, że nocne rodaków rozmowy toczone z cieniem
pierwszego trwałej się zapisują w duszy niż rozhowory przy koniaku z tym
drugim (chyba że pierwszy jest przy nich obecny). Wracając do teatru to
naprawdę zastanawiające, że dziś, kiedy nic nas na scenie nie zdoła zadziwić
ani śpiewające drzewa, ani chodzenie pieszo w powietrzu, drugi akt Wesela
okazuje się taki trudny z powodu zderzenia realności z fantazją.
Trudności te Hebanowski po prostu i zwyczajnie uznał za niebyłe. Bo też,
gdy siÄ™ idzie wiernie za tekstem, nie ma problemu zderzenia . Jest narasta-
jące przemieszanie realności i niezwykłości, szopka zmienia się w misterium i
innego wyjścia nie ma, inaczej trzeci akt będzie co najwyżej majaczeniem
skacowanych weselników.
Nie twierdzę wcale, że Wybrzeżowe przedstawienie jest bez zarzutu i bez
kiksów. Ogólnie biorąc, raczej tacy sobie byli inteligenci (ale to już chyba
reguła: w kolejnych inscenizacjach Wyspiańskiego mamy coraz lepszych
chłopów i coraz gorszych inteligentów), zawiódł właściwie Poeta (ale znowu:
co do mnie, wolę Wesele nawet bez Poety niż z Poetą w roli głównej, jak to
było u Hanuszkiewicza na Pradze), miejskie panny zupełnie nie do odróżnie-
nia, zwłaszcza bez wyrazu Maryna, czego żal tym bardziej, że jest to jedna z
niewielu postaci w Weselu bez cienia kabotyństwa, przeciwnie, ostro widząca
kabotyństwo innych, szczególnie Poety.
Ale Wesele w reżyserii Hebanowskiego jest pierwszym od wielu lat, które
ogląda się bez potrzeby przywoływania na pamięć tekstu, bez pomocy wia-
domości skądinąd zdobytych.
Jestem gorÄ…cÄ… zwolenniczkÄ… filmowego Wesela Wajdy (krakowskiego
przedstawienia w jego reżyserii nie widziałam), ale traktuję je jako Wesele
Wajdy właśnie, jako wariacje na temat Wyspiańskiego. Jest to dzieło jakby
stworzone przez wnuka Jaśka, wykształconego intelektualistę chłopskiego
pochodzenia, który z legendy rodzinnej wiele słyszał o bronowickiej fecie, ale
opowiada ją po swojemu, znamiennie przesuwając akcenty. U Wyspiańskiego
bohaterów wielkość gniecie poczucie winy, że nie mogą sprostać nakazom
płynącym z wielkiej przeszłości. U Wajdy dominuje lęk przed przyszłością
już niby zabrzmiał Złoty Róg , a my nie wiemy, co konkretnie robić. Z tym
wszystkim film bez znajomości, i to dobrej, tekstu i jego legendy jest niezro-
zumiały, nie tłumaczy się sam przez się, stale go do Wyspiańskiego przyrów-
nujemy, mówiąc aha, więc Wajda to tak widzi.
Hebanowski, odważywszy się iść drogą całkiem tradycyjną, jakby przed
nim nie było Hanuszkiewicza, Lidii Zamków i Wajdy, odważywszy się być
konserwatystą, dał przedstawienie paradoksalnie w chwili obecnej no-
watorskie. Wesele, w którym to, co fantastyczne, jest traktowane z taką sa-
50
mą dosłownością, jak w najbardziej awangardowych sztukach współcze-
snych, przy których pytania: a dlaczego? a jak to możliwe? są co najmniej
nietaktem, jeśli nie objawem zacofania.
Zawsze w cichości ducha uważałam, że jeśli reżyser nie ma znakomitego
aktora do roli Gospodarza i drugiego do Wernyhory, niech lepiej odłoży We-
sele z powrotem na półkę. Ostatecznie, to nie jest bez znaczenia, że Wyspiań-
ski zaczął pisać dramat właśnie od rozmowy tych dwóch. Przecież Wesele
całe opiera się na pomyśle: co by było gdyby... Gdyby w tym momencie ktoś
ogłosił ogólnonarodową mobilizację. I w konsekwencji jest także, jest przede
wszystkim kompromitacją nie tyle niemożnych inteligentów i niedojrza-
łych chłopów, ale mętnej, niedomyślanej, poetycko-historiozofującej ideolo-
gii Gospodarza, a więc tego, który, od lat pośród siedząc , nie zdołał stwo-
rzyć, przemyśleć pozytywnego programu.
U Hebanowskiego Gospodarz, w pierwszym akcie dość drugoplanowy, nie
rzucający się w oczy, nawet drażniący beznamiętnym odbębnianiem wielkich
recitativów ( Rok w rok w każdym pokoleniu ), w drugim staje się wielką kre-
acją, wydobywa z tekstu wszystkie półcienie, wątki i momenty niby uboczne,
a przecież tak ważne, że widz pojmuje już wtedy: nic z tego nie będzie, oto
wielkich ojców wnuk niegodny. Tak, drugi akt u Hebanowskiego nie tylko nie
potrzebuje podpórek z wiadomości widza, przeciwnie uświadamia mu ja-
sno to, co niby wiedział, ale...
Podobno Różewicz, zapytany kiedyś przez reżysera swojej sztuki, czy ma
jakieś szczególne życzenia, pomysły co do przedstawienia, odpowiedział:
Niech aktorzy wyraznie mówią tekst . Okazuje się, że czasem właśnie to jest
tym nowatorskim jajkiem Kolumba: powiedzieć wyraznie, o co chodzi.
Chwała zatem odważnym, którzy mówią głośno i wyraznie.
51
Rozstania literackie
Jakże często widzi się w witrynach księgarni tomy lub tomiki z tytułami:
Spotkania literackie , Przyjaznie literackie itp. Autorzy relacjonujÄ… tam
swoje przygody czytelnicze, fascynacje, zakochania, sympatie żywione przez
długie nieraz lata dla innych autorów, dla współobywateli imaginacyjnej rze-
czypospolitej pisarzy. Nikt jednakże o ile mi wiadomo nie napisał książki
pod tytułem: Moje antypatie literackie . Wyraz antypatiom daje się mimo-
chodem, przy innej okazji, pełne pasji pamflety w rodzaju Sienkiewiczianów
Nałkowskiego czy Beniaminka Irzykowskiego należą do rzadkości. Czyżby
bodaj w świecie literatury miłość była silniejsza od nienawiści, potrzeba wy-
rażenia sympatii mocniejsza od potrzeby zamanifestowania niechęci? Zwiad-
czyłoby to bardzo ładnie o pisarzach, dowodziłoby szlachetności uczuć i ide-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]