[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziewczyna przyspieszyła. Nic nie wydawało jej się teraz tak istotne,
jak oddalenie się od Tamaniego - osoby, która wzbudzała w niej tyle
skrajnych emocji.
Zatrzymała się na moment, żeby obwiązać płatki szlem. Podniosła
gitarę i przełożyła pasek przez ramię. Kiedy to zrobiła, jej ręka natrafiła
na promień słońca. Coś przykuło jej uwagę, więc ponownie wystawiła
dłoń na słońce. Na nadgarstku lśniły połyskujące drobinki. No super.
Zostawił na mnie jakąś substancję. Głupi żart!".
Zatrzymała się, oddychając ciężko, dopiero wtedy, gdy ujrzała swój
dawny dom. Spojrzała ponownie na nadgarstki i poczuła narastający
gniew. Wytarła dokładnie rękę, aż zniknęły wszelkie ślady po
złotawym proszku.
9
Następnego dnia Laurel wyglądała jak własny cień. Nie chciała
wierzyć w to, co powiedział jej Tamani, ale nie mogła przestać o tym
myśleć. Czy to może być prawda? Złościła się na samą siebie:
powtarzała sobie, że jest śmieszna, a potem znowu zaczynała się
zastanawiać, i tak w kółko.
Dawid próbował kilkakrotnie złapać ją na korytarzu, ale za każdym
razem umykała przed nim do klasy.
Potem jednak była lekcja biologii.
Dawid zajął swoje miejsce tuż obok Laurel.
- Co się stało? Rozrasta się ? - szepnął, zanim zdążyła się odwrócić.
Pokręciła głową, a włosy opadły jej na twarz, tworząc zasłonę
oddzielajÄ…cÄ… jÄ… od Dawida.
Przesunął krzesło nieco bliżej, bo pozostali uczniowie hałaśliwie
zajmowali swoje miejsca.
- Laurel, musisz ze mną porozmawiać. Zwariujesz, jeśli będziesz
wszystko w sobie dusić.
- Nie mogę... - zaczęła, ale przerwała, czując napływające do oczu
Å‚zy. - Nie teraz.
- A po szkole? - szepnął, pan James bowiem rozpoczął już lekcję.
Kiwnęła głową i spróbowała ukradkiem obetrzeć łzy.
Dawid pogłaskał pod stołem jej nogę i zaczął bazgrać w swoim
zeszycie. Miała nadzieję, że zapisze dokładnie to, co mówi nauczyciel,
i będzie mogła pózniej od niego odpisać.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Laurel na zmianę strofowała się za
obietnicę daną Dawidowi i czuła ulgę, że wreszcie wszystko z siebie
wyrzuci. Nie miała pojęci, jak zacząć. Bo jak można zareagować, kiedy
ktoś nagle mówi: Cześć, bo wiesz, najprawdopodobniej jestem
baśniowym stworzeniem".?
- Nie jestem - szepnęła do siebie. - To głupota.
Ale nie była do końca przekonana.
Po szkole ruszyli z Dawidem w stronę jego domu. Chłopak wyczuł,
że nie jest jeszcze gotowa do rozmowy, i maszerowali w milczeniu.
Był niezwykle delikatny, kiedy pomagał jej przejść przez
ogrodzenie, a jego ręka świadomie unikała jej pleców. Chwycił ją w
ramiona, kiedy zeskoczyła na ziemię, ale nie puścił, nawet gdy już
odzyskała równowagę.
Miała wielką ochotę przytulić się do niego i zapomnieć o tych
wszystkich bzdurach, ale wiedziała, że to niemożliwe. Dawid
wpatrywał się w nią uważnie, dopóki nie włożyła rąk w kieszenie i nie
odwróciła się.
- Tędy - powiedział, prowadząc ją do splątanego drzewa.
Laurel spojrzała na gęsty baldachim nad głową. Był już pazdziernik i
liście rozpoczęły swoje jesienne przeobrażenie. Krawędzie miały
pomarańczowoczerwone, niektóre także żółte lub jasnobrązowe, ale
ich środki nadal starały się za wszelką cenę pozostać zielone. Las
stanowił przepiękną mieszaninę kolorów, tylko Laurel ze smutkiem
patrzyła, jak zieleń przegrywa z bardziej jaskrawymi barwami.
To przypominało jej o własnym kwiecie. Czy on też powoli zacznie
umierać, tak jak liście? Czy to będzie bolało?" - pomyślała,
owładnięta nagłym strachem. Nawet jeśli tak, to niska cena za jego
zniknięcie. Ale Tamani powiedział, że za rok wyrośnie następny. Miała
nadzieję, że większość z tego, co mówił, jest prawdą. A reszta... O tym
wolała nie myśleć.
A jednak ciągle wracała myślami to tamtego spotkania. I chociaż nie
chciała się do tego przyznać przed samą sobą, powodem nie były
jedynie dziwaczne informacje, które usłyszała; powodem był także
sam Tamani. Wstrząsnął jej emocjami - pokazał uczucia, których nigdy
wcześniej nie doznała. Takie niepohamowane pragnienie drugiej
osoby, której się zupełnie nie zna. Tego jeszcze nie doświadczyła.
Wobec nikogo. Było to uczucie ekscytujące i radosne, ale i trochę
przerażające. Jakaś część jej wymknęła się zupełnie z pod kontroli i
dziewczyna nie była pewna, czy jest z tego zadowolona.
Tamani był taki. Czy piękny" to właściwe słowo? Chyba tak. W
każdym razie nie mogła oderwać od niego oczu. To właśnie dlatego
zastanawiała się, czy nie jest tylko złudzeniem, niezwykle
realistycznym snem.
Spojrzała na swój nadgarstek, na miejsce, z którego starła złoty
proszek. To było prawdziwe. Jeszcze w domu znalazła drobinki na
dżinsach. A więc i Tamani musiał być prawdziwy.
No i cały czas nie mogła pozbyć się wrażenia, że już go wcześniej
gdzieś spotkała. Bo on zachowywał się, jakby ją znał. Ale skąd? I
dlaczego? Kręciło jej się w głowie od tego wszystkiego.
- Co się stało wczoraj? - zapytał w końcu Dawid, kiedy dotarli do
drzewa.
Laurel jęknęła. Pomyślała sobie, że po tym, jak zgodziła się
porozmawiać z Dawidem, wszystko zaczęło jej się wydawać idiotyczne.
- Kiedy to śmieszne. Nie wiem, czemu tak się przejęłam. Pewnie
dlatego, że czuję się jak kretynka.
- Czy to ma jakiÅ› zwiÄ…zek z eee... kwiatem?
- Chyba. Nie wiem - odparła. Zaczęła chodzić w tę i z powrotem, a
słowa same popłynęły z jej ust: - O ile to prawda, ale ja nie mogę w to
uwierzyć. Zaczynam już myśleć, że sobie to wszystko wymyśliłam, że
to sen, tylko nie pamiętam momentu zasypiania.
- Brakuje w tym sensu, Laurel.
- Brakuje sensu?! - prychnęła. - Kiedy opowiem ci, co on mówił,
dopiero zobaczysz, że brakuje w tym sensu.
- Kto?
Przestała chodzić i oparła się o drzewo.
- Spotkałam kogoś. Na naszej posesji. Takiego chłopaka. Prawie
mężczyznę" - pomyślała, ale nie powiedziała tego głośno. - Mówił, że
tam mieszka.
- Na waszej ziemi?
- To samo mu powiedziałam.
- A co na to twoi rodzice?
- Nie widzieli go?
- Byłaś sama?
Pokiwała głową.
- Zupełnie sama z jakimś obcym facetem? Dobrze, że nic się nie
stało! - Zatrzymał się na chwilę, a potem zapytał cicho:" - Coś ci zrobił?
Ale Laurel już kręciła przecząco głową.
- To nie tak - powiedziała. Przez chwilę myślała o tym, co czuła,
siedząc na małej polanie. - Czułam się bezpieczna. Byłam bezpieczna.
On on mnie zna. Nie wiem, jak to możliwe. Zobaczył mój kwiat i wcale
nie był zdziwiony. Powiedział, że. zakwitłam.
- Zakwitłaś?
- Powiedział, że kwiat zniknie. Mam nadzieję, że to jedyne jego
słowa, które się spełnią.
- Kim jest? Powiedział ci?
- Mówił, że ma na imię Tamani - ledwie to wypowiedziała, a już
pożałowała. Imię brzmiało magicznie i wypowiedziane na głos
przywoływało uczucia, nad którymi nie potrafiła zapanować. Przed
oczami znowu miała jego twarz, która przesłaniała wszystko inne. Jego
intensywne spojrzenie, półuśmiech, to, jak poczuła się błogo i pewnie,
gdy dotknął jej dłoni.
- Tamani? - głos Dawida sprowadził ją do rzeczywistości. - Dziwne
imiÄ™.
Laurel tylko pokiwała głową. Zmusiła się do myślenia o tym, co tu i
teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]