[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nic nie wiesz - wydusiła przez gardło ściśnięte łzami.
- Czyżby? - zapytał i dostrzegła w jego oczach współczucie. - Co cię tak bardzo
zmieniło, Ellie?
Przeszywający sztych furii wyrwał ją z odrętwienia.
- Nie wiesz? - rzuciła oskarżycielskim tonem. - Ty!
Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Ellie...
- Powiedziałam ci, nie nazywaj mnie tak! Przestałam być Ellie w dniu, gdy mnie
porzuciłeś. - Ogarnęła ją wściekłość na jego arogancję. Nie miał pojęcia, przez co prze-
szła. - Tamtej Ellie, którą podobno tak dobrze znałeś, nie ma już od dziesięciu lat.
R
L
T
Odwróciła się i wyszła z sali, zostawiając Jace'a oniemiałego i wstrząśniętego.
ROZDZIAA PITY
Wszystko było gotowe. A przynajmniej, poprawiła się w duchu Eleonora, tak go-
towe, na ile to możliwe. Rozejrzała się po sali. Pierwsi goście mieli się zjawić już za
dziesięć minut.
Spędziła tutaj cały dzień. Robiła dekoracje, dokonywała ostatnich korekt i spraw-
dziła, czy działa aparatura nagłaśniająca dla wynajętego zespołu. Kilkakrotnie odwiedziła
kuchnię, a przed kwadransem udała się do toalety, aby się odświeżyć i przebrać w sre-
brzystą koktajlową suknię. Poczuła się w niej doskonale - a potrzebowała tego, gdyż po
wczorajszej rozmowie z Jace'em była kompletnie wytrącona z równowagi. W jednej
chwili ogarniał ją zimny gniew, a w następnej doświadczała dręczącego niepokoju. Nie
cierpiała takich gwałtownych skoków nastroju i złościło ją, że Jace je wywołał.
Wygładziła kilka serwetek i poprawiła świeżo ścięte gałązki bazi zdobiące stół. Ich
szary kolor przypomniał jej oczy Jace'a.
Zmusiła się, by przestać o nim myśleć, i zerknęła na taras, na który zwieziono ster-
ty śniegu do lepienia bałwanów i budowania domków igloo. Urządzono tam też dla dzie-
ci przy elektrycznym piecyku kawiarenkÄ™ z kakao i czekoladÄ… do picia, cukierkami i bitÄ…
śmietaną. Rodzinny nastrój.
Zazwyczaj nie organizowała dziecięcych imprez i zaskoczyło ją, że sprawia jej to
taką przyjemność. Już dawno pogodziła się z tym, że nigdy nie będzie miała dzieci. Jed-
nak powtórne pojawienie się Jace'a ożywiło dawną traumę. Na krótko jednak.
Usłyszała hałas przy drzwiach wejściowych. Z ulgą pomieszaną z lekkim niepoko-
jem uświadomiła sobie, że przybyli pierwsi goście.
Przyjęcie się rozpoczęło.
Jace stał w progu i przyglądał się ze zdumionym zachwytem przemienionemu wnę-
trzu hangaru. Sala jadalna stanowiła uosobienie dyskretnej elegancji. W blasku koloro-
wych lampek lśniły srebra i kryształy. Gałązki bazi włożono do kryształowych wazonów,
R
L
T
a każde miejsce dla dziecka udekorowano ozdobami w kształcie śnieżnych płatków. Zer-
knął przez okno na taras, gdzie uradowane dzieciaki z buziami już umazanymi czekoladą
bawiły się wesoło w stertach śniegu.
Przyjęcie było wspaniałe.
%7łałował jedynie, że spóznił się na rozpoczęcie z powodu spotkania z synem Lean-
dra Atrikidesa, Talosem. Ten chciwy sukinsyn stale nagabywał go o wyższą odprawę.
Pochwycił kilka podejrzliwych, niepewnych spojrzeń z ukosa rzuconych przez pra-
cowników. Stłumił westchnienie. Czasami żałował, że wdał się w tę pogmatwaną histo-
rię. Chciwe dzieci Leandra doprowadziły jego firmę niemal do ruiny. Jace wykupił ją
powodowany głównie współczuciem.
Jednak gdyby nie przybył do Nowego Jorku, nie spotkałby ponownie Eleonory...
Tylko czy naprawdę był z tego zadowolony?
Poszukał jej wzrokiem w tłumie gości. Myślał o niej od wczorajszej rozmowy, kie-
dy to porównał Eleonorę do jej matki. Wiedział, że ją tym zranił. Nie zamierzał cofnąć
swoich słów, ale zastanawiał się, jak mógłby jej pomóc.
Przecisnął się przez tłum, wciąż rozglądając się za Eleonorą. Spostrzegł ją stojącą
przy oknie. Wyglądała zachwycająco. Lśniąca suknia, jakby uszyta z płynnego srebra,
opinała smukłe ciało, które tak dobrze znał.
Jace zapragnął nagle znów wziąć Ellie w ramiona.
- Eleonoro!
Odwróciła się i ujrzała idącego ku niej Jace'a. Przeniknął ją dreszcz rozkosznego
oczekiwania. Chociaż wczoraj rozstali się w napiętej atmosferze, niemal ucieszyła się na
jego widok.
Stanął przed nią i ujął jej dłonie. Wiedziała, że powinna się cofnąć, zachować bez-
pieczny dystans, jednak się nie poruszyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl